"Paszport do raju": WYZNANIA REŻYSERA
Daniel Burman, reżyser filmu, a jednocześnie jeden z najzdolniejszych twórców argentyńskich młodego pokolenia, mówił: Chciałem pokazać drogę, która prowadzi do znalezienia tożsamości, drogę zbudowaną na małych anegdotach, tragediach, zabawnych momentach, ale też na prawdzie i na kłamstwach. Ten intymny, poruszający obraz, dotykający tak ważnych tematów, jak poszukiwanie siebie i swojego miejsca w świecie – w obliczu wielkiej i małej historii – jest jednym z faworytów tegorocznego jubileuszowego XX Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego, który potrwa od 7 do 18 października. Wcześniej film był świetnie przyjęty na festiwalu filmowym w Berlinie, gdzie zdobył dwie nagrody: Grand Prix Jury – Srebrnego Niedźwiedzia oraz nagrodę dla najlepszego aktora – Daniela Hendlera.
Budowanie osobowości to zagadnienie, które mnie kompletnie opętało. Zacząłem nad nim pracować już przy moim drugim filmie "Czekając na Mesjasza" (Waiting for the Messiah), a powróciłem do niego w tym projekcie. Ariel jest młodym człowiekiem, który żyje w dzisiejszej Argentynie, w pogmatwanym, bliskim upadku otoczeniu. Ale w życiu Ariela jest coś, co determinuje jego sposób patrzenia na świat: to bohaterski ojciec, który porzucił rodzinę, by podążać za ideałami. Dylemat moralny trudny do zniesienia. Gdy niespodziewanie ojciec powraca, wszystko, w co Ariel wierzył, zmienia swą postać.
Nie mam pojęcia, czemu podjąłem się realizacji tego projektu. Czytałem, że najczęściej reżyserzy filmowi oglądają w dzieciństwie jakiś film, który determinuje ich twórczość na resztę życia. Ze mną tak nie było. Będąc chłopcem, marzyłem by, jak moi rodzice, zostać prawnikiem. Pragnąłem mieć biuro pełne książek i dokumentów. Potem chciałem być chirurgiem, człowiekiem, który wkłada ręce w ciała innych ludzi, aby ratować ich życie. Jednak nigdy nie sądziłem, że będę robił filmy. Minęło już sporo czasu od momentu, gdy zadałem sobie pytanie, czemu to robię. Zawsze, wtedy i teraz, mam wątpliwości, zwłaszcza po ukończeniu pracy nad filmem. Gdy usiadłem i obejrzałem "Paszport do raju" po raz pierwszy po zmontowaniu, poczułem dziwne łaskotanie w środku, tak jakby ktoś łaskotał mnie w żołądek, takie uczucie hamowanej przyjemności, jak w momencie, gdy chce ci się śmiać, a nie chcesz, żeby ktoś to zauważył. Uczucie szczęścia bez wyraźnego powodu. Teraz w końcu wiem: ja po prostu zawsze poszukiwałem tego łaskotania w żołądku. Musiałem więc zacząć robić filmy, by je poczuć.