Reklama

"Ranczo Wilkowyje": Mamrot na pamiątkę

Powtórki pierwszej części i druga seria "Rancza" były w stanie pokonać takie hity, jak "Skazany na śmierć" czy "Taniec z gwiazdami". Niektóre odcinki oglądało nawet ponad 7 milionów widzów! Gdy ważyły się losy skierowania do produkcji drugiej serii, to właśnie zaprzysięgli wielbiciele serialu wymogli na decydentach pozytywną decyzję. Fani serialu mają też swój udział w remontowaniu zabytkowego kościółka w Jeruzalu, gdzie powstawała część zdjęć, aktywnie uczestnicząc w akcji zbierania funduszy na ten cel. Sporą pomoc okazali też aktorzy, już dwukrotnie uczestnicząc w specjalnej licytacji wymyślonej przez księdza proboszcza Andrzeja Sobczyka. Jeruzal stał się z czasem atrakcją turystyczną. Wino "Mamrot Podlaski" w Jeruzalu kosztuje 4 złotych 50 groszy. Inicjatywą wykazał się właściciel lokalnego sklepu spożywczego, zamawiając wino marki wino o nalepkach bardzo podobnych do tego z "Rancza", zresztą bez zgody twórców filmu. Natomiast miejscowy proboszcz już we współpracy z filmowcami sprzedaje pamiątkowe breloczki i pocztówki.

Reklama

Bez odcinania kuponów

Sukces rodzi chęć wykorzystania go w pełni. Stąd nie dziwi decyzja o kinowej wersji serialu. Ale w żadnej mierze nie miało być to łatwizną. Żadnego montowania starych materiałów i ewentualnych kosmetycznych dokrętek! - zdecydowali słusznie twórcy. Widz ma dostać coś zupełnie nowego, chociaż ze znanym klimatem i bohaterami. Producent Maciej Strzembosz mówił: Film fabularny to zupełnie inna historia. Nie pojawią się w nim żadne sceny z nakręconego wcześniej serialu. Intencje te potwierdzał także reżyser w wypowiedzi dla miesięcznika "Film": Nasz film to nie zlepek scen z popularnego serialu. Chcemy opowiedzieć zupełnie nową historię. Mam nadzieję, że widzowie "Rancza" będą się chcieli spotkać z tymi samymi bohaterami na dużym ekranie. W serialu zapraszamy widzów do domów, uchylamy im drzwi do prywatności naszych bohaterów. W wersji kinowej natomiast zapraszamy ich na "wystawniejsze przyjęcie", zrobione z większym rozmachem. Mam nadzieję, że spotkanie z bohaterami z Wilkowyj będzie jak miłe spotkanie z rodziną lub przyjaciółmi. Staramy się, aby film miał rozmach. Oczywiście "Ben Hurem" nigdy nie będzie. Myślę, że wielkim atutem naszych scenarzystów, oprócz poczucia humoru, jest także dar językowy. Tych tekstów nie trzeba przerabiać, są tak dobre. Zobaczymy naszych bohaterów w sytuacjach, w których do tej pory ich nie spotykaliśmy. Zmuszamy ich do ujawnienia zupełnie nowych cech osobowości. Staną tu przed nowymi wyzwaniami, a widzom wcale niekoniecznie musi się to spodobać. Różne cechy, lepsze i gorsze, wyjdą z naszych bohaterów. Ale ludzie z "Rancza" mają także swój niepowtarzalny wdzięk, którym - mam nadzieję - zdołają się wybronić.

Zdjęcia do kinowej opowieści o perypetiach mieszkańców mazowieckiej wsi trwały 25 dni w liczącym kilkuset mieszkańców Jeruzalu w okolicach Mińska Mazowieckiego (sielskie Wilkowyje), Sokulach (dworek Lucy) i Górze Kalwarii (urząd Wójta). Budżet filmu przekroczył ponad 3,5 miliona złotych. Jedną z najbardziej spektakularnych scen był brawurowy rajd... furmankami. W scenie pościgu, wzorowanej na "Blues Brothers" i "Konwoju", wzięło udział kilkadziesiąt koni, furmanek oraz kaskaderów. Niestety, na planie (jak i w serii drugiej) zabrakło nieodżałowanego Leona Niemczyka, który w "Ranczu" zagrał swą ostatnią rolę. Postanowiono jednak, że ekipa pozostanie praktycznie bez zmian, lecz pojawią się, oprócz znanych i lubianych, nowe postaci, z Louisem na czele, granym przez Radosława Pazurę.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Ranczo Wilkowyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy