"Pachnidło": Z KSIĄŻKI NA EKRAN
Pachnidło, szalenie popularny thriller o genialnym i zbrodniczym twórcy perfum, Jean-Baptiste Grenouille'u, został po raz pierwszy opublikowany przez wydawnictwo Diogenes-Verlag
w Szwajcarii na początku 1985 roku. Uczynił on ze swego autora, Patricka Süskinda, międzynarodową gwiazdę. Powieść sprzedała się w ponad 16 milionach egzemplarzy na całym świecie i została przetłumaczona na 46 języków - w tym na łacinę.
W około 20 lat po tym debiucie, "Pachnidło" nadal urzeka. Książka weszła do kanonu akademickiego uniwersytetów na całym świecie w ramach wszystkich dziedzin, którymi się zajmuje: psychologii, historii, kryminologii, prawa i - oczywiście - literatury. Niedawno książka pojawiła się na listach "podstawowych lektur" w czasopismach "Oprah" i "In Style". W 2002 roku miasto Leeds w Anglii wybrało "Pachnidło" do maratonu czytelniczego na cześć Światowego Dnia Książki. "Pachnidło" jest najpopularniejszą niemieckojęzyczną powieścią od czasów "Na zachodzie bez zmian" Ericha Marii Remarque'a.
Producer Bernd Eichinger przeczytał tę książkę jeszcze w 1985 roku. Natychmiast skontaktował się z jej autorem - i jednocześnie swym znajomym - Patrickiem Süskindem w celu zdobycia praw do ekranizacji. To niesamowicie przejmująca opowieść. Byłem przekonany, że można na jej podstawie nakręcić nadzwyczajny film. Süskind nie chciał jednak nikomu sprzedać praw do książki. Z biegiem czasu kolejni wielcy twórcy kina, zwracali się do niego, lecz autor odrzucał wszystkie oferty. Jego niechęć do sprzedaży praw do ekranizacji stała się legendarna.
W połowie lat dziewięćdziesiątych ten pisarz-odludek (w Niemczech Suskind jest J.D. Salingerem swego pokolenia) napisał zabawny scenariusz a clef pod tytułem Rossini, na podstawie którego film nakręcił kolejny ze starych przyjaciół Eichingera - Helmut Dietl.
Była to opowieść o autorze bestsellera, który od lat nie pojawia się publicznie, reżyserze dążącym do nakręcenia adaptacji jego książki i potężnym producencie, chcącym zagarnąć prawa do ekranizacji dla siebie. Oczywiste było, że trzej główni bohaterowie reprezentują Süskinda, Dietla i Eichingera, zaś niemiecka publiczność poczęła z zapamiętaniem głowić się nad tym, kto kryje się za pozostałymi postaciami filmu. Niestety Rossini na pewien czas wyznaczył granicę tego, jak daleko Süskind był skłonny się posunąć w kwestii zgody na adaptację "Pachnidła".
Wreszcie, piętnaście lat po swym pierwszym podejściu, Eichinger uznał, że czas na kolejną próbę. Wyczułem, że coś zmieniło się w przywiązaniu Patricka do tej książki. Mój entuzjazm dla niej nie zmniejszył się. Nadal wierzyłem w ten projekt, więc spróbowałem ponownie i tym razem doszliśmy do porozumienia.
Eichinger natychmiast zaczął pisać treatment. Żaden poważny producent nie zacząłby nawet zabiegać o prawa do tak złożonego arcydzieła, gdyby nie miał wizji tego, jak je zekranizować. Pierwszą ofertę przedstawiłem Patrickowi jeszcze, gdy książka została po raz pierwszy opublikowana po niemiecku. Od tego czasu nieustannie żyłem ze swoją wizją tego filmu. Dlatego napisanie treatmentu przyszło mi bez większych trudności.
Eichinger, sam będąc uznanym scenarzystą - napisał scenariusz do nominowanego do Oscara niemieckiego filmu Upadek - o pomoc w przeniesieniu swej wizji "Pachnidła" na ekran w języku angielskim zwrócił się do Andrew Birkina. Birkin był jednym ze scenarzystów Eichingerowskiej wersji Imienia róży, zaś Bernd wyprodukował reżyserskie dokonania Birkina: Salt on Our Skin i Cementowy ogród. Gdy w 2003 roku do projektu dołączył Tom Tykwer, cała trójka zaczęła pracować jako zespół. Usiedliśmy razem i zaczęliśmy pracować nad pierwszą wersją scenariusza. Świetnie nam się współpracowało wspomina Tykwer. Na przestrzeni kolejnych dwóch lat trio dopracowywało scenariusz adaptacji.
Dla Tykwera była ona wielkim wyzwaniem, gdyż, jak sam mówi Powieść ta jest niezwykle złożona. To dziwnie intymna epopeja. Chyba bardzo pociągał mnie w niej fakt, iż jej podtekst jest zbliżony do tego, co zawarłem w swych poprzednich filmach. Także tu główny bohater walczy o uznanie i miłość, próbuje przyciągnąć uwagę, gdyż potrzebuje szczerego kontaktu z drugim człowiekiem. Tęsknota za tą więzią pojawia się we wszystkich moich filmach. Przed współscenarzystą / reżyserem Tykwerem stało też inne wyzwanie: Większość filmów kostiumowych wydaje mi się nudna, dlatego od samego początku starałem się nakręcić coś bardzo współczesnego w zakresie języka filmu, lecz jednocześnie posłusznego wymogom historycznym - także w powieści nowoczesna narracja nigdy nie pada ofiarą wierności historycznej.
Producent Eichinger znany jest z trudnych adaptacji filmowych. Imię róży, "powieść akademicka" uważana była przez wielu za nie nadającą się do przeniesienia na wielki ekran. Tymczasem uznana wersja Eichingera stała się przebojem kasowym na całym świecie. Na najbardziej chyba oczywiste pytanie o to, jak odwzorować w filmie niesamowity zmysł węchu Grenouille'a odpowiada on następująco: Nie można sprawić, by zmysł węchu stał się bezpośrednio widoczny.
W końcu książka też nie pachnie. Dar Süskinda polega na tym, że pozwala on doświadczyć czytelnikom tego, jak wygląda świat Grenouille'a - "widziany" przez niego wyłącznie za pośrednictwem węchu - za pomocą słowa pisanego. My dokonaliśmy tego samego, lecz przy użyciu innych narzędzi - dźwięku, muzyki, dialogów, oraz oczywiście obrazu. Weźmy na przykład łąkę w wiosenny poranek. Jeśli odpowiednio ją nakręcić, a następnie poddać dobremu montażowi, można uzyskać nie tylko nastrojowy obraz, lecz także iluzję "zapachu."
Dla Eichingera o wiele większym wyzwaniem było sprawienie, by główny bohater był dla widzów zrozumiały. Jako że Grenouille bardzo niewiele mówi, nie mieliśmy możliwości przedstawiania go za pomocą dialogów, jak to się zwykle robi. Musieliśmy znaleźć mniej tradycyjne sposoby na pokazanie tego, kim jest. To perfekcjonista, opętany ideą stworzenia swego rodzaju eliksiru miłosnego; zapachu, który przyniesie mu uwielbienie. Oparcie całego filmu na postaci pokroju Grenouille'a jest złamaniem wszystkich zasad pisania scenariusza. On nie czuje się częścią rasy ludzkiej. Jest amoralny. Dlatego powinno chodzić nie tyle o identyfikację z nim, co o zrozumienie jego motywacji. Musieliśmy stworzyć tę postać w taki sposób, by publiczność zafascynowała się jego obsesją. Jeśli uda ci się ją zrozumieć, to przekona cię i bohater i film. To było dla mnie o wiele ważniejsze, niż kwestia przedstawienia zapachów za pośrednictwem narzędzi filmowych.