Reklama

"Pan i władca: Na krańcu świata": OBSADA

Ogniwem, które spaja kolejne tomy powieściowego cyklu O’Briana, jest przyjaźń łącząca dwóch skrajnie różnych bohaterów: Lucky Jacka Aubrey’ego i doktora Stephena Maturina. Przyjaźń tak barwna i zaskakująca, że trudno o podobną w całej współczesnej literaturze. Niezwykła oryginalność oraz odmienność obu postaci tłumaczy fakt powstania aż dwudziestu tomów powieści. Jack Aubrey łączy w sobie najlepsze cechy autentycznych komandorów – to prawdziwy wilk morski i nieustraszony wojownik, który niechętnie podporządkowuje się cudzym rozkazom. Jak przystało na marynarza z krwi i kości jest energiczny, hałaśliwy i rubaszny. Z kolei Stephen to uzdolniony chirurg i przyrodnik, a przy tym zdeklarowany szczur lądowy, który jednak nie ustępuje Jackowi odwagą.

Reklama

Idealnym odtwórcą roli żywiołowego Jacka Aubreya okazał się Russell Crowe. Powieści O’Briana wiele zawdzięczają ciekawemu rysunkowi dwóch głównych bohaterów. Autor zderza dwie barwne osobowości: dynamicznego komandora z całkowicie od niego różnym, choć nie mniej dzielnym i mężnym lekarzem okrętowym. W roli spokojnego lekarza, dr. Stephena Maturina, wystąpił Paul Bettany.

Russell Crowe przyznaje, że zawsze chciał pracować z Weirem: Od dawna należę do zagorzałych wielbicieli talentu Petera – mówi. – Wychowałem się na jego filmach. Do dziś pamiętam, co czułem, gdy jako nastolatek oglądałem w kinie „Ostatnią falę’’.

Crowe przyznaje, że w równym stopniu, co dorobek reżysera zafascynowała go postać Jacka. We współczesnym świecie nie ma już takich ludzi. Jack to prawdziwie nietuzinkowa osobowość – mówi Crowe. – Jeśli wziąć pod uwagę obyczaje panujące w marynarce królewskiej, trzeba przyznać, że Aubrey był wyjątkowo niesubordynowanym podkomendnym. Z drugiej strony charakter wykonywanej przez niego misji dopuszczał swobodę działania, o ile sankcjonowały ją tak zwane wyższe cele.

Według Petera Weira Russell Crowe jest wymarzonym odtwórcą roli Jacka. Russell posiada wrodzoną energię i autorytet, dzięki którym od pierwszej chwili przejął dowództwo nad okrętem.

Sam aktor wyznaje, że niektóre aspekty bycia dowódcą wyjątkowo przypadły mu go gustu. Wystarczyło, że rankiem wychyliłem się z przyczepy, a już ze wszystkich stron słyszałem: dzień dobry, panie komandorze – wspomina. – Muszę przyznać, że z żalem rozstawałem się z mundurem: czułem się w nim doskonale.

Russell Crowe z radością powitał na planie Paula Bettany’ego, z którym zagrał wcześniej w „Pięknym umyśle”, gdzie Bettany cielił się w postać jego wyimaginowanego współlokatora. To, że aktorzy pracowali już ze sobą okazało się wielkim atutem przy budowaniu postaci bohaterów „Pana i władcy”. Jak mówi Russell Crowe: Pracując ze sobą w „Pięknym umyśle” nauczyliśmy się porozumiewać niemal bez słów, co bardzo przydało się na planie „Pana i władcy” i pozwoliło nam szybko i wiarygodnie uchwycić dynamikę relacji pomiędzy Jackiem a Stephenem. Byłem bardzo zadowolony, że Peter obsadził w swoim filmie Paula. Muszę przyznać, że doskonale się rozumiemy. Zdarza się, że grając z kimś w jednej scenie trzeba ją przerwać i omówić najpierw z partnerem. Natomiast z Paulem błyskawicznie osiągaliśmy efekt, który z kimś innym byłby możliwy po wielu godzinach ciężkiej pracy, a i to pewnie nie do końca.

Z wielką przyjemnością obserwowałem jak Paul wchodzi w rolę Maturina, jak zawłaszcza tę postać, nie tracąc przy tym żadnego z walorów, w jakie wyposażył swego bohatera Patrick O’Brian – mówi Weir. – Russell i Paul, choć bardzo odmienni pod względem charakteru, doskonale się uzupełniają, a przy tym łączy ich prawdziwa przyjaźń. Zagrany przez Paula doktor Maturin jest uosobieniem człowieka nowoczesnego, natomiast Jack w interpretacji Russella to bohater minionych czasów.

Paul Bettany wyznaje, że w „Panu i władcy” zafascynowały go dwa elementy: fabuła i sylwetki głównych bohaterów. Wielbiciele Patricka O’Briana doskonale wiedzą, że jego książki czyta się od deski do deski – mówi Bettany. – Film, który powstał na podstawie jednej z nich, jest wspaniałym widowiskiem, a przy tym przynosi wnikliwy obraz męskiej przyjaźni wystawionej przez życie na ciężką próbę. Według mnie to bardzo intrygujące połączenie.

Przyjaźń Stephena Maturina i Jacka Aubrey’ego osiąga punkt krytyczny po tym, jak w wyniku niespodziewanego ataku ze strony francuskiego statku korsarskiego ich jednostka zostaje poważnie uszkodzona, a wielu członków załogi odnosi groźne rany. Mimo to niezrażony przeciwnościami (albo wręcz nimi sprowokowany) Lucky Jack decyduje się kontynuować misję, której celem jest zniszczenie bądź przejęcia statku wroga. Stephen Maturin nie potrafi zrozumieć egoistycznych pobudek, które każą Jackowi szukać odwetu za wszelką cenę.

Stephen Maturin analizuje ludzkie charaktery w taki sam sposób, w jaki bada organizmy zwierząt; z całą pewnością bierze pod lupę także swego przyjaciela Jacka – mówi Bettany. – Wydaje mi się, że Stephena intryguje fakt, iż Jack nie potwierdza reguły w myśl której „władza demoralizuje” – Jack mądrze korzysta ze swoich przywilejów. Film pokazuje chwilę próby dla obu przyjaciół. Stephan zaczyna podejrzewać, że chęć schwytania Acherona przeradza się u Jacka w obsesję zagrażającą bezpieczeństwu załogi.

Zadanie wyszukania odtwórców ról drugoplanowych przypadło w udziale Mary Selway, brytyjskiej szefowej castingu, z którą Peter Weir przez cały czas ściśle współpracował. Twórcy starali się wybrać jak najlepszych aktorów, którzy zarówno fizycznie, jak i psychicznie mogli podołać trudom półrocznej pracy na planie, a przy tym posiadali warunki zewnętrzne odpowiednie dla czasów, w których toczy się akcja. Wśród aktorów, którzy wystąpili w „Panu i władcy”, są: Billy Boyd (znany z Władcy Pierścieni), James D’Arcy, Bryan Dick, Lee Ingleby, George Innes, Mark Lewis Jones, Chris Larkin, Richard McCabe, Ian Mercer, Robert Pugh i David Threlfall.

W ramach przygotowań do pracy nad filmem Peter Weir zwiedził Muzeum Marynarki Wojennej w Greenwich oraz dwa statki: HMS Victory oraz USS Constitution. Dwukrotnie opłynął wybrzeża Australii na replice statku Endeavor. Dodatkowo zapoznał się z niezliczoną ilością książek – głównie pamiętników oraz autentycznych zapisków z epoki – i obejrzał wiele obrazów o tematyce marynistycznej. Oglądając obrazy, na których pokazano sceny bitew morskich, nabrałem przekonania, że muszę znaleźć aktorów i statystów o twarzach jakby żywcem wyjętych z tamtej epoki – mówi Weir. Tak oto trafił do Polski, gdzie, jak wspomina: miałem nadzieję znaleźć ludzi niewykarmionych na zachodniej diecie, nienawykłych do sztucznych uśmiechów przed obiektywem oraz pozbawionych cynizmu cechującego współczesną cywilizację Zachodu.

Wynalezienie 130 mężczyzn mających wystąpić w roli załogi zyskało rangę sprawy pierwszej wagi. Poszukiwaniem „osiemnastowiecznych twarzy” zajęła się Judy Bouley, która spotkała się z ponad siedmioma tysiącami kandydatów. Za punkt odniesienia służyły nam wspomniane obrazy oraz szkice z epoki, a także zbiór unikalnych fotografii brytyjskich rybaków, sfotografowanych w połowie lat czterdziestych XIX stulecia przez Davida Octaviusa Hilla i Roberta Adamsona – mówi Weir.

Szukaliśmy tych ludzi po całym świecie – wspomina producent Duncan Henderson. – Nasi statyści pochodzą z Polski, Senegalu, Australii i Sudanu – przyjechali ze wszystkich zakątków globu, żeby wystąpić w naszym filmie.

Niektórzy z nich byli najprawdziwszymi marynarzami pływającymi na żaglowcach. Niewiarygodna wprawa, z jaką wspinają się po masztach lekceważąc prawa grawitacji to jeszcze jeden z elementów budujących autentyzm filmu.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy