Reklama

"Potop Redivivus": MONTAŻYSTA MARCIN KOT BASTKOWSKI O PRACY NAD FILMEM

Kiedy skończyliśmy pracę nad montażem filmu "1920 Bitwa Warszawska", Jerzy Hoffman uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: "My się jeszcze spotkamy". Rok temu, kiedy dzwoniłem do niego z życzeniami urodzinowymi, znów zakończył rozmowę tajemniczo: "Jest coś do zrobienia, musimy spotkać się w montażowni". Po miesiącu okazało się, że mamy skracać "Potop". "Jak to?" - zdziwiłem się. "Odrestaurowali, ale ten film jest za długi - odpowiedział. - Ma wrócić do kin, będzie na DVD i Blu-ray, więc trzeba go przystosować dla dzisiejszego widza. A poza tym jest tam parę rzeczy, które trzeba wyrzucić".

Kiedy skończyliśmy pracę nad montażem filmu "1920 Bitwa Warszawska", Jerzy Hoffman uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: "My się jeszcze spotkamy". Rok temu, kiedy dzwoniłem do niego z życzeniami urodzinowymi, znów zakończył rozmowę tajemniczo: "Jest coś do zrobienia, musimy spotkać się w montażowni". Po miesiącu okazało się, że mamy skracać "Potop". "Jak to?" - zdziwiłem się. "Odrestaurowali, ale ten film jest za długi - odpowiedział. - Ma wrócić do kin, będzie na DVD i Blu-ray, więc trzeba go przystosować dla dzisiejszego widza. A poza tym jest tam parę rzeczy, które trzeba wyrzucić".

Kiedy "Potop" wchodził na ekrany, miałem 4 lata, zobaczyłem go kilka lat później;

w pewnym sensie jesteśmy równolatkami. Znam ten film, znam tych aktorów, a teraz przychodzi do mnie Hoffman i mówi: "Stary, musimy to skrócić". Zrobiło mi się miękko w nogach, byłem pełen obaw: "Kurczę, przecież to można zepsuć". To było coś innego niż przy "Ogniem i mieczem": wtedy czułem, że dojrzałem, by podjąć takie wyzwanie. No i nie myślałem, że mogę coś zepsuć. A teraz? Już wiedziałem, że mogę popsuć wszystko. Wtedy miałem młodzieńczą odwagę, teraz odwaga pozostała, ale miałem też świadomość, że mam przemontować "Potop" - film gotowy, powszechnie znany i uznany, z nominacją do Oscara. Bałem się jak cholera!

Reklama

W Iluzjonie odbył się pokaz zrekonstruowanej cyfrowo wersji filmu: z górą pięć godzin projekcji. W pewnej chwili ktoś zaproponował przerwę na kawę, potem drugą na skorzystanie z toalety i w efekcie seans zakończył się po siedmiu godzinach. A przecież na sali byli Jerzy Hoffman, Jerzy Wójcik, profesor Tadeusz Kowalski i inni ludzie z Filmoteki, znawcy kina, przyzwyczajeni do dawnego sposobu prowadzenia narracji. Do tego kopia była w takiej jakości, jakiej nikt od 1974 roku nie widział. I mimo wszystko czuliśmy się zmęczeni.

Kilka miesięcy później spotkaliśmy się w tym samym kinie w podobnym gronie, by obejrzeć wstępnie zmontowaną przeze mnie i Jerzego Hoffmana wersję trzygodzinną. Nikt nie chciał przerwy, a po seansie Jerzy Wójcik, który wydawał mi się najbardziej przywiązany do wersji pierwotnej, powiedział: "Nie wiem, coście zrobili, ale to wygląda tak, jak zawsze powinno wyglądać!". Odetchnąłem z ulgą.

To była niesamowita przygoda. Jak usunąć ponad dwie godziny filmu tak, by nic nie stracił na wartości, by nadal porywał jak oryginał w chwili premiery? Musieliśmy usunąć pewne wątki, inne skrócić, pewne sceny wyciąć, inne przestawić, by wszystko harmonizowało ze sobą. Miałem ogromną swobodę, ale Jerzy Hoffman nie raz mnie zaskoczył, wskazując alternatywne rozwiązania. Dyskutowaliśmy każde cięcie, ale Hoffman niczego nie narzucał, to była ściśle partnerska relacja.

Najtrudniejsze momenty były wtedy, gdy trzeba było skracać sceny dialogowe w długich ujęciach. Z jednej strony nie mogłem wyjść z podziwu dla aktorów - w "Potopie" nie ma nietrafionych ról - z drugiej musiałem dynamizować te ujęcia. Nie było to łatwe, zwłaszcza że muzykę i dialogi miałem na tej samej ścieżce dźwiękowej. Nieraz musiałem rozwiązywać skomplikowane równanie matematyczne: gdzie ciąć, gdzie wycinać, kiedy przyciąć muzykę pod dialogiem, no i jak to zrobić? No i te długie ujęcia - przemarsz wojsk szwedzkich, osadzanie kolubryny czy konny popis Kmicica przed Bogusławem. Wszystkie, podobnie jak cała batalistyka, zostały skrócone, bo w wersji końcowej nie pasowałyby do reszty. Jedyną sceną, którą zachowałem nienaruszoną, jest pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim. To mój hołd dla Zenona Pióreckiego - montażysty wersji oryginalnej. Ta minuta dla Pióreckiego to zarazem hołd dla wszystkich, którzy przy tym filmie pracowali.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Potop Redivivus
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy