Reklama

"Pozwól mi wejść": KILKA SŁÓW OD REŻYSERA

Rok 1982. Kraj, który trwa na przekór wszystkiemu. Na przekór zimnu, które zatrzymuje w bezruchu krajobraz, zamrażając wodę w jeziorach i napinając konary drzew niczym struny skrzypiec. Ptaki odleciały stąd w mniej zrujnowane miejsca, a niedźwiedzie zapadły w głęboki sen. Lecz miasta nie poddają się pomimo wszystko.

Lśniąca zieleń ulicznych latarni nie pozwalająca ciemności podjeść zahartowanych i wytrwałych ulic. Oliwa przywieziona z odległego kraju, paląca się w kotle w pokojach z betonowych płyt.

Ludzie, którzy tu mieszkają. Podtrzymujący nadzieję właśnie na przekór temu wszystkiemu. Przychodzą do domów, zdejmują wilgotne od śniegu buty i sztuczne swetry trzaskające iskrami, rozdzierają nylonowe rajstopy. Tworzą z zostawionych ubrań dywan. I cała ta brzęcząca elektryczność.

Reklama

Matki ciężko pracujące na przedmieściach. Ojcowie mozolnie zeskrobujący szadź ze swoich SAAB - ów. Dzieci, które w półmroku wstają o siódmej rano i idą do szkoły, gdzie na obiad posłusznie zjadają wątróbkę.

O poranku każdy czyta jedną z dwóch dostępnych gazet, w nocy - drugą. Ogląda jeden z dwóch programów, gdzie politycy wciąż mówią o tej samej łodzi podwodnej, która osiadła na mieliźnie gdzieś na wybrzeżu. Dwa sposoby myślenia - czerwony albo niebieski. Ludzie, którzy nie chcą od nikogo serdeczności, którzy trzymają języki za zębami ze strachu przed rozpadem na kawałki jak posągi, ze strachu przed zabijaniem się nawzajem ? Jak wytrzymują w tym kraju ?

Kiedy zeszłego lata czytałem powieść Johna Ajvide Lindqvistsa "Pozwól mi wejść", wiedziałem, że koniecznie muszę na jej podstawie nakręcić film. To jest uczucie, którego doznajesz tylko przy jednym tekście na sto. Zazwyczaj, gdy coś czytam, tyle wątków mnie porywa - tu emocje, tam szczegóły - i one potem wyzwalają moje łapczywe pragnienie, by stworzyć adaptację książki. Tym razem było inaczej. To powieść, która łączy znakomitą literaturę z fantastyczną dramaturgią. Pomimo przygnębiającego obrazu szarej Szwecji, surowych warunków, prześladowań i krwawej przemocy, zobaczyłem, że jest tam także romantyczna historia miłości, z pełnym nadziei zakończeniem. Ujrzałem dynamikę łączącą ciemne tło i jasność pierwszego planu, niczym w powieściach Charlsa Dickensa, czy horrorach najbardziej znanych pisarzy.

Wierzę, że ten wciągający film przesiąknięty smutkiem, ale i głęboką wiedzą o nas ludziach, zainteresuje liczną widownię. Nie ma w nim nudy i wyrachowania. Wierzę także, że jego wyraźna "szwedzkość" da mu szansę na międzynarodowy sukces.

Tomas Alfredson

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pozwól mi wejść
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy