Reklama

"Połów szczęścia w Jemenie": PŁYNĄC POD PRĄD: WIARA W BAŚNIOWOŚĆ

Dokładnie tak jak sugeruje tytuł filmu, "Salmon fishing in the Yemen" (tytuł polski: "Połów szczęścia w Jemenie") to opowieść o wierze, o tym, że przy odpowiedniej dozie samozaparcia i szczęścia to, co niemożliwe, może się naprawdę wydarzyć.

Dla jemeńskiego szejka łosoś to stworzenie wręcz mistyczne, a jego coroczna migracja z ogromnych przestrzeni oceanu do relatywnie niewielkich rzek i strumyków jest alegorią ludzkiego dążenia do duchowego oświecenia. W miarę rozwoju opowieści, Fred zaczyna widzieć świat wizjonerskimi oczyma szejka - wierzyć, że niemożliwe może stać się rzeczywistością. Odkrywa również w sobie coś, co uważał za bezpowrotnie utracone - wiarę w prawdziwą miłość.

Reklama

"Z początku Fred nie wierzy w nic. Dosłownie. Jest bardzo praktyczny, racjonalny, poukładany. To pracownik rządowy, cywilny naukowiec, zajmuje się rybami, ale nie widzi w tym żadnego sensu", wyjaśnia McGregor. "Fred jest introwertykiem, woli zamknąć się w sobie i przeżywać swoje cierpienia w ciszy. Nie potrafi otworzyć się na świat, na nieznane, do tego potrzebuje drugiej osoby. Po studiach trafił do nudnej pracy, w której nie może się rozwijać. Na dodatek tkwi w małżeńskiej stagnacji, nie potrafiąc się z niej wydostać. Jego żona nazywa ich sytuację "małżeństwem funkcjonalnym", a wszystkie sceny, w których widać ich razem, zioną pustką i wielkim smutkiem", wyjaśnia aktor. "Dzięki szaleńczemu pomysłowi szejka, który chce sprowadzić łososie do swojego pustynnego kraju, Fred poznaje Harriet".

"Dwie nietypowe, odważne osoby zmieniają jego życie nie do poznania, sprawiają, że odzyskuje wiarę w sens wszystkiego co go otacza", dodaje McGregor. "Nie w kontekście religijnym, po prostu wychodzi ze swojej bezpiecznej skorupy, otwiera się na świat. A podróż, którą odbywa, aby ostatecznie się odrodzić, stanowi dla mnie jako aktora prawdziwą przyjemność". Duszą tej opowieści jest właśnie kwitnące uczucie Freda i Harriet. "Stanowią dziwną parę i zakochują się w sobie w dosyć niezwykłych okolicznościach", wspomina Blunt. "Warto również pamiętać, że zanim poznała Freda, moja bohaterka spotykała się z innym chłopakiem. Mocno się w nim zadurzyła, ale wyleciał na misję do Afganistanu, po czym został uznany za zaginionego. Jak ona ma sobie radzić z taką sytuacją? Jakie myśli przebiegają przez jej umysł?", opowiada z powagą w głosie brytyjska aktorka.

Kolejnym bardzo ważnym elementem filmu jest nietuzinkowa postać szejka, w którą wciela się egipski aktor Amr Waked. Ten mądry i dowcipy dżentelmen jest przedstawicielem świata Islamu, w obrazie Hallströma nie oznacza to jednak żadnego zagrożenia, lecz pewnego rodzaju mistyczny aspekt otaczającej rzeczywistości, który wspomaga baśniowość filmowej tonacji. "Podoba mi się, że scenariusz jest inteligentny i jednocześnie nieprzewidywalny", opowiada Waked. "Widz będzie myślał, że narracja podąży w danym kierunku, ale po chwili okazuje się, że był w błędzie. To bardzo ważne w branży, w której tyle różnych historii zostało już opowiedzianych na tyle różnych sposobów". Waked wyjaśnia, że dla jego bohatera łowienie łososi jest metaforą odnajdywania Boga. "Płynięcie pod prąd oznacza dla niego podróż do poznania samego siebie, a w efekcie dotarcie do Boga. Człowiek wierzący to taki, który nie przestaje poszukiwać; pewnego dnia zostanie za to wynagrodzony. Ta opowieść ma wiele warstw", dodaje z uśmiechem aktor.

Ażeby połączyć wszystkie te warstwy w całość i w odpowiedni sposób ukazać na ekranie zarówno kolejne zmieniające się konwencje filmowe, jak i specyficzne poczucie humoru, producenci zatrudnili reżysera, który wyrobił sobie reputację specjalisty od filmowej subtelności i ekranowych niuansów. "To fantastyczny wybór", zapewnia Webster, który jeszcze długo po zatrudnieniu Hallströma nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. "Zaczęliśmy poszukiwania odpowiedniego reżysera do naszego filmu, po czym Lasse sam zgłosił się do nas i powiedział, że chciałby zaangażować się w ten projekt. My Life As A Dog to jeden z moich ulubionych filmów. Uwielbiam także Co gryzie Gilberta Grape'a, Wbrew regułom, Kroniki portowe i wiele innych jego obrazów. Wiedziałem, że jeśli ktoś będzie w stanie oddać wszelkie niuanse tego scenariusza, to będzie właśnie on. Lasse świetnie rozumie się z aktorami i jest bardzo otwarty na nowe pomysły przy kręceniu filmu. Dało nam to dużo swobody w przygotowywaniu Połowu szczęścia w Jemenie".

Hallström również przyznaje, że ta opowieść jest bardzo bliska jego wrażliwości i sposobowi postrzegania świata. "Najlepsze w tej historii jest to, że można ją przedstawić na tyle różnych sposobów. Posiada szereg fascynujących wątków, ukazuje prawdziwych ludzi, nie sztuczne kreacje scenarzysty, i jest niezwykle trafna zarówno pod kątem komediowym, jak i dramatycznym", opowiada szwedzki reżyser, który nie po raz pierwszy mierzy się z humorystyczną konwencją. Na początku kariery pracował w telewizji jako producent programów komediowych, a niektóre jego filmy, takie jak "Casanova" z 2006 roku, świetnie sprawdzają się w takich ramach. "Mimo wszystko nie nazwałbym tego filmu komediodramatem, za dużo w nim cudownej, odrealnionej baśniowości, ma w sobie także uroczy wątek romantyczny", dodaje Hallström.

"Kiedy w 1966 roku zaczynałem w telewizji, mawiano wtedy, że słowa szwedzka i komedia stanowią oksymoron", śmieje się słynny reżyser. "Myślę, że ze wszystkich filmów, które nakręciłem, Połów szczęścia w Jemenie najbardziej przypomina Czekoladę. Oba obrazy posiadają mnóstwo ciekawych niuansów oraz wybornie nakreślonych bohaterów, z którymi chce się spędzać całe godziny w ciemnej sali kinowej. Pod wieloma względami Połów szczęścia w Jemenie to także opowieść o szczerym spotkaniu kultury Zachodu z kulturą Wschodu, próba zbudowania pomiędzy nimi mostu porozumienia. To bardzo ważna i pozytywna rzecz w dzisiejszych czasach".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Połów szczęścia w Jemenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy