Reklama

"Pan i władca: Na krańcu świata": KOSTIUMY, FRYZURY, CHARAKTERYZACJA

Zespół kierowany przez kostiumolog Wendy Stites przygotował ponad dwa tysiące mundurów oraz strojów dla oficerów, żeglarzy i załogi żaglowców Surprise i Acheron.

Przygotowując projekty, Stites korzystała ze szczegółowych opisów zawartych w powieściach O’Briana. Właśnie stamtąd dowiedziała się, że dwieście lat temu ubrania marynarzy szyto z materiału uzyskanego z włókien konopnych.

Brytyjskie Narodowe Muzeum Morskie okazało się kopalnią wiedzy na temat mundurów. W klimatyzowanych muzealnych salach filmowcy dokładnie oglądali i brali do ręki strój komandora, by osobiście przekonać się, ile ważył i jak był uszyty.

Reklama

Pomocnicy Stites robili szczegółowe notatki oraz kopiowali wzory epoletów, guzików, klamer i haftów. Przygotowując kostiumy, szwalnia używała materiałów sprowadzanych z Pakistanu, Indii, Szkocji, Irlandii, Anglii oraz Chin. Jako ostatnie przygotowano mundury dla najmłodszych aspirantów. Chłopcy rośli bowiem tak szybko, że pod koniec zdjęć niektórzy powyrastali ze swoich kostiumów.

Szacowna brytyjska firma tekstylna Abimelech Hainsworth, która od 1783 roku produkuje najlepsze gatunkowo wełny, dostarczyła materiałów na oficerskie surduty, mundury zaś uszyła znana londyńska pracownia kostiumów teatralnych M.B.A Costumes. Walijka Kristi Buckland, której rodzina od trzystu lat trudni się wyrobem wełnianych czapek dla marynarzy, wykonała 150 nakryć głów zgodnie z fasonami sprzed dwustu lat.

Dużym wyzwaniem okazało się postarzenie i konserwacja strojów. Ubieraliśmy aktorów w ich kostiumy, a potem postarzaliśmy je i sztucznie niszczyliśmy, tak by widać było na nich ślady zużycia – mówi Stites. – Braliśmy pod uwagę rodzaj pracy, którą wykonywał dany człowiek i robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by jego ubranie było odpowiednio znoszone. Zespół garderobianych pracował nad tym przez siedem dni w tygodniu.

Ciało Jacka Aubreya jest dosłownie pokryte bliznami. W związku z tym przed każdą sceną z udziałem Russella Crowe’a charakteryzatorzy „malowali” na jego ciele mapę blizn - pamiątkę po licznych potyczkach komandora.

Szef ekipy charakteryzatorów Edouard Henriques oraz jego współpracownicy musieli ucharakteryzować 26 aktorów oraz 100 statystów. Przygotowywali się do tego zadania, oglądając obrazy oraz czytając powieści O’ Briana.

Aby pokazać, jak pod wpływem ekstremalnych warunków zewnętrznych zmienia się wygląd bohaterów, Henriques korzystał z różnych rodzajów makijażu. Używaliśmy wodoodpornych kosmetyków, którymi wyostrzaliśmy aktorom rysy twarzy. Domalowywaliśmy świeżą opaleniznę, przemalowywaliśmy na czerwono ich nosy i uszy. Żeby wyglądali wiarygodnie, po pewnym czasie opalenizna musiała zbrązowieć.

Specjaliści od charakteryzacji musieli przyciemnić i sztucznie ,,zniszczyć’’ zęby aktorów. Dla odtwórców głównych ról przygotowano specjalne korony z zabarwionego plastiku, które wkładali każdego dnia. Przez sześć miesięcy codziennie charakteryzowano 120 osób – przyciemniano im zęby, brudzono ręce, paznokcie i twarze, doprawiano blizny. Do finałowej sceny bitwy morskiej trzeba było odpowiednio przygotować czterysta osób.

Szefowa perukarni, Yolanda Toussieng szczegółowo studiowała obrazy, portrety i ryciny z epoki. Oglądała zdjęcia peruk, nożyc i brzytew wydobytych z wraków zatopionych statków. Również dla niej nieocenionym źródłem wiedzy okazały się opisy postaci stworzone przez O’Briana. Właśnie z książek dowiedziałam się, jak wyglądała higiena na okręcie – mówi Toussieng. – Marynarze zaplatali sobie nawzajem włosy. Golili się raz albo dwa razy w tygodniu, raz w tygodniu myli włosy. O ich zwyczajach higienicznych decydował ograniczony zapas wody.

Yolanda Toussieng oblicza, że w czasie zdjęć zużyła czterysta pukli sztucznych włosów, co daje pięć sztuk na osobę. Przyklejała je albo zgrzewała z włosami aktorów.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama