"Połów szczęścia w Jemenie": CASTINGOWE RYBOŁÓSTWO: ŁAPANIE AKTORÓW
W powieści Tordaya Fred jest starszym mężczyzną, ale producent Paul Webster postanowił pójść za głosem wyobraźni i na potrzeby filmowej adaptacji ująć mu nieco lat. I bardzo chciał, by rolę tę zagrał Ewan McGregor.
"Nawet w scenariuszu Fred był mężczyzną w sile wieku, ale bardzo chcieliśmy zatrudnić Ewana do tej roli", opowiada producent. "Jest o wiele młodszy, ale ma niezwykle bogate aktorskie doświadczenie. Wydaje mi się, że wkracza właśnie w ten etap, kiedy z hollywoodzkiego bożyszcza przemienia się w dojrzałego, pewnego siebie aktora, który potrafi zaoferować każdemu projektowi coś ciekawego", chwali swoją gwiazdę Webster. "Myślę, że przez kolejnych kilka lat może stać się Harrisonem Fordem swojego pokolenia. Ma do tego idealne predyspozycje; jest bardzo męski, posiada wielki urok osobisty i świetnie się prezentuje przed kamerą. Nie wspominając już o tym, że jest znakomitym aktorem, który potrafi odnaleźć się w każdym gatunku. W moim mniemaniu zagrał w filmie Połów szczęścia w Jemenie jedną ze swoich najlepszych ról".
Udział w tym projekcie przyniósł McGregorowi wiele wspaniałych chwil, w szczególności w kontekście odnajdywania odpowiedniego wyrazu dla swojego bohatera. "Moja osobowość nie sprawdziłaby się w przypadku Freda - jestem zbyt wyluzowany", śmieje się aktor. "Zrobiliśmy z niego lekkiego sztywniaka, na dodatek mówiącego z mocnym szkockim akcentem, co było dla mnie wyborną zabawą". Producenci dosyć szybko zdali sobie sprawę, że muszą drętwemu naukowcowi znaleźć partnerkę, która będzie czarowała młodością, rozsadzając ekran swoją energią. Musiała także odnajdywać się równie dobrze jak McGregor w konwencji i komedii, i dramatu. "Zatrudnienie Emily Blunt było jedną z najłatwiejszych decyzji, jakie podjąłem przy okazji tego projektu", wspomina Webster. "Sprawdza się idealnie w roli Harriet. Jest trochę młodsza od Ewana i ma wrodzony talent komediowy. Trzeba się naprawdę postarać, żeby powstrzymać ją przed zarażaniem wszystkich śmiechem na planie!",
"Emily wciela się tak naprawdę prostolinijną dziewczynę, ale wniosła do swojej roli coś trudno uchwytnego - zrobiła z Harriet kobietę tak wyluzowaną i tryskającą szczęściem, że trudno oderwać od niej wzrok", chwali aktorkę Webster. "Emily to prawdziwa gwiazda, a takie aktorki, poza świetnym warsztatem, wnoszą dodatkowo wielki ekranowy magnetyzm", dodaje zachwycony producent. "Harriet jest bardzo wylewną kobietą, pomimo swoich problemów próbuje do wszystkiego podchodzić pozytywnie, z radością. Różni się znacznie od zachowawczego Freda", mówi Blunt. "Wydaje mi się, że Jemen jest dla niej swego rodzaju magiczną przestrzenią, dzięki której - tak jak inne postaci - zaczyna uczyć się podejmować w życiu większe ryzyko, wierzyć, że wszystko jest możliwe".
Do roli szefa Harriet, miłośnika łososi, ekscentryka i wielkiego dżentelmena, Webster od początku chciał aktora z arabskimi korzeniami. "Nie mieliśmy zamiaru bawić się w casting hollywoodzkich aktorów, którzy będą udawać arabskiego szejka, ale okazało się, że niewielu starszych arabskich wykonawców potrafi grać w języku angielskim. A ta postać musi perfekcyjnie posługiwać się tym językiem", wspomina producent. "Co więcej, klasyczny arabski styl grania jest bardzo mocny, wyrazisty, zaczerpnięty z teatru, a tego także nie potrzebowaliśmy. Obsadzenie roli okazało się o wiele większym wyzwaniem niż początkowo zakładaliśmy, po jakimś czasie skupiliśmy się więc na poszukiwaniu młodszych aktorów". Ostatecznie zatrudniono egipskiego gwiazdora, Amra Wakeda. "Poradził sobie błyskotliwie z postawionym przed nim zadaniem", opowiada ko-producentka Nicky Kentish-Barnes. A Webster dodaje, że uważa Wakeda za "George'a Clooneya Bliskiego Wschodu".
Porównanie to jest jak najbardziej na miejscu, gdyż Waked, aktor doświadczony w produkcjach anglojęzycznych, wystąpił z Clooneyem w sensacyjnej "Syrianie" z 2005 roku. Egipski artysta wspomina, że gdy tylko zaoferowano mu rolę jemeńskiego szejka z szalonym planem w głowie, zgodził się bez żadnego wahania. "W kinie zachodnim nie istnieje wiele ról dla Arabów, które nie wiążą się z terroryzmem. Tak było również w Syrianie", wspomina Waked. "Rola pozytywnego Araba zdarza się dosłownie raz na kilka lat, dlatego nie mogłem przegapić takiej okazji". W tym kontekście Webster dodatkowo wyjaśnia, że ekipa dołożyła wszelkich starań, by nie wypaczyć żadnych elementów związanych z ukazywaniem arabskiego świata; żeby wszystko i wszyscy widoczni na ekranie byli wiarygodni. Przykładowo, statyści pojawiający się jako członkowie świty szejka to prawdziwi Jemeńczycy, którzy w Wielkiej Brytanii stworzyli swoją własną mniejszość narodową.
Ostatnim elementem filmowej łamigłówki było obsadzenie roli kobiety zdeterminowanej, by plan szejka doszedł do skutku, w ten sposób odwracając uwagę od rządowych problemów. Patricię Maxwell, ku wielkiej radości Webstera, zagrała Kristin Scott Thomas. "Moja postać jest znaną osobistością w gabinecie Premiera. Podejmuje ważne decyzje, jest agresywna i tak naprawdę bardzo nieprzyjemna. Zabawnie było wcielić się w taką postać, ale jednocześnie brakowało mi pewnego komfortu pracy - jej naprawdę nie da się lubić", wyjaśnia aktorka. "Co oczywiste, jako osoba od komunikacji z mediami robi wszystko, by przypodobać się różnym ludziom, ale sama w sobie jest doprawdy przerażająca. Nie ma w sobie ani krzty wdzięku". Dla Webstera postać Maxwell jest kluczowa dla tempa i wydźwięku całej opowieści. "Kristin miała cięższe zadanie od innych, ponieważ jej postać nie wchodzi w żadne interakcje z otoczeniem. Nawet jeśli znajduje się wśród ludzi, po prostu ich ignoruje", objaśnia producent. "Nieustannie sprawdza skrzynkę pocztową, wchodzi na Twittera, dzwoni, wysyła SMSy - to osoba, która nie potrafi przestać działać. I jest jak najbardziej prawdziwa w tym, co robi i jak to robi - w dzisiejszym świecie, zorientowanym na komunikowanie, nie komunikację, wielu jest takich, którzy będą mogli przejrzeć się w Patricii jak w lustrze".