Reklama

"Pręgi": O PRODUKCJI

Już swoim pierwszym filmem – „Dziewczyny z Szymanowa” – Magdalena Piekorz udowodniła, że jest znakomitą realizatorką filmów dokumentalnych. Za kolejne dokumenty zdobywała nagrody, jednak prawdziwym celem Magdy była realizacja filmu fabularnego.

- Po skończeniu szkoły - wspomina Piekorz - zjawiłam się w studiu filmowym „Tor”. Pan Krzysztof Zanussi, szef „Toru”, był moim profesorem w szkole filmowej, znał moje filmy dokumentalne i wiedział, że bardzo interesuje mnie fabuła.. Szukałam wtedy odpowiedniego scenariusza. Sama nie czułam się na siłach, żeby stworzyć coś od początku do końca samodzielnie. Od pana Krzysztofa usłyszałam, że powinnam skontaktować się z Wojtkiem Kuczokiem.

Reklama

- Pan Zanussi niejako odświeżył naszą znajomość – mówi Wojciech Kuczok. – Okazało się bowiem, że poznaliśmy się z Magdą kilka lat wcześniej, tyle że nie utrzymywaliśmy stałego kontaktu.

- Przy pierwszym spotkaniu Wojtek dał mi swój zbiorek opowiadań zatytułowany „Opowieści słychane” – mówi Piekorz. – Ten tomik mnie oczarował. Krótka, malutka książeczka, w której mieściły się wszystkie życiowe emocje związane z miłością, śmiercią, szczęściem... Szczególnie ujęło mnie opowiadanie „Dioboł”. Historia o ojcu i synu, o trudnym dorastaniu, o miłości i nienawiści. Już od dawna interesował mnie temat rozwoju jednostki w ekstremalnych warunkach, temat trudnych związków, uzależnień. I to opowiadanie stało się znakomitym punktem wyjścia do dalszej pracy. Wojtek zaczął pisać scenariusz, który tak ciekawie się rozwijał, iż uznaliśmy, że warto opowiedzieć, jak dalej potoczą się losy chłopca z opowiadania „Dioboł”. Postanowiliśmy więc odpowiedzieć na pytanie, co to dzieciństwo naprawdę znaczyło i w jakim stopniu wpłynęło na jego dojrzałe życie.

Powstała historia, najprościej mówiąc, o dojrzewaniu do ojcostwa. O tym, że dorosły mężczyzna, poprzez lęki, które wywołało w nim nieszczęśliwe dla niego dzieciństwo, nie potrafi odnaleźć się w dorosłym życiu. I co może sprawić, że w tym życiu znów się odnajdzie. My postawiliśmy na miłość. Myślę, że to właśnie miłość ma zbawienną siłę.

- Warto w tym miejscu wyjaśnić – dodaje Kuczok - co stanowi podstawę scenariusza, tym bardziej, że mediach pojawiła się informacja, że scenariusz powstał na podstawie wybranych wątków mojej powieści „Gnój”. Rzeczywiście pojawiają się w filmie sceny zaczerpnięte słowo w słowo z „Gnoju”. Jednak punktem wyjścia było opowiadanie „Dioboł”. Jednocześnie pojawiły się też sceny czy sytuacje zaczerpnięte z innych moich utworów. Na przykład scena wyznania miłosnego bohaterki pochodzi z opowiadania, które wraz z innymi ukaże się w formie książkowej dopiero pod koniec września. Dlatego najbardziej prawidłowym określeniem jest: scenariusz filmu „Pręgi” powstał na podstawie wybranych wątków z wielu moich utworów.

Scenariusz pisany był na bieżąco. Nie istniała wersja kanoniczna. Układ z Magdą – bardzo przyjacielski – pozwalał na bezproblemowe modyfikacje, zgodnie z wymogami chwili. Ostatnią scenę napisałem na dzień przed rozpoczęciem realizacji sekwencji współczesnej. Scen było znacznie więcej – rozbudowany był wątek Tani i wątek Bartka. Jednak pewne wymogi realizacyjne sprawiły, że część z nich wypadła w montażu.

