Reklama

"Przebłysk geniuszu": KULISY FILMU

Określenie "przebłysk geniuszu" zostało wzięte z wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego z 1941 roku, który głosił, iż wynalazca, by udowodnić swe prawo do wynalazku, musi dowieść "przebłysku geniuszu", czyli oryginalności i niepowtarzalności swojego konceptu. Z czasem definicja wynalazku uległa znaczącym przekształceniom. Prawo coraz mniej chroniło indywidualną inwencję, co wielu wiązało z rozwojem coraz bardziej agresywnej kultury korporacyjnej.

Określenie "przebłysk geniuszu" zostało wzięte z wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego z 1941 roku, który głosił, iż wynalazca, by udowodnić swe prawo do wynalazku, musi dowieść "przebłysku geniuszu", czyli oryginalności i niepowtarzalności swojego konceptu. Z czasem definicja wynalazku uległa znaczącym przekształceniom. Prawo coraz mniej chroniło indywidualną inwencję, co wielu wiązało z rozwojem coraz bardziej agresywnej kultury korporacyjnej.

Lata 60. były okresem wielkiego boomu motoryzacyjnego w USA. Jednym z najważniejszych ośrodków rozwoju motoryzacji było Detroit, zwane Motor City. Doktor, a potem profesor Robert Kearns (1927-2005) nauczał w Wayne State Unversity, a po godzinach spędzał wiele czasu w swym warsztacie w piwnicy. Był zafascynowany niezwykłymi możliwościami adaptacyjnymi ludzkiego ciała, co wiązało się z wypadkiem, jakiemu uległ w dniu własnego ślubu w 1953 roku - korek od szampana poważnie uszkodził mu oko. To nasunęło mu myśl, by skonstruować wycieraczki samochodowe, które by ściśle korespondowały z mechanizmem funkcjonowania ludzkiego oka. Po wielu nieudanych próbach skonstruował wycieraczki niemal idealne, nazwane przez niego "Mrugającym Okiem Boba Kearnsa". Użył powszechnie znanych komponentów, jednak połączonych tak perfekcyjnie, że dało to nieporównywalny z dotychczasowymi konstrukcjami efekt. Kearns nie wiedział, że w laboratoriach trzech potężnych producentów aut, zwanych potocznie Wielką Trójką, w tym samym czasie trwały intensywne badania i testy nad wynalazkami o zbliżonym działaniu i zastosowaniu, mającymi wydatnie zwiększyć komfort, a przede wszystkim bezpieczeństwo jazdy, zwłaszcza w czasie deszczu i mgły. W 1963 roku profesor próbował zainteresować swym wynalazkiem Forda, ale po krótkiej pracy w charakterze konsultanta zrezygnował. Szefowie koncernu ponoć nie byli zainteresowani proponowanym przez niego rozwiązaniem; podobne przyjęcie spotkało go w koncernie Chryslera.

Reklama

Kilka lat później Kearns zobaczył na drogach mnóstwo samochodów z wycieraczkami niemal identycznymi jak te, które zaprojektował. Rzeczywiście są one montowane masowo od 1969 roku do dziś. Na jego pytania przedstawiciele Forda i Chryslera odpowiadali, że zastosowano rozwiązania, nad którymi pracowano samodzielnie. Bob był przekonany, że kłamią i że został bezwzględnie wykorzystany i oszukany. Rozpoczął batalię prawną, która trwała latami. Głównym argumentem prawnym korporacji było to, że Kearns nie zastosował nowych komponentów. On tymczasem starał się dowieść niepowtarzalności ich zestawienia i skuteczności działania. Dążył do zakazu używania wycieraczek jego pomysłu, przedstawiał się jako obrońca prawa patentowego. Wygrał, ale koszty sądowe pochłonęły przyznane mu potężne odszkodowanie. W 2005 roku zmarł na raka mózgu.

Początkowo murem stała za nim rodzina, ale w końcu żona, Phyllis Kearns, opuściła męża. Tak wspominała przyczyny swej decyzji: Wyglądało to jak narkotykowy nałóg. Ta obsesja była tak bardzo silna! Pewnego dnia powiedziałam: Bob, nie wiem, jak długo wytrzymam takie życie. Ono mnie zabija. A on odparł: Nie ma żadnego życia bez korzystnego dla mnie wyroku. Uświadomiłam sobie wtedy, jak daleko sprawy zaszły. Bob myślał bez ustanku o tym, że ci ludzie podstępem pozbawili go patentu.

Piątka z szóstki dzieci Kearnsa przez lata była aktywnie zaangażowana w sprawę. Młodzi Kearnsowie studiowali tony akt i dokumentów patentowych, szykowali argumentację i ataki na sędziów. Dennis, najstarszy syn Boba, tak to komentował: Ani się spostrzegliśmy, aż tkwiliśmy w tym wszystkim po szyję, pochłaniały nas coraz bardziej ruchome piaski i byliśmy bardzo samotni.

Wynalazca stał się symbolem walki z korporacjami, zwłaszcza po tym, jak odrzucił propozycję kilkumilionowej ugody od Forda. Ostatecznie sąd zasądził 10 milionów od Forda, a trzy lata później - 18,7 miliona od Chryslera. Do dziś wycieraczki pomysłu Kearnsa są instalowane w samochodach.

Doświadczenie producenta, wigor reżysera

Ta historia zmagań Dawida z Goliatem została precyzyjnie i rzeczowo opisana w obszernym artykule Johna Seabrooka na łamach "The New York Times" w 1993 roku. Prawa do ekranizacji kupił producent Michael Lieber ("Joe Gould's Secret"), który zlecił napisanie scenariusza Philipowi Railsbackowi ("Pod niebem Henrietty"). W 1998 roku zaproszono do współpracy doświadczonego producenta Marca Abrahama ("Zawód: szpieg", "Ludzkie dzieci", "Dziewczyny z drużyny"). Ten, po lekturze artykułu i tekstu Railsbacka, wyraził wielkie zainteresowanie projektem. Oznajmił też, że osobiście chce reżyserować. Miał to być jego debiut za kamerą. Pokochałem tę opowieść. Było tu wszystko: temat Amerykańskiego Snu, rozczarowanie i walka, portret niezwykłej osobowości skrajnie zdeterminowanego w dążeniu do celu bohatera. Powiedziałem moim kolegom producentom: Nie wiem, kiedy się to uda, ale pragnę zrobić ten film osobiście. I w końcu się udało - komentował Abraham. Lieber dodawał: Wszystkich nas zafascynował fakt, że pieniądze tak naprawdę nie były istotne dla Kearnsa. Dla niego najważniejsza była sprawiedliwość. Abraham, bardzo zajęty jako producent, który pracował przy tak słynnych filmach, jak "Zawód: szpieg" z Robertem Redfordem i Bradem Pittem, "Świt żywych trupów" czy "Ludzkie dzieci", ciągle pamiętał o temacie, do którego chciał w odpowiednim momencie powrócić.

Trzeba było zdobyć zaufanie rodziny Kearnsa. Sam Kearns, gdy jeszcze żył, odmawiał prawa do sfilmowania swej historii. Także potem jego bliscy odrzucali oferty współpracy ze strony potężnych hollywoodzkich studiów. Pragnęli bowiem, by opowiadana w filmie historia była jak najbliższa faktów. Uznali, że projekt Abrahama to gwarantuje. Skorzystano zatem z bogatych archiwów rodzinnych, domowych filmów, anegdot. Dennis Kearns przez dziewięć lat służył jako kluczowy konsultant. Producent Gary Barber wspominał, że chociaż Abraham był debiutantem, wzbudzał zaufanie nie tylko wielkim entuzjazmem, ale i znajomością filmowego biznesu od podszewki, pracowitością oraz precyzyjną organizacją pracy. Roger Birnbaum potwierdzał opinię kolegi po fachu: Marc potrafi opowiadać ważne opowieści. Pisze, dobiera obsadę, nieustannie czuwa nad każdym elementem projektu. Mieliśmy już przecież okazję nieraz poznać jego możliwości.

Gregg i inni

Producenci byli zgodni, że jedną z najważniejszych decyzji było obsadzenie roli Kearnsa. Musiał ją zagrać aktor zdolny oddać niuanse i sprzeczności tej postaci, budzący sympatię i zrozumienie widowni także w momentach, kiedy trudno zaakceptować postępowanie bohatera. Wybór padł na Gregga Kinneara ("Lepiej być nie może", "Kumple na zabój", "Mała miss"), który choć często występuje w komediach, nieraz już zaimponował talentem dramatycznym. Jest w tej opowieści i historii coś odświeżającego i szlachetnego - komentował aktor. - Kearns wnosi na ekran powiew czystości. Nie walczy o pieniądze, ale o godność. To niezwykle rzadkie. Marc zaraził nas wszystkich swą pasją i zaangażowaniem. Widać było, że do tematu podchodzi niezwykle osobiście. Kinnear, przygotowując się do pracy, przestudiował materiały prasowe na temat sprawy Kearnsa, zapoznał się z amatorskimi filmami zrealizowanym przez jego rodzinę oraz jego występami telewizyjnymi, zwłaszcza w programie Davida Lettermana. Pragnął go ukazać nie tylko jako niezłomnego herosa walki o prawdę, ale także jako męża i ojca podejmującego trudne osobiste decyzje dotyczące rodziny. Niektóre z nich spowodowały przecież jej rozpad. Myślę, że w wielu momentach widz pomyśli: Bob, opamiętaj się, odpuść sobie. Ale pomimo wszystko nasz bohater swą nieugiętą konsekwencją zdobywa nasz szacunek - komentował aktor. A reżyser tak tłumaczył swój wybór: Kinnear zapuszcza się w ryzykowne rejony z odwagą, na jaką stać niewielu aktorów. Potrafił ukazać Kearnsa jako wspaniałego faceta, a jednocześnie kogoś, kto przekroczył niebezpieczną psychologiczną granicę. To dzięki jego grze tak mocno można się identyfikować z bohaterem i troszczyć się o niego.

Bardzo ważną rolę Phyllis zagrała Lauren Graham, pamiętna zwłaszcza z brawurowej roli w "Złym Mikołaju" Terry'ego Zwigoffa. Abraham podkreślał, że od talentu wykonawczyni tej roli zależało naprawdę wiele: Musimy zrozumieć racje bohaterki, a są one bardzo poważne. Zależy jej na ocaleniu rodziny, jest przede wszystkim matką, bardzo silną osobą. Graham jest niezwykle wszechstronna i już nieraz dobitnie udowadniała, że przekonuje widzów do motywów postępowania swych bohaterek. Aktorka tak komentowała swój występ: Jest to opowieść o starciu jednostki z potężną machiną biurokratyczno-prawną. Rodzina wspiera bohatera. Ale z czasem pojawia się coś na kształt uzależnienia. Tak jakby Kearns chciał słyszeć od wszystkich: Postąpiliśmy źle, przepraszamy - i jedynie to stało się celem jego życia. Jego żona dostrzega, że rodzina coraz bardziej zapada się w koszmar. Nie chce się na to zgodzić.

Gila Previcka, współpracownika Kearnsa, który początkowo go wspierał, zagrał Dermot Mulroney ("Filmowy zawrót głowy", "Mój chłopak się żeni"). Previck szybko zdaje sobie sprawę, że jeśli chce spokojnie żyć i robić interesy w Detroit, próba konfrontacji z Fordem i Chryslerem stawia go na przegranej pozycji. Tak więc cofa swe poparcie i zajmuje się innym biznesem. Reżyser mówił: Uwielbiam wszechstronność Dermota. Dałem mu rolę, jakiej nigdy dotąd nie grał - twardego, zdecydowanego w działaniu i co najważniejsze, pragmatycznego biznesmena.

Alan Alda, pamiętny między innymi jako "Sokole Oko" z serialu "M.A.S.H." czy filmów Woody'ego Allena ("Tajemnica morderstwa na Mahattanie"), wcielił się w postać prawnika Gregory Lawsona. Tak Kinnear komentował charakter tej postaci: Gregory powtarza Kearnsowi: pobijemy tych facetów, udowodnimy im, że postąpili źle. Uzyskamy korzystne postanowienie sądu. Tyle że z czasem okazuje się, że pod tym pojęciem Gregory i Bob rozumieją całkiem co innego. Alda zaś mówił: Najbardziej zaintrygowały mnie sekwencje dotyczące ugody. Otóż jeśli zaakceptujesz ugodę, to wielu prawników uzna to za zwycięstwo, za wielki sukces. Lecz z drugiej strony, wielu ludzi odbiera to w ten sposób, że koniec końców chodziło tylko o pieniądze. Jeśli ugodę odrzucisz, to skazujesz się na lata nieustannej, wyczerpującej walki, a wygrana jest wielce niepewna. Rzadko kto jest w stanie to wytrzymać.

Długo trwały poszukiwania dwunastki aktorów, którzy zagrali dzieci Kearnsów w różnym wieku. Musieli być przecież do siebie podobni. Jake Abel zagrał kluczową postać nastoletniego Dennisa. Prawdziwego Dennisa spotykał nieraz na planie filmu. Było to niezwykłe, niemal nierealne doznanie - wspominał młody aktor.

Autentyzm, jeszcze raz autentyzm

Wydarzenia przedstawione w filmie rozgrywają się w latach 1969-1982. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że był to czas wielu gwałtownych przemian w dziedzinie obyczaju, wyglądu miasta czy strojów. Ekipę czekała wielka praca, ponieważ założeniem twórców był jak najdalej posunięty autentyzm. Nie kręcono jednak w Detroit, ale w Toronto, co podyktowały - jak w przypadku wielu amerykańskich filmów - względy budżetowe. W Kanadzie można zresztą znaleźć architekturę bardzo zbliżoną do tej amerykańskiej sprzed kilku dziesięcioleci. Zespół researcherów, pod wodzą scenografa filmu, przeszukał skrupulatnie biblioteki i archiwa Detroit. Znaleziono bogaty materiał fotograficzny i rejestracje wideo dotyczące licznych procesów z udziałem Kearnsa. Dokładnie je przeanalizowano. Hugo Luczyc-Wyhowski wspominał: Marc żądał od nas wyjątkowej dokładności. Nieocenioną pomocą okazali się Kearnsowie. Weryfikowali realia, dodali mnóstwo szczegółów, rozwiewali nasze wątpliwości. Znaleziono dom w Toronto, bardzo przypominający siedzibę Kearnsów w Detroit i poddano go intensywnej "charakteryzacji". Za zdjęcia był odpowiedzialny Dante Spinotti ("Sprzedawca marzeń", "Tajemnice Los Angeles", "Informator"). Tak mówił o współpracy z reżyserem: Namówiłem Marca bez trudu do systemu pracy, który osobiście preferuję. Zawsze mieliśmy włączone dwie kamery. To jest bardzo dobre, bo można uchwycić niuanse gry aktorskiej w rozbudowanych scenach dialogowych, a potem wybrać odpowiednie ujęcia. Spinotti łączył twórczo tradycję z nowoczesnością. Używał tradycyjnych kamer oraz legendarnego już sprzętu nowej generacji cyfrowej - kamery Genesis działającej w systemie Panavision. Używano jej zwłaszcza we wnętrzach oraz w scenach w deszczu, w których jej zalety, przede wszystkim czułość, są nie do przecenienia.

Autor kostiumów Luis Sequeira najmniej kłopotów miał z ubiorem Kearnsa, który stosunkowo mało się zmieniał; najwięcej inwencji wymagały stroje dzieci. Graham ze zdziwieniem stwierdziła, że syntetyczne tkaniny, zwłaszcza poliester z lat 70., to dziś wielka mordęga, ponieważ niemalże nie oddychają.

Twórcy na czele z reżyserem wspominali, że pierwszy pokaz zorganizowano dla rodziny Kearnsów. Ich spontaniczne, emocjonalne reakcje na film były największą nagrodą. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się stworzyć wizerunek niezwykłego człowieka, który czynił to, w co wierzył - konkludował reżyser.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Przebłysk geniuszu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy