Reklama

"Pociąg do Darjeeling": SCENARIUSZ

"Ciekawe, czy nasza trójka mogłaby się zaprzyjaźnić w prawdziwym życiu. Nie jako bracia, ale jako zwykli ludzie". Jack Whitman

"Ciekawe, czy nasza trójka mogłaby się zaprzyjaźnić w prawdziwym życiu. Nie jako bracia, ale jako zwykli ludzie".
Jack Whitman

POCIĄG DO DARJEELING opiera się na trzech fascynacjach Wesa Andersona: pociągach, Indiach i braterstwie. Reżyser zdążył już analizować jednocześnie zabawne i zgubne relacje między miłością i związkami rodzinnymi w środowisku szkolnym ("Rushmore"), w domu będącym siedzibą geniuszy ("Genialny klan") oraz pod pokładem okrętu podwodnego ("Podwodne życie ze Stevem Zissou").

Teraz, w POCIĄGU DO DARJEELING, umieszcza swoją historię o pojednaniu trzech braci w najbardziej intrygującym miejscu: w pociągu przemierzającym pustynie Radżasthanu, rzucając zaskoczonych braci na całkowicie obce - fizycznie i psychicznie - terytorium.

Reklama

"Zawsze marzyłem o nakręceniu filmu w pociągu, bowiem pociąga mnie pomysł ruchomego planu. Jego przemieszczanie się posuwa także akcję filmu - mówi Anderson. - Już raz nakręciłem film na okręcie".

Pociągi inspirowały filmowców od najwcześniejszych dni kina. W 1895 roku bracia Lumiere nakręcili 50-sekundowy film "Wjazd pociągu na stację", który do głębi wystraszył widownię. W 1903 roku Edwin S. Porter nakręcił pierwszy film fabularny "Wielki napad na pociąg". Od ustalonego porządku "Morderstwa w Orient Expressie" po chaos "The Beatles" pociągi na ekranie mają w sobie energię poruszającą wszelkie postaci we wszelkich możliwych podróżach.

Jednakże pociągi, do których odwołuje się Anderson, są nie tylko pojazdami szynowymi, ale przemierzają jeden z najbardziej ukolejowionych krajów świata - wielokulturowe Indie z ich mieszanką kolorów i kultur, piękna i absurdu, biedy i uduchowienia.

Anderson nigdy nie był w Indiach przed rozpoczęciem filmu, ale od dawna był zakochany w krajobrazie, który znał z kilku swoich ulubionych filmów, zwłaszcza z "Rzeki" Jeana Renoira, której akcja toczy się nad Gangesem, oraz poruszających dzieł hinduskiego mistrza Satyajita Raya. Nic dziwnego, że pociągnął go pomysł wpisania swej własnej słodko-gorzkiej, zaprawionej humorem historii w świat tak odmienny od własnego.

W miarę, jak krystalizował się pomysł film, Anderson był coraz bliżej umieszczenia akcji w Indiach. "Postanowiłem w końcu nakręcić film w Indiach, w pociągu i z przekonaniem, że trzej jego bohaterowie powinni być braćmi - mówi Anderson. - Powiedziałem o tym moim przyjaciołom, Romanowi Coppoli i Jasonowi Schwartzmanowi, i tak pojechaliśmy do Indii".

Zanim jednak tam pojechali, Anderson,. Schwartzman i Coppola zaczęli prace nad scenariuszem podczas pobytu w Paryżu. Jason Schwartzman wspomina, że miał to być krótki epizod, który zamienił się w odyseję. "Wiem, że zabrzmi to barwnie i staroświecko, ale zaczęliśmy pisać nasz scenariusz we francuskich kafejkach późną nocą - mówi. - Tam Wes powiedział nagle, że dobrze byłoby pojechać do Indii. Więc wybraliśmy się tam w marcu 2006 roku, by doświadczyć tego, o czym pisaliśmy".

Jak zauważa Coppola, relacje między bohaterami są inspirowane wzajemnymi stosunkami między Andersonem, Schwartzmanem i Coppolą. W trakcie naszych rozmów odnaleźliśmy wspólne doświadczenia i tematy, które stały się wyznacznikami scenariusza".

Tak narodzili się bracia Whitman, którzy wybrali się do Indii w rok po pogrzebie ojca, niemal ze sobą nie rozmawiając. Najstarszy z nich, Francis, dołącza do braci cudem ocalały z wypadku motocyklowego, cały w bandażach przypominających mumię. Twierdzi, że pierwszą rzeczą, o której pomyślał odzyskawszy przytomność po wypadku, byli bracia, więc przygotował precyzyjny plan sprowadzenia ich do szczególnego miejsca, gdzie wreszcie staną się sobie bardziej bliscy.

Tymczasem średni brat, Peter, przybywa wystraszony wiadomością, że będzie miał dziecko z kobietą, z którą chciał się rozwieźć, zaś najmłodszy, Jack, oczko w głowie rodziny i pisarz, skrupulatnie opisujący w powieściach swoje życie, zjawia się w Indiach nie przestając myśleć o swej byłej dziewczynie, którą rzucił w Paryżu, i ciągle z zazdrością przesłuchując jej automatyczną sekretarkę.

Anderson, Schwartzman i Coppola zabrali swoich bohaterów w podróż do Indii, która zmieniła wszystko, bowiem specyfika tego niezwykłego kraju odcisnęła piętno na historii braci.

"To niezwykłe miejsce - mówi Anderson o Indiach. - Wiele aspektów życia codziennego jest tu tak różnych od naszego, że istotnie musiały wpłynąć na nasz scenariusz. Niemal przez 90% filmu Francis, Peter i Jack rozmawiają ze sobą, spierając się i próbując wzajemnie się porozumieć, a fakt, że ta rozmowa toczy się w pociągu przemierzającym ten niezwykły kraj, nie pozostaje bez wpływu na ich dyskusję".

Im lepiej scenarzyści poznawali ten kraj, tym więcej pojawiało się w ich historii elementów komicznych - od tłoku, przypominającego sceny z "Nocy w operze" braci Marx po zderzenia dwóch odmiennych kultur, które stają się udziałem turystów.

"W Indiach mieliśmy mnóstwo pomysłów, jakich nie można sobie wyobrazić gdzie indziej - mówi Schwartzman. - Pociąg i Indie stały się bohaterami tej opowieści. Początkowo bracia wydają się zamknięci na Indie, trwają we własnym obcym kulturowo świecie. Ale w pewnym momencie musi dojść do ich spotkania z Indiami, by mogli doświadczyć tego, czego w istocie szukali".

A Coppola dodaje: "Mamy nadzieję, że ten szczególny nastrój, na jaki trafiliśmy w Indiach, i którego doświadczyli Whitmanowie, przeniknie do filmu".

Kiedy producentka Lydia Dean Pilcher, wśród której dokonań jest "Imiennik" Miry Nair, dostała ostateczną wersję scenariusza, była zaskoczona - w pozytywnym sensie. "Słyszałam., że Wes planuje film o podróży pociągiem przez Indie, ale sądziłam, że będzie to dokument - przyznaje. - Byłam więc zdziwiona, kiedy przeczytałam ten scenariusz o trzech braciach, których drogi rozeszły się po śmierci ojca, by teraz zejść się w Indiach".

Pilcher polubiła tę historię, zwłaszcza kiedy usłyszała, jak Wes Anderson zamierza do niej podejść. "Powiedział mi, że to będzie całkowicie inny film niż jego wcześniejsze dokonania - wyjaśnia. - Zamierzał ominąć tradycyjne pułapki procesu produkcyjnego i zredukować koszty do minimum. Chciał, na przykład, by aktorzy sami się charakteryzowali i zakładali kostiumy, by w ten sposób lepiej wchodzili w sytuację wchodzenia w obcy świat - jak zwykli ludzie w trakcie podobnej wycieczki. Zrobiło to na mnie wrażenie".

Był to pomysł na podkreślenie specyficznego stylu filmu, mającego uchwycić spotkanie Wschodu z Zachodem. "W trakcie zdjęć zrozumieliśmy, że był to element narracji, a sytuacja, kiedy nikt nie wie, co będzie dalej, okazała się częścią kreatywnej wizji Wesa - mówi Pilcher. - I to zadziałało".

Istotnie, w trakcie realizacji Anderson z jednej strony działał z właściwą sobie precyzją, z drugiej jednak pozostawał otwarty na wszelkie spontaniczne reakcje, jakie wywoływały Indie. To, zdaniem Romana Coppoli, nie tylko przydało filmowi siły, ale i przeniknie do świadomości widzów, by lepiej pojęli wewnętrzne doświadczenie bohaterów. "Duch tego filmu - mówi Coppola - polega na wprowadzeniu ich do pociągu i postawieniu ich wobec wszechogarniającego chaosu w sytuacji, kiedy nie wiadomo, co ich czeka".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Pociąg do Darjeeling
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy