"Ostatni samuraj": PRZYGOTOWANIA
Zwick i Herskovitz, którzy od lat z sukcesem współpracują przy realizacji wielokrotnie nagradzanych seriali i filmów telewizyjnych, z zadowoleniem stwierdzili, że w Cruisie znaleźli bratnią duszę.
Mówi Herskovitz: "Tom całkowicie poświęcił się przygotowaniom. Nigdy wcześniej nie widziałem aktora, który taką uwagę zwracałby na przygotowania do roli. Nigdy nie widziałem, by aktor włożył tyle pracy w badania potrzebne do realizacji filmu. Okazało się, że Tom ma wspaniałą bibliotekę, była nam bardzo pomocna. Ed i ja zawsze zmuszamy się nawzajem do zintensyfikowania wysiłków, to leży u podstaw naszej współpracy, ale rzadkością jest, by zmuszał nas do tego ktoś inny. Tom stał się częścią tego kreatywnego układu, praca z nim była niezwykle przyjemna i bardzo twórcza. Ma wspaniałe nastawienie do świata, jego pomysły są inspirujące. Bezustannie pomagał nam w pracach nad scenariuszem, a duch tej współpracy widoczny był później także na planie.
Część przygotowań aktora wymagała miesięcy trudnego szkolenia, koniecznego do zrealizowania scen walki wręcz, sekwencji jeździeckich i szermierki dwoma mieczami. Mówi Herskovitz: "Cruise pracował po kilka godzin dziennie przez prawie rok. Był tak zdyscyplinowany i oddany szkoleniu, jakby był prawdziwym samurajem. Doskonale włada dwoma mieczami i świetnie jeździ".
"Ćwiczyłem przez osiem miesięcy, przygotowując się do filmu" - przyznaje aktor. "Nauczyłem się Kendo (japońskiej sztuki walki mieczem), japońskich sztuk walki wręcz, władania wieloma rodzajami broni. Nie tylko musiałem jeździć konno, ale musiałem nauczyć się dobrze walczyć z grzbietu konia. Uczyłem się japońskiego. Jeśli chodzi o przygotowanie do filmu, zrobiłem chyba wszystko".
Cruise przez cały okres produkcji filmu pozostawał skupiony na nauce i szkoleniu - jest zresztą znany z tego rodzaju poświęceń. Aktor otrzymał od Zwicka kilka książek o japońskiej kulturze i historii, niczym niezwykłym nie był widok Cruise’a siedzącego na planie pomiędzy ujęciami i studiującego, na przykład, klasyczne dzieło o wojnie secesyjnej "The Killer Angels".
Cruise zazwyczaj zjawiał się na planie na dwie godziny przed całą resztą ekipy - w tym czasie doskonalił swoje umiejętności czysto fizyczne. Jego zapał do ćwiczeń sowicie się opłacił - samodzielnie nakręcił sceny kaskaderskie, w tym kilka nocnych walk dwoma mieczami z kilkoma przeciwnikami, a także pięć scen dziennych i jedną nocną, w której walczył z morderczymi ninjami. Ćwiczenia przydały się także w trakcie realizacji scen batalistycznych, co trwało prawie dwa miesiące.
"Początkowo martwiłem się tym, czy w scenach walk będę wyglądał przekonująco, czy będą one wystarczająco realistyczne" - mówi Cruise, zauważając, że choć rozpoczynając przygotowania do filmu był w - ogólnie biorąc - wysokiej formie fizycznej, nie wiedział nic na temat specyficznych wymagań stojących przed adeptami sztuk walk samurajów. Aktor skupił się na osiągnięciu elastyczności ciała, stopniowo przenosił w dół środek ciężkości, codzienne ćwiczenia pomogły nabrać mu naturalności, płynności ruchów, bez widocznych oznak sztywności. Po zakończeniu szkolenia Cruise wspominał, że pogłębił mu się oddech, lepiej też potrafił kontrolować swoje ciało, czemu przypisuje - przynajmniej częściowo - brak jakichkolwiek zranień podczas realizacji skomplikowanych scen walk.
Czasami, kiedy Zwick przyglądał się z jak dużym zaangażowaniem gwiazda podchodziła do swej roli, reżyser zastanawiał się, czy nie wymagał zbyt wiele.
"Myślałem sobie: Co ja robię" - mówi. "Przede mną leży Tom, twarz ma wciśniętą w błocko, dostaje niezły wycisk, albo powtarzamy ujęcie za ujęciem, w trakcie których ostre, aluminiowe miecze śmigają o centymetry od jego twarzy. Wydawało mi się wtedy, że wymagam od niego zbyt ryzykownych rzeczy. Za każdym razem słyszałem jednak Daj mi tylko trochę czasu na przygotowanie się, powiedz mi co mam zrobić, a ja to zrobię".
Prawdę mówiąc, Cruise, urodzony lekkoatleta, entuzjasta sportu, z radością przygotowywał się do trudnych fizycznie scen, jakich dużo znajduje się w filmie. Dzień zdjęciowy podzielono na dwie części - nim realizowano nocne sceny walk, w których Algren używa dwóch mieczy, Cruise kręcił emocjonalne sceny z udziałem kapitana i Japończyków, do których niewoli trafia. To połączenie emocji i akcji doskonale odpowiadało dwoistości natury Algrena, w jakiś sposób odzwierciedlało konflikt człowieka, który usiłuje odzyskać swój honor, a jednocześnie nie przestaje być myślącym, śmiertelnie skutecznym i groźnym żołnierzem. Choć Cruise’a interesowały rozterki Algrena i emocjonalne niuanse, których pokazania wymagały te sceny, z radością dosłownie biegł na plan, na którym kręcono sceny walk z samurajami. "Od dziecka chciałem zrobić coś takiego" - powiedział pierwszej nocy.
Podobieństwa pomiędzy przeżyciami Algrena w obozie samurajów, a szkoleniem, jakie przechodził Cruise, były oczywiste.
"Szkolenie Toma to było coś więcej, niż zwykłe przygotowanie aktora do scen kaskaderskich - wyjaśnia Zwick. "Istnieje bardzo wyraźny związek pomiędzy sztukami walki a doktryną filozoficzną, z jaką Algren styka się jako jeniec samurajów i szkoleniem Toma, zarówno w wymiarze czysto fizycznym, jak i duchowym. Przygotowywał się nie tylko do scen walki czy akcji, Tom przygotowywał się w ten sposób do całej roli.
Ze zdaniem tym zgadza się Cruise, dodając: "W wiosce czułem się jak Algren, odczuwałem przemianę duchową i umysłową, jaka stała się jego udziałem".
Również dla Kena Watanabe praca na planie "Ostatniego Samuraja" stała się okazją do przemyśleń, choć trzeba powiedzieć, że temat filmu nie jest mu obcy. W swej karierze aktor zagrał w kilku japońskich dramatach historycznych, w tym w popularnym serialu samurajskim "Dokuganryu Masamune" i w filmie "Bakumatsu Junjyo Den", których akcja dzieje się w ostatnich miesiącach shogunatu Tokugawa Shogunate. Watanabe przyznaje, że praca na planie "Samuraja" zachęciła go do dokładniejszego zastanowienia się nad rolą, jaką w historii jego kraju odegrała kasta szlachetnych wojowników, twierdzi też, że to dzięki zaangażowaniu Zwicka udało mu się zrozumieć Katsumoto.
"Początkowo nie rozumiałem tej postaci" - mówi aktor. "Nie wiedziałem czego chce, o czym myśli. Z całą pewnością, w japońskiej tradycji śmierć jest czymś pięknym, ale umieranie, według mnie, nie jest żadną zaletą, trudno było mi więc, początkowo, zrozumieć motywy jego działania. Jako samuraj i przywódca swoich ludzi, Katsumoto żyje w bardzo specyficzny sposób, w specyficzny sposób postrzega także śmierć. Nie mogłem jednak nadziwić się, jakim prawem prowadzi swoich ludzi, wieśniaków, swoich popleczników, ku pewnej śmierci. Jak można usprawiedliwić i pozwolić na coś takiego? Początkowo było to dla mnie zagadką, dopiero potem zrozumiałem, że dla Katsumoto sprawa życia czy śmierci nie była istotna, ważny był honor".
Podobnie jak Cruise, również Watanabe intensywnie przygotowywał się do swojej roli, samodzielnie wykonał także większość ujęć kaskaderskich.
"Katsumoto zawsze nosi dwa miecze" - mówi aktor - "musiałem więc nauczyć się, jak używać ich jednocześnie. Chcieliśmy, by wszystko, łącznie z walkami, wyglądało bardzo realistycznie. Nie było to łatwe, ale mieliśmy silną motywację. Przed nakręceniem każdej sceny bitewnej musiałem też krzyczeć do ponad 500 żołnierzy. Krzyczałem tak dużo, że straciłem głos".
"To była skomplikowana rola, ale Ken stanął na wysokości zadania, w graną przez siebie postać tchnął zarówno głębokie emocje, humor i godność" - mówi Zwick. "Nie wyobrażam sobie filmu bez niego".
Jako przeciwwaga dla intensywnych scen walki, jakich dużo jest w filmie, służą sceny pełne ciszy i skupienia. Na początku swej niewoli w wiosce samurajów Katsumoto, podczas cichych, lecz pełnych napięcia scen z udziałem japońskich wojowników i ich przywódcy, Algren zmuszony jest porozumiewać się z nimi bez słów - są to zresztą sytuacje, w których słowa okazują się niepotrzebne.
Zwick zauważa, że brak dialogów nie zmniejsza głębi tych spotkań. "Sceny, w których Algren poznaje Takę, kobietę, która sprawuje nad nim opiekę, i nie zamieniają ze sobą nawet słowa, naprawdę przemawiają do wyobraźni. Oto dwoje ludzi, zmuszonych do przebywania ze sobą mimo dzielących je barier - okoliczności, naturalnej niechęci, wynikającej z wychowania w różnych kulturach i - oczywiście - języka. Na drodze ich porozumienia stoi tam wiele przeszkód, a jednak udaje im się nawiązać ze sobą kontakt. Z olbrzymią przyjemnością patrzyłem na sposób, w jaki Koyuki gra swoim wyglądem, spojrzeniem, postawą i gestem, i jak wiele z tego Algren rozumie. To niemal jak aktorstwo w filmie niemym".
Zaangażowanie reżysera w pokazanie wewnętrznych przeżyć bohaterów jego opowieści doskonale widać w radzie, jakiej udzielił Watanabe przed nakręceniem jednej ze scen, w trakcie której próbowali "wejść w umysł Katsumoto". Mówi aktor: "Przed rozpoczęciem zdjęć Ed powiedział mi Musisz czuć wszystko - ogień płonący w obozowisku, dźwięk owadów, wiatr, chłód. To zimna noc. Usłysz rżące konie. Usłysz, jak oddycha Tom. Wszystko to w scenie, w której nie ma żadnych dialogów. W pewnym sensie była to bardziej rada jak żyć, niż jak grać, rada w duchu Bushido. Bushido mówi o oddychaniu, o naszych więziach z naturą i ze wszystkimi rzeczami. Samuraj o tym nie mówi, on po prostu żyje zgodnie z tą filozofią".
Praca Zwicka na planie często miała wiele wspólnego z reżyserią filmu niemego - musiał pokonać barierę językową podczas pracy w Japonii i na Nowej Zelandii, kierując setkami japońskich statystów i aktorów.
"Kiedy widzi się rozmach tego filmu i wie się, że ważna była każda, nawet mała rola, każda chwila na planie, człowieka ogarnia zdumienie" - mówi Cruise - "w jaki sposób Edowi, reżyserowi, udało się koordynować działania wszystkich ludzi na planie, którzy często nie znali angielskiego, mimo to udało mu się sprawić, że robili dokładnie to, czego od nich oczekiwał".
Reżyser musiał także przezwyciężyć szereg trudności logistycznych, starano się do nich przygotować z góry, pamiętając o rozmachu filmu, wielokulturowości i licznych planach zdjęciowych.
Mówi Zwick: "Wystarczy spojrzeć na sekwencje bitew. Pamiętam, że myślałem o tym, ilu ludzi potrzebujemy do nakręcenia scen tego rodzaju. Nagle zdałem sobie sprawę z gigantycznego wysiłku, jakim będzie kierowanie taką gromadą ludzi. Nie tylko musieliśmy znaleźć ludzi, którzy potrafią grać, ale nie mogą bać się kamery, powinni znać się na walce i sztukach walki wręcz. Ilu tłumaczy będziemy potrzebować?"
Reżyser z radością stwierdził jednak: "Wielu statystów znało choćby podstawy sztuk walki, chętnie prezentowali swoje umiejętności. Minęło sporo czasu, odkąd na dużym ekranie widać było japońskie sztuki walki. W wielu popularnych filmach z ostatnich lat możemy obejrzeć chińskie style, ale te, których naucza się w Japonii, nie są zbyt znane. Można powiedzieć, że wielu aktorów w naszym filmie widziało się w roli swoistych ambasadorów, dzięki którym widzowie z całego świata będą mogli zobaczyć japońskie sztuki walki wręcz. Cieszyli się z tego, a my jesteśmy im niezmiernie wdzięczni za okazany entuzjazm".