"Pan Tadeusz": MÓWI REŻYSER
Mówi reżyser:
Myślę, że będzie rozsądnie i słusznie, jeśli zacznę od wszystkich argumentów przeciw takiemu projektowi.
PRZECIW
Przede wszystkim, literatura to słowa. Obrazy, które się z nich rodzą, są własnością każdego z nas, czytelników. Są na miarę naszej własnej wyobraźni. (...) Jak więc przemieść na ekran poemat, którego piękno jest w słowach, który jest równocześnie dydaktyczny, epicki i narodowy? Mam silną obawę, że dziś nikt nie potrzebuje takiego filmu. Masowy oglądacz telewizji uważa, że dydaktyczny to znaczy głupi, epicki to znaczy nudny, a narodowy to coś podejrzanego. Czy warto zatem przenosić na ekran "Pana Tadeusza", skoro może to narazić arcydzieło na tak liczne przykrości? W dodatku, jakaż odpowiedzialność dla reżysera, który musi znaleźć ekranową formę tego utworu! Co zostanie z poematu, jeśli zastąpią go obrazki? Romans pana Tadeusza zakończony ślubem z Zosią?
Nie bez znaczenia jest również fakt, że jak długo szeroka publiczność nie czyta "Pana Tadeusza", tak długo ma przynajmniej kompleks z tego powodu. Kiedy go obejrzy w telewizji - kompleks ten zniknie! Może nadszedł czas, aby "Pan Tadeusz" zamiast pod strzechy trafił do tych, którzy umieją czytać prawdziwą literaturę i rozkoszować się olimpijską doskonałością tego utworu: czyli do elity. Śmiały to pogląd, ale uprawomocniony stanem masowej kultury. Tak, najogólniej biorąc, wyglądają moje wątpliwości przed przystąpieniem do realizacji filmu. Ale są też argumenty
ZA
Czy literatura to tylko słowa? Nie, przecież z nich rodzą się znaczenia i symbole. Rodzi się komunikacja między ludźmi. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy ma mak graficzny: serduszko. Skąd miliony telewidzów wiedzą, co ten znak oznacza? Ano poeci umieścili niegdyś nasze uczucia w sercu. Z literatury mogą więc powstawać pojęcia i obrazy zrozumiałe dla wszystkich. A fabuła? Przecież w utworach literackich istnieją nieśmiertelne opowiadania, które stają się powszechną własnością, jak "Romeo i Julia", "Rewizor" czy "Wesele", które wyszły poza literaturę, aby stać się naszą wspólną własnością. Czy "Pan Tadeusz" rzeczywiście jest dydaktyczny? Jest wiele dowodów na to, że kino urodziło się do opowiadania pozytywnych historii. Jeżeli to prawda, dlaczego nie opowiedzieć na ekranie ostatniego zajazdu na Litwie? Ten poemat to nie tylko Zosia i Tadeusz oraz ich zaręczyny, przy których Jankiel gra na cymbałach. Nie: rzeczywista fabuła "Pana Tadeusza" to opowieść o księdzu Robaku - Jacku Soplicy: o mordercy, który zostaje pokutnikiem. O mordercy, który - złożywszy śluby - wyrzeka się swojego buntowniczego charakteru i całej swojej przeszłości. Widzimy więc mordercę, który prowadzi inne, nowe życie. Ten mnich ma brata, Sędziego, który nigdy go wcześniej nie widział. Ksiądz Robak jest patriotą, tajnym wysłannikiem, który przygotowuje na Litwie przyszłe powstanie przeciw Rosji. Okoliczności (zajazd!) przyspieszają te plany i choć szlachcie przynoszą chwilowe zwycięstwo, przywódcy tych wydarzeń muszą uciekać za granicę, by schronić się przed zemstą cara. Jaka to ciekawa i niezwykła opowieść. Ile w niej akcji.
Rzadko pamiętamy o tym, że "Pan Tadeusz" zawiera nie tylko ironiczny, ale bardzo złośliwy obraz naszej narodowej natury. Obraz Polaków, którzy najpierw coś robią, a dopiero potem myślą. "Pan Tadeusz" to bezprawie szlacheckiej wolności, pokazane przez Mickiewicza w bardzo ironiczny sposób. To zwycięstwo, które jest równocześnie klęską. Czyż i my nie byliśmy świadkami podobnych wydarzeń w ostatnim pięćdziesięcioleciu naszej historii?
To przecież znakomita fabuła, która da się ciekawie opowiedzieć w filmie.
(...) Epika... Tak, to jest ciężki orzech do zgryzienia. Ale właściwa fabuła "Pana Tadeusza" kończy się wraz ze śmiercią księdza Robaka. Dwie ostatnie księgi to już tylko ciąg obrazów, ulotnych wspomnień, toteż trzeba je przedstawić na ekranie inaczej. W tym celu postanowiłem wprowadzić postać Autora, który czyta swój poemat zebranym w jego domu przyjaciołom. Tym sposobem - od śmierci księdza Robaka do końca filmu - będziemy nie tylko słuchali dialogów, napisanych przez Mickiewicza, ale usłyszymy też poemat "Pan Tadeusz", tak jak on brzmi w całym swoim słownym bogactwie. Pojawi się więc również niezapomniany Epilog: O tym - że dumać na paryskim bruku. Mickiewicz napisawszy swój poemat, czytał go przyjaciołom. Chcę pójść nieco dalej i słuchaczami poety uczynić bohaterów "Pana Tadeusza", postarzałych o kilkanaście lat od wydarzeń 1812 roku; już po upadku Napoleona i po przegranej rewolucji roku 1830, która zmusiła ich do emigracji.
Nie jest tajemnicą, że "Pan Tadeusz" był rozczarowaniem dla części ówczesnej emigracji, która spodziewała się od swego wieszcza wyłącznie pocieszenia, utworu, który dałby zapomnienie po trudach dnia codzinnego polskim tułaczom.
A dziś? Czy widownia chce zobaczyć taki film? Spekulacje na ten temat nie są łatwe. Trzeba sobie jednak powiedzieć, że w ciągu ostatniego roku nastąpiła jakaś odmiana. Polacy kupili w zeszłym roku cztery miliony biletów na polskie filmy. Nie są to co prawda filmy podobne do tego, który ja planuję. Ważne jednak, że ta widownia zaczyna się rozglądać: pewnie trochę za polskim językiem w kinie, za polskimi aktorami na ekranie. Czy rozgląda się za "Panem Tadeuszem"? Nie wiem. Ale widownia też nigdy nie wie tego na pewno i do końca. Prawdziwa rola artysty polega na tym, że wyprzedzając widza o krok - podpowiada mu to, za czym podświadomie tęskni.
(...) I ostatnia sprawa: czy świat to zrozumie? Co tam oni z tego zrozumieją? - powtarzają Polacy. Jest w tym pewna nutka przechwałki, że my mamy jakąś niedostępną innym tajemnicę, którą tylko my tulimy do serca. Film "Wesele" pokazywałem w różnych miejscach i mam wrażenie, że to, co w tym utworze jest najważniejsze - zdumiewająca poetyckość wizji Wyspiańskiego, połączona z gwałtownym konfliktem interesów między inteligencją a chłopami - to wstało odczytane bardzo trafnie. A że język i obyczajowość pozostają odmienne, obce - to nieuchronne. Czy my rozumiemy wszystko, co mówi do nas Bergman? Nie wierzę w to. O Bogu wiemy niby to samo, ale coś przecież różni Boga Bergmana od naszego Stwórcy. Już nie mówię o tajemnicy tego języka, w którym próbowałem wyreżyserować Strindberga i wiem, jaki jest niezwykły w swoim dźwiękowym wyrazie. Nie inaczej może być przecież słuchany wiersz Mickiewiczowski.
Tekst opracowany na podstawie wypowiedzi Andrzeja Wajdy podczas spotkania ze studentami filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie 20 marca br. Kino, nr 5198