"Pan Tadeusz": UTRAFIĆ WE WŁAŚCIWY TON
Okazało się jednak, że rymowane dialogi nie stanowiły największego problemu, przed jakim stanął Andrzej Wajda. Nie było nim również - tu oddajmy głos reżyserowi - sfotografowanie akcji "Pana Tadeusza", która jest niezwykle filmowa (...). Nie było problemem poprowadzenie postaci. Najtrudniej było trafić w ton Mickiewiczowskiego poematu, dopuścić do głosu tę jego bezinteresowność. Bo przy całym natłoku zdarzeń jest "Pan Tadeusz" utworem głęboko epickim, a w epice najwspanialsza jest ta bezinteresowność z jaką autor unosi się nad światem, który stworzył. Jeżeli udało mi się w filmie oddać harmonię tego świata, to być może właśnie ona będzie dla publiczności najważniejsza i najbardziej zauważalna. (Goźliński, op. cit.).
Do uchwycenia "tonu Mickiewiczowskiego poematu", o którym w innym miejscu wywiadu z Pawłem Goźlińskim mówi Wajda, że jest to ton trwania i trwałości, to światło, które jednakowo rozjaśnia przyjaciół i wrogów, posłużył jeszcze jeden zabieg konstrukcyjny. Źródeł tego zabiegu można chyba doszukiwać się w atmosferze, w jakiej Mickiewicz tworzył "Pana Tadeusza". Pisał ten poemat - przypomina reżyser filmu w rozmowie z "Rzeczpospolitą" (nr z 23-24 maja 1998 r.) - poeta znękany swarami politycznymi Polaków (...), kłopotami, trudnościami, polską "niemożnością", która nas prześladuje od wieków (...). W "Panu Tadeuszu" uciekał od tych problemów do "kraju lat dziecinnych". W ślad za tym, w filmie pojawia się rama konstrukcyjna, którą tworzą sceny rozgrywające się w paryskim mieszkaniu granego przez Krzysztofa Kolbergera Adama Mickiewicza. Ich posępność kontrastuje z pełną słońca Litwą, wyłaniającą się w retrospekcjach - jakby ze wspomnień wieszcza, ze strof jego poematu.
Na ekranie Mickiewicz, zgodnie z prawdą historyczną, czyta "Pana Tadeusza" swoim przyjaciołom, przy czym to czytanie jedynie w końcowych sekwencjach filmu towarzyszy obrazowi. Z reguły natomiast znika, gdy tylko rozpoczyna się akcja kolejnej retrospekcji. W filmie, "poeta znękany swarami politycznymi Polaków" rozpoczyna swój poemat od słów, którymi w rzeczywistości się on kończy - od Epilogu:
O tym-że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku
Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Za późnych żalów, potępieńczych swarów!
Kiedy akcja filmu dobiega końca, kamera wydobywa z półmroku szarej godziny kontury twarzy słuchaczy Mickiewicza. Okazuje się, że byli nimi... bohaterowie poematu - postarzali, zdruzgotani wydarzeniami, które zmusiły ich do emigracji: upadkiem Napoleona i klęską powstania 1830 roku. Ich myśli jeszcze raz kierują się ku "szczęśliwym czasom", kiedy żyli w "swojej krainie", a obraz ponownie nabiera jasnych, pastelowych barw. W imponujących scenach batalistycznych przemaszerowuje przez Soplicowo w roku 1812 Wielka Armia Napoleona, w której są też żołnierze polscy. Jak wymownie brzmią teraz, w finale filmu, słowa z otwierającej poemat Inwokacji:
Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie;
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Podkreśleniu w sumie pogodnej aury, jaka - mimo "potępieńczych swarów" - dominuje w Mickiewiczowskim "Panu Tadeuszu", a więc wydobyciu z poematu owego właściwego tonu, na czym tak bardzo zależało Andrzejowi Wajdzie, służyło nie tylko skontrastowanie rozświetlonych sekwencji soplicowskich z przygaszonymi barwami paryskiego salonu wieszcza, ale także pewne kryterium przy kompletowaniu obsady. Reżyser otoczył się aktorami, którzy - jak sam napisał w znanym nam już artykule z miesięcznika "Kino" - (...) nie mają kompleksów, są szczęśliwi i pokażą to w filmie, bo świat Mickiewicza też w gruncie rzeczy jest światem ludzi, którzy mimo różnych przejść są szczęśliwi i przeżywają życie jako coś pięknego (...). Wierzę, że widz zechce przyjść na nasz film, ucieszyć oko wspomnieniem z krainy dzieciństwa, pomyśleć, a może nawet sięgnąć po tę książkę, która przecież zbłądziła kiedyś pod strzechy, dodał Andrzej Wajda.