Uznałem, że skoro już zdarzyła mi się w życiu przygoda bycia autorem filmowym, dobrze byłoby jakoś zaznaczyć swoją obecność na ekranie. Dlatego na chwilę pojawiam się w scenie w schronisku. Wygłaszam tam na tyle krótki tekst, żeby nie brzmiało to niewiarygodnie, żeby widz nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z Wojciechem Kuczokiem, który na chwilę zabłąkał się na planie, a nie z zawodowym aktorem.

Ze względów finansowych etap zdjęciowy odbywał się w dwóch częściach Między 26 sierpnia a 6 września 2003 r. odbyła się realizacja sekwencji z lat 80-tych, a między 28 października i 13 listopada – realizacja części współczesnej. – Kiedy kierownictwo produkcji układało plan zdjęć – wspomina Magda Piekorz – prosiłam ich, żeby nie planowano na początek sekwencji szkolnej. Oczywiście w pierwszym dniu zdjęciowym realizowaliśmy zdjęcia w klasie... Bałam się tej sekwencji bo nie wiedziałam, czy poradzę sobie w pracy z dziećmi. Pamiętam, że powiedziałam im na początku: zarówno wy jak i ja debiutujemy tym filmem, dlatego starajmy się sobie nawzajem pomóc. Dzieciaki okazały się fantastycznymi współpracownikami, bardzo pomocnymi, żywymi, otwartymi. Dlatego sceny, których bałam się najbardziej, okazały się jedną z najbardziej niezwykłych przygód w moim doświadczeniu filmowym.

Sukces tej części filmu zależał od prawidłowego obsadzenia roli Wojtusia. Poszukiwania trwały kilka miesięcy. W tym czasie spotkaliśmy się z kilkoma tysiącami dzieci. Pani Monika Skowrońska odwiedziła dziesiątki szkół, rejestrując rozmowy z potencjalnymi kandydatami. I kiedy miałam już wybraną grupę chłopców do kolejnego etapu, nagle na castingu zjawił się Wacek Adamczyk. Wacek ma już za sobą doświadczenie filmowe – zagrał, zresztą bardzo dobrze, w etiudzie szkolnej kolegi z katowickiej filmówki, ale nigdy wcześniej nie występował na dużym ekranie. Od samego początku był jednym z faworytów, ale decydujące okazały się próby z Janem Fryczem. Był doskonały.

- Nie miałem okazji poznać tego chłopca – mówi Michał Żebrowski – ale jestem pod wielkim wrażeniem jego roli. Uważam, że trudno dopatrzyć się u niego jakichś fałszów aktorskich, a to rzecz niezmiernie rzadka w polskim kinie.

- Chyba najtrudniejszym dla Wacka momentem – mówi Magda Piekorz - była scena, w której ojciec bije Wojtusia pejczem. Obiecałam Wackowi, że tę scenę nakręcimy tylko raz.. Wacek był zabezpieczony od strony kaskaderskiej, miał ochraniacze. Niemniej jednak bardzo silnie psychicznie przeżył tę scenę. Potem okazało się, że w laboratorium zarysowano nam taśmę; zdarzyło się to tylko raz, ale dotyczyło najtrudniejszej sceny filmu.. Byłam załamana, nie wiedzialam, jak mu to powiedzieć. Ale Wacek zachował się, jak przystoi na zawodowego aktora, po męsku. Stwierdził, że skoro trzeba powtórzyć, to powtórzymy. Wiem, że nie było to dla niego łatwe.

Obserwowałam Wacka z ogromnym podziwem. Na planie musiał być cały czas. Na początku miałam obawy, jak będzie sobie radził z wchodzeniem w rolę. I muszę przyznać, że jeszcze nie spotkałam kogoś, kto z taką łatwością odnalazłby się w filmowych sytuacjach. Wacek potrafił rozmawiać z piętnastoma osobami na raz, grał w koszykówkę na pięć minut przed rozpoczęciem zdjęć, ale po słowie „akcja” natychmiast stawał się Wojtusiem. Po zakończeniu pracy Jan Frycz podziękował Wackowi za to, że mu dzielnie partnerował. Życzę Wackowi, żeby w przyszłości został aktorem, bo uważam, że ma naturalny talent, ale wiem też, że będzie się przed tym bronił rękami i nogami...

- Już na początku pracy nad scenariuszem – mówi Wojciech Kuczok - zastanawialiśmy się z Magdą, kto powinien zagrać role Ojca i Wojciecha. Ja od początku nie wyobrażałem sobie nikogo innego do roli Ojca – uważam, że Jan Frycz jest obecnie jednym z najlepszych polskich aktorów. Dość szybko okazało się, że również wymarzony przez nas do roli Wojciecha Michał Żebrowski zagra w „Pręgach”. Mając tę świadomość, dużo łatwiej było pracować nad postaciami; mogłem też napisać im obu kilka smacznych scen...

- Uważam, że Michał jest aktorem trochę niewykorzystanym – mówi Magda Piekorz. – Wpadł w pewną szufladkę, jako „specjalista” od ról z szablą i konikiem, tymczasem uważam, że ma w sobie spore możliwości, których nie miał jeszcze okazji pokazać. Dlatego jestem szczęśliwa, że zgodził się zagrać w naszym filmie.

- Na propozycję dobrej roli w filmie współczesnym czekałem pięć lat – mówi Michał Żebrowski.

– Czułem, że po kolejnych rolach kostiumowych pod moim kierunkiem kierowane są coraz bardziej kąśliwe uwagi. Dlatego miałem – zdrową, jak się okazało – ambicję, żeby pokazać się od zupełnie innej strony. I taką szansę dostałem dzięki scenariuszowi Wojtka Kuczoka i spotkaniu z Magdą Piekorz.

- Przed przystąpieniem do zdjęć odbyliśmy z Michałem szereg prób - mówi Magda Piekorz.

– Z podziwem obserwowałam jego precyzyjne przygotowania do roli: analizę tekstu i proces budowania postaci. Budowania, bo Michał jest aktorem wnikliwym. On nie gra sobą; po to tyle czasu poświęca na próby, aby mając w efekcie sporą wiedzę na temat swojego bohatera, zbudować postać. Jest jedną z tych osobowości, które tak właśnie rozumieją aktorstwo. A to już wyższy stopień świadomości.

- Wcześniej nie miałem dobrego zdania o reżyserii kobiecej – śmieje się Żebrowski – ale po poznaniu Magdy radykalnie zmieniłem zdanie. Od pierwszej próby z zauważyłem, że ona jest reżyserem znakomicie czującym aktorów. Bardzo wymagająca, znakomicie interpretująca tekst i traktująca go jako źródło filmu, źródło prawdy dla aktora. Choć jest ekranową debiutantką, posiada wszystkie cechy dobrego reżysera.

- Michał zaskoczył mnie podczas pracy kilka razy – wspomina Magda Piekorz. – Jest w filmie scena, w której Tania przychodzi do mieszkania Wojciecha i zauważa gwoździe, które Wojciech wbił w parapet jako „stracha” na gołębie. Zaskoczona, próbuje wyjaśnić całą sprawę. Wojciech reaguje udawanym szaleństwem, robi z siebie błazna... Scena była trudna do zagrania i dość ryzykowna Pierwotnie między tą dwójką bohaterów miała odbyć się normalna rozmowa. To Michał zaproponował, że skoro Wojciech od początku na zachowania Tani (i jej próby zbliżenia się do niego) reaguje agresją, a jednocześnie powiela zachowania własnego Ojca, to powinien pójść w tej agresji dalej, niż Ojciec, wtedy będzie to groźne. Tania bardzo wyraźnie stara się zrozumieć jego postępowanie, a on świadomie robi z siebie błazna. Wyszła nam – przede wszystkim dzięki odwadze Michała – bardzo mocna scena.

- To, że rola Wojciecha jest zupełnie inna od moich dotychczasowych ról, wynika z mojego aktorskiego „nabrania ciała” – mówi Michał Żebrowski. – Na początku drogi zawodowej byłem oczkiem w głowie mistrzów. Miałem spore pojęcie o technice, ale żadnej „treści” w sobie. Dopiero niedawno, jakieś dwa, może trzy lata temu, ukonstytuował się we mnie aktor – odkryłem, że mam w sobie pewne narzędzia, które służą przede wszystkim do budowania postaci. A w „Pręgach” na dodatek trafiłem w ręce szalonej, fantastycznej młodej reżyserki, która żelazną ręką trzymała całą konstrukcję filmu. Uwierzyłem, że mogę jej się oddać bez reszty, bo kiedy przegnę, to ona natychmiast powie: „Za to dziękuję, bo to jest bez sensu”. Jednocześnie starałem się wypełnić dany mi przez nią kredyt zaufania i zagrać w sposób nieszablonowy. W przypadku tej akurat sceny zobaczyłem w pewnym momencie przerażenie w oczach mojej partnerki, Agnieszki Grochowskiej. Uwierzyłem wtedy, że idziemy słuszną drogą, bo takie odczucia powinien mieć również i widz.

Gdybym miał powiedzieć, która scena była dla mnie w filmie najtrudniejsza, wskazałbym tę, gdzie Wojciech w kawiarni mówi Tani wiersz. Już w trakcie lektury scenariusza ta scena wzbudziła mój niepokój. Owszem, jestem kojarzony z mówieniem poezji, ale tutaj musiałem zagrać współczesnego chłopaka, który nagle – w ten sposób – wyznaje dziewczynie miłość. I właśnie w tej scenie otrzymałem ogromną pomoc zarówno ze strony Agnieszki, jak i Magdy. Magda powiedziała mi: „Wiesz, Michał, nie wiem, jak to powiesz, ale musisz zaufać i sobie, i temu tekstowi, i nie możesz powiedzieć jednego słowa, żebyś naprawdę całym sobą nie wierzył, że to jest prawda”. Kiedy teraz oglądam tę scenę na ekranie, słucham tego, co tam mówię, to stwierdzam, że to była najprawdziwsza i najcenniejsza, najbardziej ludzka i najtrafniejsza uwaga, jaką Magda mogła mi dać. Bo cóż tutaj reżyserować? Po prostu masz powiedzieć coś z miłości do kogoś. Nie można wejść komuś w serce i tłumaczyć, jak się gra miłość. Trzeba zaufać.

- Tanię gra Agnieszka Grochowska – mówi Magda Piekorz – jedna z najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Zależało mi, żeby Tania była bardzo dziewczęca, a jednocześnie miała w sobie pewną dojrzałość. Agnieszka ma w sobie obie te cechy i świetnie przeniosła je na ekran. Jej Tania jest delikatna, wrażliwa, a jednocześnie bardzo silna wewnętrznie.

- Bardzo mi zależało – mówi Michał Żebrowski – żeby to właśnie Agnieszka zagrała tę postać. Nie znałem jej przed filmem prywatnie, natomiast bardzo wysoko oceniałem jej dokonania artystyczne. Zagrała fantastycznie. Uważam też, że Agnieszka na planie wzniosła się na szczyty dobrze pojętej współpracy. Czułem, że w najtrudniejszych momentach mam w niej towarzysza tej mojej niedoli, a jednocześnie, że dostałem od niej olbrzymi kredyt zaufania, zarówno jako aktor, jak i mężczyzna.

Autorem zdjęć do filmu jest Marcin Koszałka. – Marcin był moim kolegą na studiach – mówi Magda Piekorz - choć tak naprawdę o możliwości współpracy zaczęliśmy rozmawiać dopiero po dyplomie. Od dawna ceniłam go jako operatora i realizatora filmów dokumentalnych. Moim zdaniem Marcin ma szansę dołączyć do grona polskich operatorów, którzy osiągnęli sukces za granicą – przede wszystkim ma fenomenalne wyczucie światła. I doskonale wie, co znaczy „zrobić zdjęcia do filmu”.

W przypadku „Pręg” już na początku zgodziliśmy się, że zdjęcia powinny być płynące, w długich ujęciach, bez przebitek i z niewielką ilością kontrplanów. Była to dość ryzykowna koncepcja – pan Krzysztof Zanussi długo nie był do niej przekonany. No i automatycznie ograniczała ilość dubli. Zanim przystąpiliśmy do zdjęć, przygotowaliśmy z bardzo precyzyjny scenopis. Marcin uczestniczył w przygotowaniach do realizacji filmu już na etapie powstawania scenariusza. Wspierał mnie na każdym etapie.

Ponieważ realizowaliśmy ten film w dwóch częściach, z których jedna rozgrywa się w 1984 roku, druga w 2002 bałam się, że powstaną dwa różne filmy. Dlugo zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby film był spójny. Ostateczna koncepcja wizualna jest autorstwa Marcina. To on wymyślił, żeby obie części zróżnicować scenografią. Dlatego w części rozgrywającej się w latach osiemdziesiątych ściany pomalowane są na brudnozielony kolor, w ubraniach przeważają brązy, zielenie, rudości. W części współczesnej ściany są szare; Wojtek ubiera się na niebiesko, w ubiorze Tani przeważają odcienie fioletu. Stąd w pierwsza część może się wydać bardziej ciepła, druga bardziej chłodna Ale różnice są tylko w scenografii, cały film fotografowany jest tak samo. Mówiąc o zdjęciach, muszę też podkreślić ogromną rolę naszego szwenkiera, Adama Noconia oraz Krzysztofa Strabskiego, który genialnie ustawia ostrość.

Autorem muzyki do filmu jest Adrian Konarski, na co dzień muzyk krakowskiej Piwnicy pod Baranami. – Adriana poznałam w ubiegłym roku na festiwalu filmowym w Cieszynie – mówi Piekorz. – Wręczył mi wtedy płytę ze swoją muzyką, Kiedy wróciłam do domu, już po pierwszym przesłuchaniu zadzwoniłam do niego z propozycją napisania muzyki do „Pręg”.

Wydaje mi się, że Adrian doskonale wywiązał się ze swojego zadania. Prosiłam go tylko, żeby instrumentem wiodącym był fortepian. Zależało mi, żeby muzyka była czysta, klasyczna, w kontrapunkcie do tej, czego ekranowy Wojciech słucha. W muzyce Adriana pojawiają się więc delikatne nawiązania do dzieł Chopina, Bacha, czy Prokofiewa. Jednocześnie ta muzyka nie ma charakteru czysto ilustracyjnego. W wielu momentach filmu buduje napięcie i spełnia rolę komentatora całej akcji.

Jestem szczęśliwa, że zrealizowałam „Pręgi” w studiu „Tor”, bo była to w pełni profesjonalnie przygotowana produkcja.. Zostałam otoczona fachowcami, ludźmi prawdziwie zaangażowanymi w pracę. Kostiumy przygotowała Dorothee Roqueplo, dźwięk realizował Michał Żarnecki, nad produkcją czuwali Teresa Paszkiewicz i Leszek Pieszko. Oczywiście zdarzały się stresy i długie dyskusje. Jednak, gdy produkcja uznawała, że nasze prośby mają uzasadnienie i wpłyną korzystnie na ostateczny kształt filmu, realizowała je.

- Tyle ostatnio się mówi o kryzysie polskiego kina – mówi Michał Żebrowski – a ja uważam, że udało się Magdzie zrobić film, którego naprawdę nie musimy się wstydzić.

- Staraliśmy się zrobić ten film najlepiej, jak potrafiliśmy – mówi Magda Piekorz. - Zdaję sobie sprawę, że mogą pojawić się zarzuty, że jest to kino kobiece, choć sama nigdy nie dzieliłam tak kina. Uważam, że filmy powinno się dzielić na dobre lub złe. Ale jeśli ktoś powie, że „Pręgi” należą do nurtu kina kobiecego – nie obrażę się. Uznam to za komplement.

Film jest debiutem Magdaleny Piekorz w roli reżysera filmu fabularnego, Marcina Koszałki w roli operatora obrazu w filmie fabularnym, Wojtka Kuczoka w roli scenarzysty i Adriana Konarskiego w roli kompozytora muzyki do pełnometrażowego filmu fabularnego.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pręgi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy