Reklama

"Pretty Man, czyli chłopak do wynajęcia": O PRODUKCJI

Wśród ekipy panowała zgoda: ślub jest idealnym tematem na komedię. „Nawet

w najlepszym przypadku ślub jest stresującym i nieprzewidywalnym wydarzeniem” -mówi Debra Messing - „Nic nie dzieje się tak, jak tego chcesz lub oczekujesz. Dodaj do tego jeszcze typową rodzinkę i masz całe pokłady powodów do śmiechu.”

Dermot Mulroney zgadza się z nią: „Nie każdy brał ślub, ale prawie każdy był na ślubie, więc dosyć łatwo jest zrozumieć całe to szaleństwo.” Według Holland Taylor: „Podczas ślubu każdy usilnie stara się, żeby wszystko poszło idealnie, tak więc najmniejsza nawet przeszkoda wywołuje zbiorową histerię. W zależności od punktu widzenia to może być całkiem zabawne.”

Reklama

Właśnie chęć pokazania tego „kotła” skłoniła reżysera Clare Kilner do podjęcia tematu: „Dzielę życie ludzi na publiczne i prywatne. Lubię obserwować czy zachowują swoje prawdziwe oblicze czy też zakładają maski w sytuacjach, które ich przerastają. Pomyślałam, że ślub może być naprawdę dobrym pretekstem do pokazania tej dwoistości. Poza tym to niezły moment dla komicznych

i dramatycznych sprzeczności ujawniających się w grupie najbliższych sobie osób. Przecież prawie każdy kiedyś udawał kogoś, kim nie jest.”

Rozpaczliwa wręcz chęć udawania przez Kat innej osoby spodobała się Messing: „Idea wynajęcia mężczyzny dla towarzystwa wydała mi się ciekawa. Pomaga on Kat w stworzeniu iluzji bardziej romantycznego życia, niż naprawdę jest. Poza tym, to niesamowite obserwować reakcję bliskich Kat na tak przystojnego i eleganckiego mężczyznę u jej boku. Nagle wszyscy patrzą na nią w nowy sposób, jest w centrum zainteresowania i to tylko dlatego, że nie jest sama. Właśnie zmiana postrzegania

i osądu tak bardzo mnie zainteresowała.”

Wyjątkowy styl Clare Kilner podobał się aktorom. Messing zachwyca się: „Już na pierwszym spotkaniu poprosiła, żebyśmy byli prawdziwi, co według niej pozwoli uniknąć przeszarżowania momentów komediowych. Powiedziała: ‘Bądźcie szczerzy a komedia sama się potoczy.’ Co ważne, pozwoliła nam na improwizację w wielu scenach.”

Mówi Amy Adams: „Clare pracowała ciężko nad tym, żebyśmy zrozumieli wszystkie powiązania między bohaterami; to jak mamy się do siebie odnosić, co nas łączy i co dzieli. Ale jednocześnie dała nam wiele swobody na próbach i na odkrywanie nowych rzeczy. Zawsze jednak pilnowała, żebyśmy byli w zgodzie z podstawowym charakterem naszej postaci – dobrym albo złym.”

Kilner wysoko ocenia zespół. Chociaż nigdy wcześniej nie spotkała Debry Messing, była wielką miłośniczką jej roli w serialu TV Will & Grace: „On była naprawdę genialna. Zaangażowanie jej było dla mnie dużym wydarzeniem. Jest wszechstronnie utalentowaną artystką. Potrafi wnieść do dramatu wielką wrażliwość tak samo, jak śmiech do komedii.”

Ponieważ część akcji dzieje się w Wielkiej Brytanii, na planie spotkali się amerykańscy i brytyjscy aktorzy.

Mulroney żartuje: „W tekście było wiele zwrotów typowo angielskich, co było dla nas nowością. Styl ‘Amerykanie kontra Brytyjczycy’ objawiał się w niektórych scenach odmiennym sposobem mówienia czy zachowania. Clare Kilner zachęcała nas do wyłapywania tego i podkreślania, co pomogło filmowi.”

Według Amy Adams, urodzonej w Colorado: „Brytyjczycy są cudowni i bardzo zabawni, ale, muszę przyznać, nie zawsze mogłam zrozumieć, o czym mówią. To jest przecież ten sam język, co nasz, ale przyzwyczajenie się do niego zajęło mi dobrych kilka tygodni!

„Poza tym – fasola na śniadanie?! Z początku tego nie kupiłam, ale jak powiedzieli mi, że to dla nich prawie święte, odpuściłam” - śmieje się.

Mówi Holland Taylor: „Angielscy aktorzy i ekipa byli bardzo przyjacielscy i mili dla nas. Szanowali naszą pracę. To sprawiało, że pracowało się niezwykle miło

i owocnie, co nie zawsze ma miejsce na planach filmowych w naszym kraju.”

Pracy sprzyjało też otoczenie. Większość ujęć kręcono na pięknej angielskiej wsi. Sielskie okolice miasteczka Guilford i hrabstwa Surrey nie tylko dały wytchnienie, ale też inspirację. Miało to szczególne znaczenie dla Clare Kilner: „Tak samo, jak Bertolucci w Ukrytych pragnieniach uhonorował swoją ukochaną włoską prowincję, tak i ja chciałam pokazać uroki angielskiej natury. Stąd w filmie tak wiele ujęć w plenerze. Szerokie perspektywy mają podkreślić moją dumę z miejsca pochodzenia.”

Jednym z ważniejszych miejsc w filmie był okazały dwór Chilworth, grający w filmie dom rodziny Fletcher-Wooten. Dzięki wytrwałości Giles Edleston, która wiele tygodni spędziła na poszukiwaniach, udało się znaleźć również przepiękny, majestatyczny ogród, który wręcz idealnie pasował do wyobrażenia o tradycyjnym angielskim przyjęciu weselnym. Kolejną ciekawostką okazał się znajdujący się na terenie ogrodu dom na łodzie. Schowany wśród parkowych drzew prezentował się wspaniale. Mówi odpowiedzialny za zdjęcia Oliver Curtis: „Kiedy go zobaczyliśmy, dosłownie szczęki nam opadły! To było dokładnie to, co chcieliśmy mieć, czytając wcześniej scenariusz. Było tam wszystko, nie wyłączając gęsi, łabędzi i przepięknych, starych drzew. Piękne. Naprawdę piękne.”

Giles Edleston znalazła również 12-wieczny kościół, w którym odbywa się filmowy ślub. Najbardziej oczarowana miejscem, Holland Taylor powiedziała: „Obserwując ten niesamowity pomnik wspaniałej architektury poczułam, że to zaszczyt dla nas móc kręcić film w Anglii.”

Więcej czasu zajęło ekipie znalezienie hotelu, w którym mieli się spotkać goście weselnego cocktail party. Niełatwo było namówić właścicieli, aby zamknęli hotel na trzy kolejne dni zdjęciowe. Wybór padł na hotel w Wimbledonie. „Jego zaletą była możliwość połączenia w jedno kilku miejsc na parterze. Dało to możliwość nakręcenia ujęć przejścia z jednego pomieszczenia do kolejnego. Z technicznego punktu widzenia ten wybór był wręcz idealny” - mówi Oliver Curtis.

W filmie zagrały również takie miejsca, jak Chiswick, Richmond, Hammersmith

a lotnisko Gatwick stało się na kilka godzin kopią nowojorskiego lotniska im. Kennedy’ego.

Tak, jak Anglia spisała się pod względem wspaniałych miejsc oraz serdecznych

i miłych mieszkańców – tak nie dopisała pogoda. Przez większość dni zdjęciowych padał obfity deszcz; nie zabrakło też burz. Ale dla Clare Kilner to nie był problem: „Robienie filmu polega na korzystaniu z tego, co masz i robieniu tego, co najlepiej potrafisz. Nie możesz przecież pokonać żywiołu – więc niech cię zainspiruje.”

Amerykanie byli pod wrażeniem tego, jak ekipa angielska radzi sobie z tak niesprzyjającą pogodą. Debra Messing śmieje się: „To było niesamowite. Oni po prostu wbijali się w swoje kurtki, otwierali parasole i byli gotowi do pracy. Jako Amerykanka przyzwyczajona jestem do bardziej sprzyjających warunków na planie, więc kiedy zaczynało padać pierwsze moje pytanie brzmiało ‘No, i co teraz?’ Wtedy pojawiały się wokół osoby, które brały nas pod swoje skrzydła jak małe kaczuszki

i prowadziły na plan. To była niezła przygoda.”

Mówi Dermot Mulroney: „To prawda. Kiedy robisz film w Kalifornii i kiedy zaczyna padać, wszyscy wpadają w panikę. Robi się zamieszanie i chaos. Tutaj deszcz to po prostu część normalnego dnia pracy.”

Taka pogoda wymagała szczególnej czujności od charakteryzatorów; była też wyzwaniem dla kamerzystów: „Największym problemem było oświetlenie planu. Zaczynaliśmy zdjęcia przy jednej pogodzie, chwilę potem pojawiały się chmury albo nawet deszcz. Trzeba było więc czekać na następny, podobny dzień albo szybko reagować i robić cięcia. Naprawdę bardzo się staraliśmy.”

Clare Kilner mówi z dumą: „Robienie filmów jest sztuką współdziałania i kiedy ma się taką ekipę jak ja: utalentowaną i oddaną pracy – można osiągnąć wszystko, co się chce. A nawet więcej.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pretty Man, czyli chłopak do wynajęcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy