"Persona non grata": ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ MÓWI O...
...SCENARIUSZU
Najbardziej uderzające było w nim poruszenie tematu, który dotąd nie funkcjonował ani w kinie, ani w teatrze. Chodzi mianowicie o trud inteligenta polskiego, który znajduje się w nowej sytuacji politycznej i społecznej. Ten człowiek o zaistniałą zmianę się starał, walczył, był zaangażowany w jej stworzenie. Okazuje się jednak, że nie bardzo w wolności, którą wywalczyliśmy, umiemy się poruszać. Mechanizmy w dalszym ciągu są nieczyste. Lata poprzedniego ustroju, poprzedniej formacji społecznej nad nami ciążą, nie potrafimy z nich wyjść. Grany przeze mnie bohater ciągle obserwuje, że to co było, ciągle przeszkadza w niesieniu przez życie czystej myśli. To wydało mi się ciekawe. Prywatnie oczywiście bardzo dobrze rozumiem te stany, w którym znajduje się bohater, bo wszyscy poniekąd nie umiemy się dziś poruszać.
Kiedyś miałem szczęście oglądać przedstawienie „Burzy” w reżyserii Strehlera, które stawiało podobne pytanie jak „Persona non grata”. Otóż w „Burzy” występuje duch Ariel, który jest na uwięzi u Prospera. Ariel ciągle wykonuje jakieś zadania, a Prospero nie chce go uwolnić – ‘Jeszcze musisz to zrobić i dostaniesz wolność, jeszcze to’ – mówi mu. Ariel był grany przez aktorkę, która przez całą sztukę unosiła się w powietrzu. Wolność miała oznaczać zejście na ziemię. I na końcu rzeczywiście, Prospero obdarza ducha wolnością. Ariel zjeżdża na scenę, staje i okazuje się, że nie umie chodzić, ponieważ nigdy wcześniej nie chodził. I nie wie, co teraz zrobić. Jest wolny, ale wobec tej wolności kompletnie bezradny.
...KRZYSZTOFIE ZANUSSIM
Moje kontakty z filmem zawsze były luźne. Nie jestem aktorem filmowym, nie obcuję z tą rzeczywistością na co dzień. Miewam długie przerwy między filmami. Ostatnio gram niemal wyłącznie u Zanussiego, bo mi proponuje ciekawe role. Robi to zresztą od ponad 30 lat. Pierwszy film zrobiliśmy w 1971 roku. To był telewizyjny „Za ścianą” z Mają Komorowską. Od tego czasu nakręciliśmy 11. Wśród nich parę było bardzo ważnych jak „Barwy ochronne” czy „Życie jako śmiertelna choroba”.
Jesteśmy w dobrym porozumieniu, jeśli chodzi o spojrzenie na świat, o to czego szukamy, jakie pytania chcielibyśmy postawić, w imię kogo te pytania stawiamy. Zgadzamy się, że występujemy w imieniu postawy polskiego inteligenta w różnych jego odmianach. Bohaterowie Zanussiego zawsze reprezentują inteligencki (jeśli to cokolwiek dziś znaczy) punkt widzenia na świat. Weźmy „Iluminację”, „Constans” czy „Strukturę kryształu” - to zawsze były wersje tej samej perspektywy, z której się ogląda świat. Zanussi uważa, że trzeba bić się o prawo wypowiedzi w imieniu tych ludzi. Dziś cała formacja inteligencka jest w odwrocie, więc przypomnienie o jej istnieniu i o pytaniach, które zadają jest warte, żeby parę osób obejrzało nasz film i pomyślało na ten temat.
Zanussi uważa mnie za inteligenta, więc obsadza mnie w takich filmach. Nie proszę go o rolę. Jak mnie chce, to mnie bierze.
...WYZWANIACH
Wyzwania, jakie niósł ten film nie były natury trudności, jakie niosła rola. Tu sprawa była dosyć jasna. Nie było skomplikowanych sytuacji emocjonalnych czy psychicznych, które niosłyby jakieś szczególne trudności w zagraniu. Mój bohater miał być pokazany jako w pełni światły, wykształcony humanista godzien tego, aby spełniać funkcję ambasadora. Po angielsku i rosyjsku jakoś mówię, ale do roli musiałem się nauczyć paru zdań po włosku i hiszpańsku.
Trudności natomiast wynikały ze strony techniczno-organizacyjnej. Kręciliśmy film
w trzech różnych lokalizacjach: Warszawie, Moskwie i w Urugwaju. Między zdjęciami warszawsko-moskiewskimi, a urugwajskimi była 2-miesięczna przerwa. W związku
z tym trzeba było trzymać w sobie ogromną dyscyplinę, świadomość perypetii bohatera. Na przykład pół sceny kręciliśmy w Moskwie, a drugie pół w Urugwaju za
2 miesiące. Trzeba było pamiętać, o czym się wtedy grało, żeby kontynuować scenę.
...URUGWAJU
Byłem ciekaw jak wygląda Ameryka Południowa, ale na miejscu okazało się, że wielkiej różnicy nie ma. Poza tym, że w listopadzie była tam akurat wiosna. To nie jest kraj, który kojarzy się nam z Ameryką Południową, jak Peru czy Boliwia. To teren wciśnięty między Argentynę a Brazylię leżący nad La Platą. Dziewiczy teren łąkowo-stepowy. Podczas podboju Ameryki nikt się tymi terenami nie zaciekawił. Tylko koczownicy wypasali bydło i szli dalej. Dopiero w XVIII wieku zaczęli zjeżdżać się osadnicy z Hiszpanii i Włoch i założyli tam państwo. W Urugwaju nie ma rdzennej ludności, nie ma muzeum urugwajskiego, nic nie można kupić urugwajskiego na pamiątkę, bo nie ma takiej kultury. Jest masa antykwariatów, ale są w nich przedmioty przywiezione z Europy. Z ciekawości poszedłem do Muzeum Gaucho.
W jednej sali są tam ostrogi, w drugiej strzemiona, w trzeciej siodła, a w czwartej kubki do picia yerba mate. Cała ich historia. To było dla nas najbardziej szokujące.
Po zdjęciach mieliśmy dwa dni wolne, więc chciałem wypożyczyć samochód i pozwiedzać. ‘Chciałbym coś zobaczyć’ – mówię. ‘Ale tu nie ma nic do zobaczenia. Jeśli pan się upiera, to pojedzie pan 300 km przez te łąki i tam podobno są jakieś ciepłe źródła. Ale ja tam nigdy nie byłem’ – powiedział mi znajomy Urugwajczyk.
Za to ludzie są tam naprawdę przemili. Urugwajska ekipa wspomagająca produkcję to byli wspaniali profesjonaliści.