"Piraci z Karaibów. Na krańcu świata": Nie ma spokoju na wodzie
Na wodzie większość ekipy spędzała od 8 do 14 godzin dziennie, często czyhając na dobre światło i pogodę. Było to doświadczenie wyczerpujące, zwłaszcza dla ludzi nieprzyzwyczajonych do tak długiego przebywania na otwartym morzu. Jak wspominali, uczucie kołysania towarzyszyło im już stale. Kevin R. McNally, odtwórca roli Joshamee Gibbsa, opowiadał: Wielką trudnością były przerwy w pracy. Normalnie, gdy czekasz na swoją kolej, by zagrać, możesz się gdzieś zaszyć, odpocząć, poczytać książkę. Nie tutaj. Co chwilę zjawiał się jakiś facet i mówił: Przepraszam, muszę przesunąć to działo, albo: Przykro mi, ale muszę temu gościowi rozsmarować trochę więcej sztucznej krwi. Spędzasz więc jakieś 10 godzin na statku jak kot bezskutecznie szukający cichego zakątka. Ostatnią sceną nakręconą na Bahamach była ta, w której piraci wieszają wysoko Jolly'ego Rogera na maszcie "Czarnej Perły". Nakręcono ją w rytm muzyki specjalnie napisanej do tej sceny przez Hansa Zimmera. Wyglądało to podobno jak film oglądany na żywo.
Deszcz na pustyni
3 sierpnia 2006 roku rozpoczęto zdjęcia w Bonneville Salt Flats w Utah na dnie tamtejszego wysuszonego jeziora, gdzie bije się rekordy prędkości. Kręcono tam sceny, w których uwięziony Sparrow traci powoli władzę nad swym umysłem. Wyjątkowy upał i suchość powietrza utrudniały rzecz jasna pracę. Ale na dwa dni przed zdjęciami czekała filmowców jeszcze inna przykra niespodzianka. Zaczęło padać, i choć deszcz nie był wielki, mógł unicestwić plany sfilmowania rozżarzonej pustyni. A przecież specjalnie wybrano najgorętszy miesiąc w Utah! Na szczęście woda bardzo szybko wyparowała.
Inwazja fanów
Następnie pracowano na plażach i na morzu w okolicach Santa Maria w centralnej Kalifornii, gdzie powstawały sceny z udziałem Latającego Holendra i Czarnej Perły, a potem w okolicach Redondo Beach. Zwłaszcza w tym miejscu ekipa przeżyła prawdziwe oblężenie fanów, polujących wytrwale na autografy gwiazd i na wszelkie nowinki z realizacji. Kevin R. McNally śmiał się: Poczułem się trochę tak, jakbyśmy znaleźli się niespodziewanie w epoce beatlemanii.
W okolicach Rancho Palos Verdes prześladowały ekipę zaskakująco złe warunki pogodowe - wyjątkowe w tych okolicach silne wiatry. Pomimo, że Depp spędzał codziennie na morzu od 12 do 14 godzin, nie było dnia, by nie spotykał się z fanami i nie rozdawał cierpliwie autografów. Aktor David Balie, odtwarzający rolę milczącego Cottona, tak to komentował: Johnny to po prostu dżentelmen w każdym calu, nieskończenie cierpliwy i pełen szacunku dla swojej publiczności. Swym zachowaniem przypominał mi Laurence'a Oliviera, z którym pracowałem w National Theatre w latach 60. Ta sama klasa w stosunkach z ludźmi.
Matecznik piratów
Najważniejszą dekoracją powstałą w studiach Disneya była Shipwreck Cove, gdzie zgromadzenie piratów zwane Brethren Court planowało swe uderzenie na siły lorda Cutlera. Siedziba pirackiej starszyzny znajdowała się w nieczynnym wulkanie, gdzie rezydowali emerytowani weterani morskich batalii, a malowniczą dekoracją były z reguły bardzo zniszczone części okrętów. Salę pirackich obrad oświetlało aż 3500 świec. Elliott tłumaczył, że to pirackie stowarzyszenie nie jest wyłącznie dziełem fantazji scenarzystów, lecz ma swój historyczny pierwowzór. Istniała rzeczywiście luźna konfederacja piracka zwana Brethren of the Coast. Ale najważniejsze było to, że zabawne było posadzić przy stole dziewięciu kapitanów o wielkim ego, z których każdy chce pozostałych traktować jak załogę. Charakterystyki kapitanów wzorowano na historycznych postaciach, chociaż niekoniecznie z tego właśnie okresu historycznego, w którym rozgrywa się akcja. Piracką arystokrację zagrali aktorzy o międzynarodowej renomie, między innymi Syryjczyk Ghassan Massoud, pamiętny z roli Saladyna w "Królestwie niebieskim" Ridleya Scotta.
Rockowy pirat wszechczasów
Szefa piratów, strażnika ich kodeksu - "Pirat Codex" - odtwarzał sam Keith Richards, legendarny gitarzysta grupy The Rolling Stones i prywatnie przyjaciel Deppa, który właśnie na nim wzorował wiele zachowań Jacka Sparrowa. Richards miał wystąpić w poprzedniej części cyklu, ale jak wiadomo uniemożliwił mu to już słynny niefortunny upadek z palmy. To kawałek o wolności, dziecinko - komentował "Piratów..." i swój w nich udział słynny rockman. - Idzie tu nie o to, żeby zniszczyć establishment, ale żeby nie dopuścić, by on zniszczył ciebie. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym pomyśle, byłem przekonany, że to numer filmowy w stylu Elvisa Presleya. Mam wziąć gitarę, stanąć na planie, coś zagrać i zaśpiewać. Ale gdy przeczytałem cały scenariusz, pomyślałem sobie, że to dla mnie naturalne zadanie do wykonania. No i zrobili dla mnie fajną gitarę. Gitarę skonstruował słynny twórca instrumentów muzycznych Danny Farrington. Depp tak komentował udział Richardsa w produkcji: Wszyscy czekali na niego, jak na przyjście huraganu. Na planie pojawili się ludzie, których tu nie było od miesięcy. Myślę, że Sparrowa i Teague'a łączy twarda miłość. Bo Teague to jeden z tych piratów, którzy w jednej chwili przyciskają cię czule do serca, w drugiej zaś gotowi są załatwić cię na amen. A nawet najpierw załatwią cię na amen, a potem czule wyściskają. Po prostu nigdy nie wiadomo, czego się po takim gościu spodziewać. Bruckheimer mówił: Myślę, że Keith nieźle się bawił, chyba ciężko było mu opuścić plan. A pomiędzy ujęciami kręcił się wszędzie i przyglądał wszystkiemu. Nieoficjalne doniesienia były mniej idylliczne: Richards podobno był podczas zdjęć pod nieustannym wpływem wysokoprocentowych napojów. Później zresztą w jednym z wywiadów stwierdził beztrosko: Jeśli potrzebowali trzeźwego faceta, to chyba jasne było, że nie powinni zwracać się do mnie.
Kodeks nade wszystko
"Trzymamy się Kodeksu" - to i podobne zdania często padały w cyklu o piratach. Tym razem możemy w końcu zobaczyć spisany kodeks w całej jego okazałości. W jego powstaniu (korzystając ze ścisłych wskazówek scenarzystów) uczestniczyli dziennikarz Tom Mallory z San Diego oraz spec od historycznej kaligrafii, Mark Van Stone. Jeśli chodzi o liternictwo i rozwiązania plastyczne, inspirowali się manuskryptami z archiwum UCLA pochodzącymi z epoki. Jim Ward Byrkit czuwał nad ilustracjami i innymi elementami księgi nie dotyczącymi bezpośrednio kształtu tekstu. W księdze można znaleźć zasady postępowania dotyczące abordażu, szturmowania zamków, ale także reguły spożywania piwa i wskazówki, jak odnaleźć najlepszy dom publiczny w Singapurze. Wykonano dwie wersje stustronicowej księgi - jedna ważyła aż 80 funtów, druga około dziesięciu. A wszystko po to, by Richards oraz aktorzy grający brodatych pirackich bibliotekarzy mogli się nią łatwiej posługiwać.
