Reklama

"PitBull": ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM STROIŃSKIM

W filmie Patryka Vegi „PitBull” gra pan jedną z głównych postaci - policjanta z Wydziału Zabójstw.

Tak, starszego inspektora Mirosława Saniewskiego, dla kolegów – Metyla - wiąże się z problemem alkoholowym. To dziwny, słaby człowiek, o rozchwianych emocjach. Wytrącają go z równowagi drobiazgi i bywa, że traci nad sobą kontrolę. Poznajemy go w charakterystycznym dla wielu policjantów momencie, kiedy w praktyce zawodowej następuje, mniej więcej po 10 latach służby – wypalenie. Ujawnia się skłonność do psychicznych załamań i brak gotowości do codziennego zderzania się z ludzkimi tragediami. Metyl właśnie przechodzi taki kryzys. Staje się niewrażliwy na przejawy pewnych ludzkich dramatów. W innych angażuje się - z zawodowego punktu widzenia - po niewłaściwej stronie. Jest bardzo powściągliwy w mowie. Pewnie i ma coś do powiedzenia, ale jest gadaniem zmęczony. Naprawdę nie wie, co ze swoim życiem począć i nie odważyłby się na żadną próbę opisania tego stanu.

Reklama

Na czym polegały przygotowania do roli?

Rozmawialiśmy z reżyserem o sposobach reagowania ludzi w trudnych życiowych sytuacjach. Szukaliśmy możliwie niebanalnych rozwiązań, niekoniecznie dotyczących zawodu policjanta. Metyl przez większość czasu ekranowego jest pijany, a jeśli nie jest pijany, to jest w jakimś innym ekstremalnym, odbiegającym od normy stanie. Sposób grania pijanego ustaliliśmy podczas pierwszej rozmowy. Założyliśmy, że wszystko, co kojarzy się z powszechnym, zewnętrznym opisem człowieka nietrzeźwego, powinno nas mniej interesować. Staraliśmy się myśleć kategoriami człowieka, który jest w stanie upojenia nie okazjonalnie, lecz ciągle. Metyl ma umiejętności maskowania się. Jest rutyniarzem i jego picie nie jest zbyt spektakularne. Przewraca się i bełkoce tylko w samotności. On w końcu dość sprawnie pracuje. Paradoks tej postaci polega na tym, że to, co rujnuje mu życie, w jakimś sensie pomaga mu w pracy. Metyl jest bardzo błyskotliwym człowiekiem, odnoszącym zawodowe sukcesy.

Czy praca z Patrykiem Vegą, który do tej pory reżyserował filmy dokumentalne, była dla Pana stresująca?

Kiedy rozpoczęliśmy zdjęcia nie miało dla mnie żadnego znaczenia, czy Patryk debiutuje czy nie. Miałem do niego całkowite zaufanie. Posiadł ogromną wiedzę na temat, którego dotyczy ten film. Był autorem scenariusza, scenariusza napisanego wspaniale. I spapranie tak napisanej roli, byłoby dla mnie nieszczęściem i nietaktem wobec autora. Już podczas prób w sposób bardzo klarowny, prosty i jednocześnie dość bezwzględny przedstawił ramy, w których miała się zamknąć moja rola. Ja wyobrażałem sobie Metyla inaczej i chwała Bogu, że w tym okresie wstępnym, przed realizacją, Patryk w sposób oczywisty przekonał mnie, że moje myślenie o tej postaci było banalne.

Jak reżyser egzekwował od pana zagranie pewnych emocji? Jak wspomina pan pracę na planie?

Patryk ma dość ujmujący sposób egzekwowania ustaleń… Z uporem używał, przynajmniej w stosunku do mnie, komendy "skup się!". I w momencie, kiedy byłem przekonany, że jestem już najbardziej skupiony, okazywało się, że zawsze jest jeszcze pole do skupienia. W „PitBullu” miałem do zagranie kilka świetnie napisanych scen, takich, co to się drugi raz nie trafiają. Kiedy się gra trzeba wierzyć, że właśnie robi się to najlepiej jak się umie. Ale na ile udało nam się przekroczyć barierę schematu? W końcu takie filmy już były… I czy udało nam się powiedzieć coś nowego? Chciałbym, żeby bezwzględność Patryka nie poszła na marne.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: PitBull
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy