"Peryferie": SŁOWO OD REŻYSERA
Bez względu na to, jak dziwnie to zabrzmi, uważam, że reżyser jest najmniej upoważniony - a niektórzy nawet twierdzą, że najmniej zdolny - do wypowiadania się o swoim filmie. Kiedy film jest już ukończony, przestaje należeć do nas i dlatego lepiej jest milczeć na temat tego wszystkiego, co chciało się nim powiedzieć. Nie tylko z obawy o niekonsekwencję, czy nieadekwatność naszych idei w stosunku do pokazanego w filmie obrazu, lecz dlatego, że w konfrontacji z widzem nasze idee ewoluują, dojrzewają i stają się kompletne. Ta zmiana jest z reguły dramatyczna - dochodzimy do punktu, w którym niemal każda interpretacja okazuje się równie adekwatna i nikt nie jest ważniejszy od innego, oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji i granic. To z kolei w sposób naturalny prowadzi do powstania pytania o czym jest dany film, co reżyser chciał nim powiedzieć. Uważam, że rozmawianie o moich intencjach i proponowanie jakichkolwiek interpretacji przedstawionej w tym filmie historii tak naprawdę sprowadza się w zasadzie do jednego - do tego, czy widz się w nią zaangażuje, czy będzie w stanie w niej uczestniczyć, odrzucając własny punkt widzenia na rzecz czystego aktu oglądania i przeżywania.
Mogę jednak wspomnieć o jednej ważnej rzeczy, która fascynowała mnie najbardziej podczas pracy nad tym filmem. Już na poziomie scenariusza ekscytowały mnie nie tylko postaci, lecz również 24-godzinna rama czasowa tej historii. Naturalnie ogranicza ona sposób, w jaki poznajemy postaci i ich zachowanie. Od zawsze pociągały mnie filmy z silnymi głównymi bohaterami i oczywiście Matylda jest w Peryferiach taką właśnie postacią. Ale jak dużo możemy dowiedzieć się o pojedynczej jednostce w ciągu zaledwie jednego dnia? A przede wszystkim w jaki sposób można tego dokonać? To właśnie okazało się tu wyzwaniem, szczególnie ze względu na naturalność tej postaci. Po wyjściu z więzienia, w którym siedziała dwa lata, Matylda nie jest typem łatwo przewidywalnej osoby, która w jasny sposób odsłania przed nami swoją przeszłość. Trzyczęściowa struktura scenariusza wydała mi się zatem najlepszym rozwiązaniem, aby opowiedzieć o tej szczególnej historii w sposób najprostszy z możliwych - tak, jak zbudowana jest fabuła. W każdej z tych części Matylda spotyka trzech najważniejszych mężczyzn w swoim życiu i na tej bazie powoli powstaje jej obraz - filmowy kształt. Z kawałków, czy raczej ze strzępów jej przeszłości dowiadujemy się o jej życiu, zaczynamy rozumieć kim obecnie jest, a w końcu również spoglądamy na jej potencjalną przyszłość. Ale jak każdy inny film, tak i ten nigdy nie będzie kompletny, dopóki nie zostanie skonfrontowany z widzem, który wniesie własną interpretację, swój punkt widzenia, tchnie życie w filmowy obraz. A reżyser powinien trzymać się od tego z daleka.
Bogdan George Apetri