Sztorm tysiąclecia
Kluczową sekwencję wielkiej bitwy pomiędzy piratami a armadą Kompanii Wschodnioindyjskiej, która ma miejsce podczas wielkiego sztormu, nakręcono w ogromnym hangarze zbudowanym w Palmdale, w Kalifornii. Wybudowano dokładne repliki "Czarnej Perły" i Latającego Holendra od pokładów w górę, odtworzono też wiele innych fragmentów tych i innych okrętów naturalnej wielkości. Właśnie w tej hali, przeznaczonej kiedyś dla bombowców 100 B-1 nakręcono miedzy innymi "Terminal" Stevena Spielberga. John Frazier ("Spider - Man 2"), słynny specjalista od efektów specjalnych, pomagał skoordynować dekoracje z gigantycznym "blue screenem" oraz efektami osiągniętymi za pomocą wyrafinowanych urządzeń hydraulicznych. Zapewniał on, że podobnie zawansowanej techniki nie widziano jeszcze w żadnym nakręconym dotąd filmie. Przebito tym samym wielkość i szczegółowość wyglądu U.S.S. "Oklahoma" w filmie "Pearl Harbor" (2001), zresztą, nawiasem mówiąc, również wyprodukowanym przez Bruckheimera. Wprawienie w ruch całej tej maszynerii było skomplikowane, ale jeszcze trudniejsze było opracowanie systemu kontrolowanego hamowania, by siła bezwładu nie zniszczyła okrętów-dekoracji. Plan należało też precyzyjnie oświetlić, by odbłyski i nienaturalne padanie światła nie zdradziły widowni obecności "blue screenu". Dokonał tego operator Dariusz Wolski wraz ze swą prawą ręką - Raphaelem Sanchezem. Rozmieścili precyzyjnie 1400 punktów świetlnych, oraz dodatkowo 40 lamp oświetlających jedynie "blue screen". Powstała za pomocą generatorów energia elektryczna starczyłaby na oświetlenie 500 domów mieszkalnych. Zainstalowano także gigantyczne prysznice pompujące wodę u szczytu dachu hangaru. Chodziło o to, by spadający na aktorów i kaskaderów sztuczny deszcz wyglądał potężnie i naturalnie, ale nie zwalał z nóg pracujących ludzi. Deszcz wręcz oślepiał - wspominała Knightley. - A trzeba pamiętać, że aktorzy i kaskaderzy musieli w jego strumieniach jeszcze walczyć wręcz. To nie była zwyczajna walka, to była gra o przetrwanie - dodawał Bloom.
Przetrwaliśmy huragany na Bahamach. To było porównywalne z tamtymi zmaganiami, choć oczywiście można było na szczęście wyłączać i włączać maszyny - wspominał Depp. Filmowanie sekwencji bitwy trwało niemal cztery miesiące! W rezultacie powstała być może najbardziej trudna technicznie i najbardziej widowiskowa sekwencja walki w dziejach kina. Aktorzy i kaskaderzy musieli wykonywać skomplikowane upadki, także te będące skutkiem ich reakcji na kanonadę z dział. Był moment, kiedy wszyscy główni członkowie obsady znajdowali się wysoko w powietrzu podtrzymywani przez liny zabezpieczające. W fazie postprodukcji tę scenę walki uzupełniono komputerowo wygenerowanym deszczem i ruchem fal dokładnie dopasowanym do nakręconych sekwencji.