"Projekt Nim": WYWIAD Z REŻYSEREM
James Marsh - ur. 30 kwietnia 1963 roku w Truro w Wielkiej Brytanii. Scenarzysta, reżyser filmów fabularnych i dokumentalnych, operator, dźwiękowiec, montażysta. Ukończył St. Catherine College w Oksfordzie. Sławę zyskał dzięki takim filmom, jak "Wisconsin - rubryka kryminalna" oraz "Człowiek na linie", za którego w 2009 roku otrzymał Oscara. Na stałe mieszka w Kopenhadze wraz z żoną i dwójką dzieci.
Czego szuka pan w kinie dokumentalnym?
James Marsh: - Najciekawsze są dla mnie historie konkretnych postaci i takie właśnie kręcę filmy. Najbardziej interesuje mnie rekonstrukcja zdarzeń, które mogę na swój sposób udramatyzować w filmie dokumentalnym.
W jaki sposób wybiera pan te historie?
- Szukam takich, które mają w sobie ten sam integralny dramatyzm, jaki można spotkać w kinie fabularnym. We wszystkich swoich filmach stosowałem taką samą metodę pracy - szukałem esencji wydarzeń, które budowały filmowaną przeze mnie historię. Losy głównej postaci zazwyczaj były wynikiem splotu ludzkich decyzji oraz życiowych zdarzeń. Starałem się unikać ocen i nie zachowywać jak obserwator. Chodziło mi raczej o czyste odtworzenie zdarzeń - pokazanie co się stało i kiedy. Nie interesowało mnie wyciąganie wniosków, ani tym bardziej ich ocena.
Kręcąc "Projekt Nim" podobno inspirował się pan filmem "Primate" Fredericka Wisemana.
- "Primate" jest bardzo istotny z punktu widzenia tego filmu. Frederick Wiseman udokumentował teksański ośrodek badawczy o nazwie The Yerkes Primate Center. Jego film nie bez przyczyny nosi taki tytuł. Opowiada nie tylko o najważniejszych ideach instytucji badawczych, lecz również o postaciach, które nimi zarządzają, czyli o ludziach. Ten film opowiada bardziej o ludziach, niż o zwierzętach. "Projekt Nim" ma podobny charakter. Opowiada nie tylko o szympansie, lecz także o osobach, z którymi miał do czynienia.
Jednak Wiseman nie analizował prawdziwego naukowego eksperymentu. Skupił się raczej na działaniu naukowców. Z kolei pan ujawnia kulisty szczególnego rodzaju naukowego projektu. Co pan o nim sądzi?
- Ten eksperyment sam w sobie jest zrozumiały, jakkolwiek można go różnie oceniać. Cel był jasny - sprawdzić czy szympans może porozumiewać się za pomocą języka. Jeśli tak, to w jaki sposób wpływa to na nasze rozumienie języka i na jego unikalny charakter. Wynik eksperymentu okazał się fascynujący. Jeśli szympans może porozumiewać się za pomocą języka, to co może sobie pomyśleć? W jaki sposób odbiera świat i co się dzieje wewnątrz jego umysłu? To oczywiście bardzo ambitne pytania i nigdy nie poznaliśmy na nie odpowiedzi. To był bardzo defensywny projekt, jak na czasy, w których powstał.
Czy podczas kręcenia tego filmu doszedł pan do ciekawych spostrzeżeń na temat ludzkich zachowań?
- Oczywiście, to jeden z powodów, dla których w ogóle zainteresowałem się tą historią. Można w niej bowiem odkryć prawdziwy ludzki dramat. Co prawda film opowiada o niesamowitej historii szympansa, ale pokazuje również zachowanie ludzi. Okazuje się ono bardzo pouczające. Mamy tu do czynienia z ludźmi, którzy byli za coś odpowiedzialni, ale mieli zbyt małą władzę. Dynamika tej sytuacji doprowadziła w efekcie do powstania skomplikowanego problemu.
Przez większość filmu widzimy proces antropomorfizacji Nima, a dopiero na końcu pokazuje pan dzikie zwierzę. Czy to świadomy zabieg?
- Oczywiście. Chodziło o pokazanie jaki tak naprawdę był Nim. Niektórzy mogą się nawet poczuć zawstydzeni, że nie zachował się tak, jak byśmy tego od niego oczekiwali. Musimy jednak pamiętać, że Nim był dzikim zwierzęciem. Był w stanie zaatakować człowieka, do którego tak bardzo się przecież upodobnił. Ta scena jest bardzo ważna i dobrze, że ją pokazaliśmy. Gdybym tego nie zrobił, nie pozostałbym wierny rekonstrukcji historii, wypadkom, które naprawdę się wydarzyły. Jednocześnie nie byłbym wierny Nimowi. Ten szympans potrafił być przecież również słodki, delikatny i czuły. Miał jednak dziką naturę, która nadal w nim była.
"Projekt Nim" jest nie tylko pana konfrontacją z szympansem, lecz również z ludźmi, którzy przedstawiają w filmie własną wersję wypadków i opowiadają, co ich zdaniem tak naprawdę się wydarzyło.
- To prawda. Film po części opowiada o próbie nauczenia szympansa komunikowanie się za pomocą języka. Z drugiej strony stawia jednak pytanie co zrobić z tym szympansem i jaką odpowiedzialność za ten projekt powinni wziąć na siebie naukowcy.
Nim okazuje się interesującym bohaterem, ponieważ tak naprawdę nie ma kontroli nad wydarzeniami, które się jemu przytrafiają. Nie ma wpływu na bieg zdarzeń.
- Jest mu on narzucony i pewnie dlatego jego historia jest taka mocna i smutna. Nim absolutnie nie ma kontroli nad przeznaczeniem, choć z drugiej strony ma duży wpływ na ludzi, którzy go otaczają. Być może jednak w jakiś sposób wpływa jednak na bieg zdarzeń swoją bezsilnością. I dlatego jego los jest tak poruszający. Nim nie wie, co mu się dalej przytrafi. Jest zagubiony. Przenosi się go z jednego miejsca w drugie, bez uwzględnienia czego tak naprawdę potrzebuje. Jego potrzeby nigdy nie były zresztą respektowane.
W tym filmie bardzo istotny jest montaż, który powstał we współpracy z Jinx Godfrey. Jak wyglądała państwa praca?
- Współpracujemy ze sobą już od 14 lat, zarówno przy filmach dokumentalnych, jak i fabularnych. Lubię montaż, więc często sam przejmuję nad nim ster. Zazwyczaj najpierw sam przechodzę przez cały materiał, wytyczam ścieżkę i buduję strukturę filmu. W żadnym stopniu nie umniejsza to jednak pracy Jinx. Jej rola jest niezwykle ważna, bo nasza współpraca opiera się na wzajemnej wymianie. Różnimy się od siebie. Jinx jest silniejsza, mniej sentymentalna. Nie poprzestaje na wygodnych, delikatnych i subtelnych rozwiązaniach.
"Projekt Nim" nie jest delikatnym filmem.
- Z pewnością, bo zachowuje prawdę wobec faktów, które się wydarzyły. Starałem się być jak najmniej sentymentalny w stosunku do Nima i innych pokazanych w filmie zwierząt. Inspiracją był tu dla mnie film Grizzly Man, pozbawiony sentymentalizmu wobec zwierząt. Nie ważne jak bardzo lubisz misie i czy uważasz, że są miłymi, potulnymi zwierzakami. Jeśli są głodne - zjedzą cię i na tym to wszystko polega.
Jak określiłby pan w skrócie styl pana filmu?
- Z pewnością to film biograficzny. Podziwiam w kinie tylko dwa tego rodzaju filmy - "Obywatela Kane'a" i "Lenny'ego". Oba mają podobną strukturę i odwrócony porządek czasowy. Na początku chciałem nakręcić ten film w ten sam sposób, ale okazało się, że to niewykonalne. Linearna struktura całkowicie pasowała jednak do tej historii. Film zaczyna się od pokazania szympansiego dziecka, a kończy się na obrazie starego szympansa. Obserwujemy fizyczną zmianę ciała i jest to jeden z najważniejszych atutów filmu. Pod względem struktury Projekt Nim przypomina mi film Bressona zatytułowany "Na los szczęścia, Baltazarze". Tam też mamy osiołka, który przechodzi z rąk do rąk, a każdy nowy właściciel wprowadza nowy świat w życie zwierzęcia.
Jakie kino uważa pan za ciekawsze i mocniejsze w odbiorze: dokumentalne, czy fabularne?
- Kręcę filmy dokumentalne na tematy, w które trudno jest uwierzyć. Gdybym pokazał to w kinie fabularnym, nikt by mi nie uwierzył. Jednak według mnie kino polega głównie na strukturze. Gdy pracuję nad filmem dokumentalnym, muszę najpierw odnaleźć odpowiednią strukturę filmu, za pomocą której potem oddaję prawdziwe życie. Podobnie jest w filmie fabularnym. Tu jednak wybory i reakcje bohaterów są najważniejszym wyznacznikiem rozwoju historii. W kinie dokumentalnym nieważne jest to, co ludzie myślą, czują i mówią. Ważne jest to, co robią, jakich wyborów dokonują.
Czy ma pan w domu jakieś zwierzę?
- Nie. Nigdy nie miałem.
Czy jest pan miłośnikiem zwierząt?
- Nie za bardzo.
To zadziwiające, bo oglądając ten film można odnieść wrażenie, że został zrobiony z miłości do zwierząt.
- Szanuję zwierzęta, ale moim celem jest raczej bycie dobrym ojcem, a nie miłośnikiem lub właścicielem zwierząt.