Reklama

"Pupendo": WYWIADY, ROZMOWY i WYPOWIEDZI

WYWIAD Z JANEM HŘEBEJKIEM

Był Pan bardzo bliski Oscara za Musimy sobie pomagać. Czy po tym wydarzeniu coś się zmieniło w sposobie Pana pracy albo w życiu osobistym?

Hrebejk: Oscar, pomimo jego wielkiej wagi, jest trochę loterią. Różnica pomiędzy Oscarem, a innymi prestiżowymi nagrodami polega na tym, że wiedzą o nim nawet ludzie, którzy nie interesują się kinem. Nominacja daje ogromną satysfakcję. Ja osobiście zawsze myślałem o Musimy sobie pomagać przez pryzmat tego, że niełatwo było go wyprodukować. Big Beat był mniej lub bardziej ciepło przyjmowanym debiutem Pod jednym dachem cieszyło się dużym zainteresowaniem widzów i dało nam popularność. Musimy sobie pomagać w połączeniu z nominacją do Oscara dało nam dozę powagi.

Reklama

Czy jest Pan reżyserem, który daje aktorom wolność?

Aktorzy tworzą całą historię w filmie, dlatego robimy próby jeszcze przed stworzeniem ostatecznej wersji scenariusza. Staram się być bardzo otwarty, ale zostańmy przy tym "staraniu się". Mogę powiedzieć tylko, że bardzo dużo improwizujemy, do momentu aż pojawi się rezultat, o który chodziło w scenariuszu.

Pracował Pan nad tym scenariuszem jak zwykle z Petrem Jarchovským. Jak przebiega wasza twórcza współpraca?

Najpierw decydujemy, jaką historię chcemy opowiedzieć, w którą stronę chcemy pójść. Na tym etapie nasza współpraca jest bardzo bliska. Decydujemy, które sceny będą kluczowe. Ja wnoszę praktyczne elementy do scenariusza, takie jak unikanie długich scen bez dialogów albo unikanie zbyt długich fragmentów dziejących się w nocy itp. I wtedy Petr zaczyna pisać. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent dialogów to wynik jego pracy. Ludzie często pytają mnie, jak duża część danej sceny była stworzona przez samych aktorów. Czasami tak się dzieje, ale naprawdę genialne dialogi są autorstwa Petra. Np. w Pupendo jest jedenastominutowa scena, w której pojawia się "Głos Ameryki", sfilmowana prawie słowo w słowo zgodnie ze scenariuszem Petra. Petr także bierze udział w procesie kręcenia, często jest w pokoju montażowym, pomaga w kwestii muzyki.

Bohaterowie Pupendo są kompletnie inni niż ci z Pod jednym dachem. Nie są to już heroiczni dysydenci czy przekonani komuniści...

Ci ludzie są już złamani. Koniec lat sześćdziesiątych był szczególnie napiętym czasem politycznie i kulturalnie, więc jego protagoniści byli bardziej dramatyczni niż ludzie z początku lat osiemdziesiątych. W Pupendo unikaliśmy skrajnych postaci i skrajnych sytuacji, społecznych czy osobistych.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pupendo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy