"Ostatni egzorcyzm. Część 2": O PRODUKCJI
Decyzja, by zrobić sequel wcale nie była łatwa, bo - jak mówi Roth - narzuca to konieczność "dostarczenia publiczności atrakcyjnej historii, na którą będzie miała ochotę wybrać się do kina i która nie będzie powtórką z poprzedniego filmu." Poszukiwanie odpowiedniej koncepcji na sequel było pierwszym poważnym wyzwaniem z jakim musieli się zmierzyć twórcy "Ostatniego egzorcyzmu. Część 2".
"Patrząc na problem wyłącznie od strony kreatywnej, ciężko jest powiedzieć czy dany film zasługuje, albo wręcz wymaga nakręcenia sequelu" - zaznacza producent Marc Abraham. - "Ale z popularności pierwszej części "Ostatniego egzorcyzmu" można wyciągnąć wniosek, że ludzie zainteresowali się postacią Nell Sweetzer na tyle, żeby chcieć poznać jej dalsze losy."
Eric Newman twierdzi, że impuls do powstanie sequelu nie miał nic wspólnego z przychylnymi recenzjami, ani sukcesem komercyjnym pierwszej części. "Tak naprawdę sukces pierwszego filmu sprawił, że nakręcenie kolejnego było wyzwaniem dużo trudniejszym" - mówi Newman. - "Nie ma nic twórczego i pociągającego w kręceniu sequela, który mówi trochę więcej o tym samym, co przedstawił już wcześniejszy film. Dopiero, gdy wymyśliliśmy nową koncepcję dla naszego sequela, zobaczyliśmy kierunek w którym możemy poprowadzić tę historię."
Eli Roth przyznaje, że pomysł by nakręcić drugą część przyszedł im do głowy, gdy montowali pierwszy film: "Pokochaliśmy Nell. Chcieliśmy się dowiedzieć, jak potoczy się jej życie po tym, gdy już odkryliśmy, że była opętana. Pierwszy film był raczej thrillerem, który koncentrował się na tym, jakie są przyczyny stanu Nell - czy jej cierpienia są wynikiem załamania psychicznego po tym, jak była molestowana i czy jej ojciec mówi prawdę. Tu zabawa polegała na igraniu z publicznością. Wiedzieliśmy, że widzowie następnym razem przyjdą do kin w oczekiwaniu na innego rodzaju grozę. Bardzo spodobał nam się też pomysł, by kontynuacja była zrealizowana w nieco bardziej tradycyjnym stylu, niekoniecznie w paradokumentalnej stylistyce pierwszej części. To dawało nam większe pole do kreatywnej twórczości."
Gdy koncepcja sequela została ostatecznie ustalona i zatwierdzona, a Chazelle zaproszony do napisania scenariusza, Gabrielle Neimand zakochała się w thrillerze "Zabójcze piosenki małego miasta" i postanowiła zaprosić do współpracy w charakterze reżysera i współscenarzysty twórcę tego filmu, Eda Gass-Donnelly'ego. "Widziałem wcześniej "Ostatni egzorcyzm" i podobał mi się bardzo, ale tym, co najbardziej pociągało mnie w możliwości wyreżyserowania sequela była wizja producentów, którzy chcieli, żeby kontynuacja całkowicie odróżniała się od pierwszej części" - wspomina Gass-Donnelly. - "Gdy większość sequeli to po prostu popłuczyny po oryginałach, taki kierunek wydał mi się naprawdę interesujący i ożywczy."
Gass-Donnelly podszedł do tematu z powściągliwością charakterystyczną dla stylu horrorów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, wykorzystując ten gatunek do zgłębienia nieco bardziej skomplikowanych tematów i idei. "Zawsze wierzyłem, że nasza wyobraźnia jest zdolna do kreowania tworów dużo bardziej przerażających niż te, które kiedykolwiek moglibyśmy zobaczyć" - wyjaśnia reżyser. - "Dlatego staraliśmy się ująć temat trochę tak, jak w klasycznym horrorze, który pozostawiał odrobinę pola dla wyobraźni."
Znalezienie reżysera, który umiałby znaleźć właściwą równowagę w tworzeniu opowieści pełnej suspensu, a jednocześnie przerażającej w każdej sekundzie było dla producentów filmu niemałym wyzwaniem. "W okresie poszukiwań reżysera do naszego filmu, często rozmawialiśmy o tym, że powinien to być ktoś, kto tak jak Daniel Stamm w pierwszej części, wniesie do niego swoją inteligencję. Ktoś, kto ma doświadczenie w innych gatunkach filmowych niż horror, ale jednocześnie taki styl i sposób opowiadania historii, który mógłby dobrze zafunkcjonować w horrorze właśnie" - mówi Neimand.
"Umiejętność kręcenia horrorów to dosyć specyficzna cecha. Jest niewielu reżyserów na świecie, którzy potrafią robić to dobrze. Ale w naszym przypadku horror miał wynikać z bohaterów i sytuacji, a nie ze sposobu w jaki film jest kręcony" - dodaje Eric Newman. - "Ed pokazał prawdziwy kunszt w budowaniu grozy, przy jednoczesnym zachowaniu absolutnej naturalności, która wciąga widza po uszy."
"W filmowaniu Eda jest prostota i elegancja - to zadecydowało zarówno o wyglądzie naszego sequela, jak i umiejętnym podtrzymywaniu napięcia" - mówi Eli Roth. - "Ed nie pozwala kamerze podążać za historią. Przeciwnie - siedzi z boku i pozwala historii rozgrywać się przed jego oczami."
"Ed podczas pracy jest bardzo konkretny i przywiązany do szczegółów" - mówi Ashley Bell, która ponownie wcieliła się w postać Nell Sweetzer. - "W tygodniach poprzedzających pracę na planie przechadzaliśmy się po Nowym Orleanie, odwiedzając sklepy z gadżetami voodoo i rozmawiając o konkretnych scenach. Uważam, że to był duży przywilej móc przygotowywać się do roli i pracować w taki sposób."
Kreacja Bell w pierwszej części zasługuje na szczególny podziw, bo aktorka grała bez pomocy dublerów, nawet w scenach opętania, gdy musiała skręcać i wyginać swoje ciało w niesamowity sposób. Przed rozpoczęciem zdjęć do sequela Bell długo i pracowicie przygotowywała się do podobnych wyczynów fizycznych, starając się jednocześnie osiągnąć wygląd odpowiedni dla swojej wychudzonej i znerwicowanej bohaterki. Wiązało się to z rygorystycznymi ćwiczeniami cardio i rozciągającymi, a nawet lekcjami baletu.
Jednak talent Bell wykracza daleko poza jej sprawność fizyczną. "Kiedy rozpoczynaliśmy castingi do pierwszej części wiedzieliśmy, że chcemy znaleźć kogoś, kto naprawdę potrafi improwizować" - wspomina Neimand. - "Szybko zauważyliśmy, że aktorzy, którzy potrafią świetnie podawać tekst mają często problemy z improwizacją, a z kolei świetni improwizatorzy mają często problem z trzymaniem się tekstu. Ashley jest doskonała w obu dziedzinach. Szlifowała swój talent u boku matki, która stworzyła słynny teatr Groundlings w Los Angeles i ojca, który jest wspaniałym aktorem dubbingowym. Jej umiejętność wcielania się w różnorodne postaci jest niewiarygodna."