Reklama

"Przystanek: Miłość": PRZYSTANEK 1: ZAŁOGA

Aby uchwycić nowoczesną wrażliwość "Przystanku: miłość" producenci zaangażowali młodego, obiecującego reżysera Erica Brossa, którego pełne wyrazu, oryginalne niezależne filmy już jaki czas temu zwróciły uwagę krytyki i widzów.

"Potrzebowaliśmy reżysera, który potrafiłby poruszać się swobodnie w kilku dziedzinach jednocześnie - komedii, muzyce, romansie - i który umiałby poprowadzić świeżych, młodych aktorów. Uważaliśmy, że Eric Bross zrobi to znakomicie. Mimo, że jego wcześniejsze filmy są dosyć mroczne i kontrowersyjne, byliśmy przekonani, że do "Przystanku" miłość" wniesie własną oryginalną perspektywę i poczucie humoru. W gruncie rzeczy, ten projekt był wyzwaniem dla nas wszystkich", przyznaje Peter Abrams.

Reklama

“ Scenariusz zainteresował mnie głównie dlatego, że jest w nim tyle serca", mówi Eric Bross. " To kumpelska komedia, której sedno stanowi niezwykła, baśniowa historia miłosna. To także film o tym, co naprawdę ważne - że należy ufać własnej intuicji, iść za głosem serca, chwytać każdą chwilę i nie pozwolić wymknąć się temu, czego naprawdę pragniemy, jeśli los nagle postawi to “coś” na naszej drodze. Sam jestem na swój sposób romantykiem, a ten film pozwolił mi zagłębić się w temat z nieco innej perspektywy", mówi Eric Bross.

Reżyser był też zaintrygowany możliwością pracy z dwoma gwiazdami muzyki pop światowego formatu - i poprowadzenia ich pierwszych ról na wielkim ekranie : “Sądzę, że publiczności spodoba się to, że postaci przez nich kreowane są tak naprawdę bardzo bliskie ich wizerunkom estradowym. Lance to idealista i zapaleniec, uczciwy do szpiku kości; Joey to postać charyzmatyczna, facet typu “ co w głowie, to na języku”, bardzo otwarty , który nie umie ukrywać swoich emocji, już raczej woli je wykrzyczeć. Na ekranie także tworzą równie interesujący duet. Dla piosenkarzy praca w filmie stanowiła ekscytujące wyzwanie. “To było dosyć trudne, bo znamy się przecież jak łyse konie, a tu nagle mieliśmy ujrzeć siebie w rolach Kevina i Rod. Najciekawsze były sceny, w których “otwieraliśmy przed sobą serca”; w życiu nigdy tego tak naprawdę nie zrobiliśmy.” mówi Joey Fantone. “To była miła odmiana po morderczych trasach koncertowych, bo przez cały czas przebywaliśmy w tym samym mieście i spaliśmy co noc w tym samym łóżku. “, dodaje Lance. “ Ale ta praca wymagała znacznie większej koncentracji na każdym detalu. Kiedy gramy koncerty po prostu wskakujemy na scenę i staramy się dać jak najlepszy show; nawet jeśli popełnimy jakiś błąd, jest szansa że publiczność tego nie zauważy. A w filmie kamera rejestruje każdy drobiazg, każdy ruch, przez co wytwarza się niebywałe napięcie emocjonalne. To był diametralnie inny styl współpracy, niż ten do jakiego przywykliśmy z Joey'em na co dzień w zespole.”, wyznaje Lance Bass. On także był zaskoczony kreacją Fantone’a.” To, w jaki sposób wcielił się w Roda i uczynił tę postać tak przekomiczną, było zupełnie niesamowite. Nikt z nas nie podejrzewał nawet, że Joey może być aż tak zabawny.” dodaje.

Fatone wyznał, że budując postać Roda wzorował się na kilku swoich kumplach, którzy wciąż grają w prowincjonalnych barach, gdzie w cenę drinka wliczona jest "żywa muzyka", i dają mocno "odjechany" performance. Ale jego talent komediowy był zaskoczeniem dla wszystkich. “Był przekomiczny. Kiedy na własną modłę wykonywał utwory Def Leppard, dosłownie pokładaliśmy się ze śmiechu. Chodziliśmy za nim i błagaliśmy, żeby to robił raz po raz.", mówi Wendy Thorlakson. Wraz z chłopcami z N’Sync w filmie wystąpił legendarny, jedyny w swoim rodzaju soulman, wielebny Al Green, który zagrał tu samego siebie. Producenci nie posiadali się ze zdumienia i radości, gdy Al Green faktycznie przyjął rolę. “Zderzenie Ala Greena z Lance'm było genialnym posunięciem, dzięki któremu muzyczna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość stały się spójną całością. To był znakomity, nowatorski pomysł, który wniósł do filmu coś naprawdę niepowtarzalnego." , mówi Eric Bross. " Al Green jest dla Kevina kimś w rodzaju "ambasadora miłości", który sprawuje pieczę nad całą tą miłosną karuzelą."

Utwory Ala Greena dostarczyły nie tylko tematycznego szkieletu dla wątku miłosnego; sama obecność artysty, tryskającego życiem i pogodą ducha, stanowiła za każdym razem zastrzyk energii dla całej ekipy filmowej.

“Kiedy się pojawiał, wraz z nim pojawiała się magia", mówi Lance Bass. " Wszyscy natychmiast byli w doskonałym humorze". Emmanuelle Chriqui dodaje: “Nigdy przedtem nie miałam okazji przebywać z kimś, kto tak emanowałby miłością. Nie trzeba było nawet z nim rozmawiać. To się po prostu czuło - tę niesamowitą energię. Tyle się przy nim śmiałam, że aż bolały mnie mięśnie policzków." Dla Ala Greena, który uprawia muzykę dłużej niż członkowie N’Sync żyją na świecie, możliwość zaprezentowania swojej muzyki całkowicie nowej generacji było emocjonującym wydarzeniem. Cieszył się, że zagra w filmie, który porusza jeden z najbliższych mu tematów: pójście na całość, by zdobyć miłość. “Czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę, nie oglądać się za siebie i zaryzykować. Jeśli siejesz miłość, miłość będziesz zbierał, bo ona do ciebie powróci. Tego mnie nauczyły wszystkie lata uprawiania muzyki", mówi Al Green.

W epicentrum akcji "Przystanku: miłość" znajduje się Abbey - inteligentna, wrażliwa, wysportowana dziewczyna, która w metrze linii "L" skradła Kevinowi serce.

Do tej roli twórcy filmu zaangażowali stosunkowo nieznaną młodą kanadyjską piękność o francusko-marokańskich korzeniach, Emmanuelle Chriqui. “Kiedy podczas castingu po raz pierwszy czytała scenę z Lance'm, wyglądali razem tak zdumiewająco, że miało to w sobie coś z magii. Oni także poczuli, że nagle zaistniała między nimi niezwykła więź. Widocznie to było tak właśnie miało być ", wspomina Wendy Thorlakson. “Miała sobie to coś, co natychmiast odróżniało ją od reszty. Jest bardzo zwyczajna, a jednocześnie uderzająco niezwykła i piękna ", mówi Lance Bass. Chriqui była zafascynowana wpływem Abbey na Kevina, ale podobało jej się również to, że postać dziewczyny jest napisana tak realistycznie.

“Abbey to dziewczyna, z którą każdy może nawiązać kontakt - lubi baseball, ale potrafi też rozmawiać o sztuce czy literaturze - a kiedy wreszcie spotyka Kevina i okazuje się, że są dwiema połówkami jednego jabłka, które nareszcie się odnalazły - to już jest czysta magia. To przepiękna baśń o miłości -dla każdego widza, niezależnie od wieku", mówi Emanuelle. Aktorka początkowo obawiała się jak ułoży się jej współpraca z chłopcami z N’Sync, ale oni od pierwszych chwil sprawili, że poczuła się w ich towarzystwie zupełnie swobodnie. “Nie zachowują się jak stereotypowe supergwiazdy. Są naturalni i normalni. Czasami łapałam się na myślach typu : "gram w filmie z kimś, kto jest współczesnym odpowiednikiem Beatlesów" - ale oni są naprawdę przemili. Wszyscy się ze sobą zaprzyjaźniliśmy", mówi Emanuellle Chriqui. Twórcy filmu zaangażowali legendy show biznesu nie tylko do głównych ról. I tak, w postać Nathana, duchowego mentora Kevina i jak on, fana Chicago Cubs, wcielił się popularny aktor komediowy Jerry Stiller, znany telewidzom na całym świecie przede wszystkim z serialu komediowego "Seinfeld", gdzie przez lata grał wrzaskliwego i wiecznie niezadowolonego ojca George'a Costanzy, jednego z czwórki głównych bohaterów sitcomu. Stiller nie ukrywał, że zanim otrzymał propozycję zagrania w "Przystanku: miłość", nie miał pojęcia kim są N’Sync, i często sobie na ten temat pokpiwał na planie. "Jeśli o mnie chodzi, to wciąż jestem zakochany w "Jefferson Airplane". Ale robię, co mogę, żeby się zsynchronizować z N’Sync. Wygląda na to, że dzieciaki na całym świecie za nimi szaleją", przyznaje. Natomiast jeśli chodzi o temat filmu, to Jerry Stiller nie musiał się zbytnio natężać; główne przesłanie było dla niego więcej niż zrozumiałe.

“To historia chłopca i dziewczyny, którzy szukają siebie nawzajem i próbują urzeczywistnić ideały, w które wierzą; dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu udaje im się w końcu spotkać, chociaż wielokrotnie wydaje się, że "dzięki" działaniom przyjaciół i złośliwości świata nigdy do tego nie dojdzie. To także opowieść o tym, że ważny jest nie tylko cel, ale droga, jaką do niego dążymy i co podczas tej podróży przeżywamy. Bo przecież o to chodzi w życiu ", mówi Stiller. Kolejna perełka w obsadzie to Dave Foley, gwiazda obrazoburczych "Dzieciaków w hallu", czyli "Kids in the Hall", popularnego kanadyjskiego programu komediowego. Foley wystąpił w roli niejakiego Mr. Higginsa, szefa Kevina. " To facet, któremu w gruncie rzeczy chodzi o to, by poprowadzić Kevina tą samą ścieżką wiecznego niezadowolenia, jaką on sam kroczył przez całe życie", mówi Foley. Rola Randy'ego, przyjaciela Kevina, mola książkowego i basisty "Granite", przypadła kolejnemu Kanadyjczykowi, Jamesowi Bulliard. “Scenariusz autentycznie mnie zainteresował, bo wszędzie teraz pełno historyjek typu "Seks w wielkim mieście", o kobietach poszukujących odpowiedniego faceta, a nikomu nie przyszło do głowy, że bywa też odwrotnie. Wiecie co? Faceci też szukają na swój sposób. Myślę, że każdy szuka tej jedynej, idealnej "drugiej połówki". Nie ma wyjątków", mówi Builliard.

Zaczął grać, kiedy miał cztery lata, ale sposób w jaki Bass i Fantone poradzili sobie z filmowym debiutem nawet na nim zrobił na nim wrażenie. “To było wspaniałe uczucie przyglądać się, jak Lance rozwija się jako aktor, a Joey - on ma w sobie tyle charyzmy, i jest po prostu tak piekielnie śmieszny, że pracować z nimi to czysta przyjemność", podsumowuje młody aktor. Docenia też styl pracy Erica Brossa, dzięki któremu w zespole panowała znakomita atmosfera.

“Eric stworzył klimat całkowitej swobody. Pozwalał nam na wygłupy, improwizacje, podejmowanie ryzyka, dzięki czemu udało mu się uzyskać wrażenie, że wszystkie postaci w filmie to starzy przyjaciele", mówi James Builliard. Dwie inne ważne postaci w życiu Kevina to jego współlokator Eric, grany przez komika młodego pokolenia, GQ, oraz Jackie ( Tamala Jones) , koleżanka z pracy, wredna manipulantka, która po trupach dąży do celu, a jedną z ofiar na jej drodze jest Kevin. GQ przyznaje, że fantastycznie się bawił w roli zwariowanego luzaka i abnegata Erica, który zarabia na czynsz sprzedając orzeszki ziemne na stadionie, podczas gdy Kevin, wbity w garnitur, twardo pnie się w górę po szczeblach korporacyjnej drabiny w swojej agencji reklamowej. "Eric to zdecydowanie olewus i tumiwisista, ale mimo wszystko dobry przyjaciel. Dzięki niemu Kevin nie jest korporacyjnym ponurakiem i nudziarzem. Eric ma w głowie głównie zabawę, chce być wolny, i realizować wszelkie zwariowane pomysły, jakie mu zaświtają w jego szalonej czaszce.", mówi GQ. Aktor wychował się w Chicago jest gotów zaświadczyć, że "Przystanek: Miłość" to historia prawdziwa. "Sam niejeden raz się zakochałem jadąc L-ką", wyznaje.

Tamala Jones gra przebiegłą Jackie, która zrobi wszystko, byle tylko wspiąć się na szczyty kariery zawodowej; nie zawaha się nawet przed kradzieżą pomysłów Kevina.

"Jackie to wredna, zarozumiała kokietka, ale bardzo inteligentna, i jedno wie na pewno: chce się dostać na szczyt. To mi w niej imponuje", wyznaje Tamala. Początkowo była nieco uprzedzona do kolegów z 'N Sync. "Spodziewałam się, że będą rozpuszczeni, bo przecież stada panienek piszczą na ich widok, gdziekolwiek się pojawią. A tymczasem okazali się normalni i przesympatyczni, zwłaszcza Lance, którego ogromnie polubiłam. Nie ma w nim nic z pozera, to "zwyczajny chłopak z Mississippi". Mogę śmiało powiedzieć, że praca z nimi była fantastycznym doświadczeniem dla mnie i dla całej ekipy filmowej".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Przystanek: Miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy