Reklama

"Plan lotu": REŻYSER JAKO STRATEG

Gdy Billy Ray dopracował już na zlecenie producentów scenariusz Dowlinga, kładąc nacisk na jego psychologiczne prawdopodobieństwo i napięte relacje bohaterki z innymi uczestnikami lotu, przyszedł czas na wybór reżysera. Grazer swoim zwyczajem zaryzykował i zrezygnował tym razem z usług doświadczonych hollywoodzkich specjalistów od thrillerów. Zdecydował się zatrudnić młodego niemieckiego realizatora, Roberta Schwentke. Producenta zachwycił jego film „Tatoo”. Robert doskonale wie, jak przestraszyć ludzi, jak bezbłędnie poprowadzić akcję od kulminacji do kulminacji. Byłem też pewny, że jest wystarczająco zdolny, by przekroczyć ramy gatunku – uzasadniał producent swoją decyzję.

Reklama

Niemiecki reżyser Robert Schwentke uznawany jest za kontynuatora tradycji Alfreda Hitchcocka. Swych zainteresowań dowiódł jako scenarzysta kryminalnego serialu „Tatort”, czy porównywanym do utworów Davida Finchera posępnym thrillerem „Tatoo”, który otworzył mu drogę do kariery w USA. Schwentke nie zaprzecza, że twórcę „Psychozy” darzy wielkim podziwem. To prawdziwy mistrz, wiele z jego filmów można oglądać wielokrotnie kadr po kadrze, podziwiając ich precyzję i zawsze znajdując w nich coś nowego – mówił. – Nasz film jest swoistym hołdem dla klasycznego dokonania Hitchcocka: „Starsza pani znika”. To był człowiek, który doskonale wiedział, jak sterować publicznością, jak pokierować jej uwagą. W tym sensie jestem – jak wielu – jego wielkim dłużnikiem. Ale oczywiście podczas kręcenia filmu starałem się nie myśleć o szczegółach jego utworów, ani o rozwiązaniach, jakie stosował. Tylko główna zasada postępowania – przykucie uwagi przyszłych widzów – była podobna. Jak twierdzą współpracownicy niemieckiego reżysera, jego metoda pracy jest zbliżona do hitchcockowskiej. Schwentke, tak jak jego idol, kręci precyzyjny film „w głowie”, rozplanowując każde ujęcie, niemalże każdy kadr. Szczególnie ważne było to w przypadku „Planu lotu” – opowiadał. – Musieliśmy przecież zbudować bardzo dokładną dekorację. Potem byłoby za późno na daleko posunięte korekty i przeróbki. Dlatego właściwie każdy ruch kamery był zaplanowany wcześniej i musiał być logiczny z punktu widzenia rozwoju akcji. Zamiarem twórców „Planu lotu” było maksymalne wykorzystanie scenerii, zaskakiwanie widza widokiem kolejnych pomieszczeń, przy jednoczesnym zachowaniu całkowitej wiarygodności. To było jak taniec na linie.

Równie ważny był psychologiczny aspekt opowiadanej historii. Oczywiście, chodziło nam o historię pełną zwrotów akcji i zaskoczeń – tłumaczył Schwentke. – Jednak kluczową sprawą była postać Kyle. Nie poznajemy przyczyny śmierci jej męża, ale widzimy, w jakim stanie psychicznym jest ta kobieta. Z pewnością traci kontakt z rzeczywistością. Pytanie tylko, na ile. I to była oś dramaturgiczna filmu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Plan lotu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy