"Prosta historia": DAVID LYNCH O SOBIE
Prawdę mówiąc, lubię to "nigdzie" w Ameryce. (...) Uwielbiam takie miejsca. Można odsłaniać ukryte tam tajemnice. Są to niewielkie, przepełnione prawdą miejsca, choć ich istnienie nie jest do końca oczywiste. Trzeba znaleźć je i w nich zatonąć, choć i wtedy nie do końca wiadomo, jaki jest ich właściwy sens. Kiedy wszystkie konieczne elementy złączą się ze sobą, owo miejsce zacznie do ciebie przemawiać, a wtedy jego wewnętrzna prawda stanie się czytelna. Z początku będziesz nim zauroczony, ale to znaczy, że jeszcze nie dałeś się pochłonąć. (...) Nie ma tu problemu z czasem. I wszystko jest możliwe. To wolna strefa, kompletnie nieprzewidywalna, a przez to bardzo ekscytująca, chociaż także wywołująca lęk. Wprost fantastycznie jest odwiedzać takie strefy.
To naprawdę ważne, żeby czasem zatrzymać się, usiąść i spokojnie przypatrzyć się wszystkiemu z "niskiej perspektywy".
Świat jest coraz bardziej hałaśliwy, a atmosfera wokół - coraz bardziej niezrozumiała, więc nawet odizolowanie się może być problemem. (...) Jeśli ktoś cię pogania, nie możesz myśleć i nie możesz pracować. Musisz naprawdę zanurzyć się głęboko, żeby dotrzeć do tych rejonów, gdzie znajdują się nowe pomysły. Ale rzeczywiście wymaga to spokoju.