"Paszport do raju": ROZMOWA Z REŻYSEREM
"Paszport do raju" opowiada o bohaterze, który szuka polskich korzeni. Czy także o Tobie?
Daniel Burman, reżyser "Paszportu do raju" (Srebrny Niedźwiedź): Tak. Zaczęło się banalnie, kiedy moi znajomi zaczęli myśleć o wyjeździe z Argentyny. Wielu z nich dostało wtedy włoskie paszporty, co otwierało drogę do Europy. I nagle dowiedziałem się, że moja rodzina pochodzi z Polski. To był wstrząs, bo żyjąc z dnia na dzień nie pytasz siebie: kim jesteś? Zacząłem dużo czytać o tym, jak wyglądało przed wojną życie w Krakowie czy Warszawie, zastanawiać się, dlaczego moi dziadkowie wyjechali, co stracili, jak zmienił się ich stosunek do żydowskiej religii, ich myślenie o sobie. Myślę, że dziś – jako człowiek i reżyser – rozumiem dzięki temu siebie lepiej.
Byłeś kiedyś w Polsce?
Nie, ale to jedno z moich marzeń – zobaczyć na własne oczy miejsca, o których tyle słyszałem, przekonać się, czy poczuję się w Polsce trochę jak Polak. A może bardziej jak Europejczyk?
W Polsce będziesz jednak kręcił swój następny film.
Częściowo w Polsce, częściowo w Argentynie. "Raquel Liberman" to opowieść o polskiej prostytutce, która zostaje zabrana do Argentyny przez polską mafię. Chcę nakręcić dramat, pokazać, jak względne bywa nasze poczucie moralności. Ale nie chcę też stracić tego, co dla mnie w kinie bardzo ważne – pogodnego spojrzenia, trochę absurdalnego, wywołującego u widza uśmiech.
Po "Paszporcie do raju" mam jednak wrażenie, że interesuje Cię przede wszystkim codzienność.
Nie lubię wykoncypowanych filmów, sztucznie wymyślonych tragedii. Życie to kolejne "z dnia na dzień", pozornie mało znaczące sytuacje, zdarzenia, słowa, w których kryje się jednak prawda – i autentyczny dramat. Jeśli mój film pozwala się chociaż do niego zbliżyć, warto zajmować się w życiu czymś takim, jak kino.
Rozmawiał w Berlinie Paweł T. Felis, Gazeta Wyborcza