Reklama

"Parking królów": WYWIAD

Dlaczego zdecydowała się Pani porzucić pracę montażystki dla reżyserii?

Zawsze lubiłam opowiadać historie i być może właśnie dlatego na początku zainteresowałem się montażem. Jest on dla mnie w pewnym sensie formą opowiadania historii. Ale z czasem zaczęło

mnie nudzić opowiadanie cudzych historii. Miałam w głowie własne. Postanowiłam zostać reżyserem.

Co takiego szczególnego odkryła Pani w zawodzie reżysera?

Pracę z innymi ludźmi i uczenie się ich wciąż na nowo. Praca reżysera łączy w sobie elementy aktorstwa, scenariopisarstwa i montażu.

Reklama

Skąd pomysł na Parking królów?

Lubię obserwować ludzi, w jaki sposób mówią i się komunikują, jak się zachowują i reagują. W ten sposób wymyśliłam bohaterów tego filmu. To są wszystko ludzie, których sama poznałam: znajomi, przyjaciele, rodzina lub też osoby, o których gdzieś wcześniej słyszałam. Chciałam pokazać ich w filmie.

A dlaczego w takiej, a nie innej scenerii?

Parking przyczep w Laugarvatn na południu Islandii był dla mnie dużą atrakcją. Zainspirował mnie i dał do myślenia. To miejsce jest wprost idealne do filmu. Dlatego zdecydowałam się nakręcić film właśnie w tym miejscu. Znała Pani to miejsce wcześniej? Nie. Na początku planowaliśmy nakręcić ten film w okolicy Reykjawika, ale nie mogliśmy znaleźć odpowiedniej lokalizacji. Pojawiło się oczywiście kilka propozycji, ale żadna nam nie odpowiadała. W końcu postanowiliśmy zbudować

parking dla przyczep sami. Znaleźliśmy działkę, zaczęliśmy negocjować z właścicielem, ale na końcu się okazało, że działka jest położona na podmokłym podłożu i nie można na nią wjechać z ciężkim sprzętem, niezbędnym do nakręcenia filmu. Na dwa miesiące przed rozpoczęciem zdjęć nie mieliśmy więc lokalizacji. Wówczas nasz producent powiedział, że zna idealne miejsce, pasujące do tego filmu. Od razu tam pojechaliśmy i rzeczywiście okazało się doskonałe. Żadnych domów wokół, żadnego hałasu z ulicy – dokładnie tak, jak sobie wymyśliłam. A resztę

to już widać w filmie.

Najpierw wymyśliła Pani bohaterów,

czy raczej miejsce, w którym rozgrywa się

ten film? Trudno powiedzieć co było pierwsze – bohaterowie, czy historia. Prawdopodobnie wszystko

pojawiło się w tym samym czasie. Kiedy mam gorszy czas w życiu lub się nudzę, lubię wymyślać

historie i uciekać w świat własnej wyobraźni. To nie tylko najmilszy, najspokojniejszy i najbardziej

twórczy rodzaj wypoczynku, lecz również największa przygoda. Sama decyduję o tym, co za chwile się zdarzy. W prawdziwym życiu nie mam na to szans.

Jak układała się współpraca z ekipą filmową?

Miałam szczęście, że przy tym filmie pracowałam z tak wspaniałą ekipą. Każdy z jej członków pracował bardzo ciężko, wykorzystując kreatywność i wyobraźnię, dzięki której każdy miał swój

własny wkład w ten film. Ten film nie powstałby bez ludzi, z którymi pracowałam.

A jak się pracowało z aktorami?

Wspaniale. Znaliśmy się dobrze, bo z większością aktorów pracowaliśmy wcześniej przy filmie

Country Wedding. Należeli do tej samej teatralnej grupy – Vesturport, z którą jeździli po całym

świecie, uprawiając teatr. Planowałam nakręcić komedię i wiedziałam, że mogę w 100 procentach

im zaufać, że zagrają tak, jak chciałam.

Czy podczas kręcenia Parkingu królów pojawiły się jakieś niespodzianki?

Najbardziej niezapomnianym momentem była scena grilla. W tym dniu pogoda była bardzo dobra,

chociaż było chłodno. Gdy jednak zaczęliśmy kręcić, warunki pogodowe nagle się popsuły i zaczął padać śnieg. Ponieważ byliśmy przyzwyczajeni, że pogoda ciągle się zmienia, nie wpadaliśmy

w panikę. Mieliśmy nadzieję, że wszystko przeminie, ale śnieg nieprzerwanie padał. Zdecydowaliśmy, że nakręcimy scenę z padającym śniegiem. Wydawało się to nam zabawne. Być

może nawet widzowie pomyślą, że to sztuczny śnieg, ale mogę zapewnić, że w tej scenie

wszystko jest prawdziwie. Następnego dnia producent wylał hektolitry gorącej wody i śnieg się

rozpuścił. Dalsze sceny kręciliśmy bez śniegu. Prawdopodobnie zapamiętamy to zdarzenie

do końca życia.

Jak w paru słowach można podsumować Parking królów?

To historia o kilku nieszczęśnikach, którzy utknęli w równie nieszczęsnym miejscu. Film rozgrywa

się przez pięć dni, w trakcie których poznajemy powody, dla których ci ludzie się tu znaleźli. A na końcu wszyscy bohaterowie musza podjąć decyzje, czy nadal tkwią w dotychczasowym życiu,

czy postanawiają coś w nim zmienić. Dla wielu z nas może być to bardzo pouczające kino.

Co takiego szczególnego kryje w sobie kino islandzkie, że wywołuje ostatnio tak duże zainteresowanie widowni?

Filmy islandzkie opowiadają po prostu bardzo ciekawe historie. Siłą tego kina jest również wyobraźnia, kreatywność, otwartość, dynamizm i pasja twórców. Nie istnieją tu rzeczy niemożliwe

do realizacji i problemy nie do przeskoczenia. Przemysł islandzki nie jest duży, ale to jest zarówno

atut, jak i duża wada. Może to bowiem prowadzić do braku solidarności i skupianiu się

na sobie samym.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy