"Orzeł kontra rekin": REŻYSER O FILMIE
W życiu zdarzają się ludzie, którzy są po prostu dziwni. Wszyscy znamy takich osobników. Wydaje się, że nigdzie nie pasują. Są lekceważeni, choć tak naprawdę są bardziej prawdziwi niż wielcy bohaterowie rodem z Hollywood. Ten film jest właśnie o nich. By niezauważeni w życiu, choć raz mieli szansę zaistnieć na dużym ekranie.
"Orzeł kontra Rekin" narodził się dzięki Loren Horsley, która nosiła w sobie postać Lily. Sięgnęła do lat młodości, do najbardziej dziwacznych i wstydliwych momentów swojego życia. Pomyślałem, że byłoby wspaniale uczynić taką postać centralnym bohaterem filmu.
Problem Loren polega na tym, że ona jest niewiarygodnie życzliwą osobą i potrafi wytrzymać każde gówno, pozostaje niewzruszona wobec wszelkich przeciwności losu. Ta cecha, stała się jedną z głównych cech Lily. Lily jest naprawdę dziwna, ale jest w niej coś magnetycznego. Nie jest pewna siebie, ale z drugiej strony jest, bo Lily tak samo spokojnie reaguje na rzeczy dobre i złe.
Tak właśnie zaczyna się "Orzeł kontra Rekin" - mnóstwo złych rzeczy przytrafia się komuś, kto na nie zupełnie nie zasługuje. To była trochę taka zabawa - jaka jest najgorsza rzecz, jaką dziś Lily zafundujemy? Najdziwniejsze jest to, że wcale nie musieliśmy daleko szukać. Wystarczyło, że uruchomiliśmy swoje własne wspomnienia, przypomnieliśmy sobie, co przydarzyło się przyjaciołom. Te najbardziej absurdalne rzeczy paradoksalnie były właśnie prawdziwe. Im bardziej angażowaliśmy się w tę zabawę, tym bardziej zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że tak naprawdę chcielibyśmy ochronić Lily. Zaczęliśmy chcieć dla niej tego, co najlepsze i wreszcie zadaliśmy sobie najważniejsze pytanie: w jakiej osobie Lily mogłaby się zakochać? Gdy zastanawialiśmy się, jaki to byłby typ faceta, po prostu szukaliśmy najgorszych cech, jakie mają wszyscy mężczyźni, których znamy, a potem zebraliśmy je do kupy - tak powstał Jarrod.
Mógłbym więc powiedzieć, że "Orzeł kontra Rekin" jest poważnym studium psychiki ludzkiej, ale tak naprawdę jest szczerym portretem nas samych. Różnica pomiędzy pracą nad tym filmem a pracą nad moimi wcześniejszymi filmami krótkometrażowymi polegała na tym, że w tym przypadku zabawa trwała dłużej. Oczywiście była również pewna presja, żeby zrobić coś dobrego po sukcesach krótkometrażowych filmów Two Cars One Night, Tama Tu.(...) Pracowałem nad pełnometrażowym projektem - Choice, który byłby kontynuacją Two Cars One Night, które zrobiłem dzięki Sundance. Ale praca nad nim mogłaby potrwać nawet rok. A my chcieliśmy zrobić coś od razu. Sundance szukało wtedy ciekawych scenariuszy, więc spytałem, czy mógłbym zrobić również projekt Orzeł kontra Rekin. Zgodzili się. Postanowiliśmy zrobić niskobudżetową, wdzięczną historię.
Do moich ulubionych scen należy scena walki, scena kolacji i wszystkie sceny zbiorowe, bo wtedy można zobaczyć całą galerię postaci. To jest to, co kocham najbardziej - same postacie, a niekoniecznie to, co się im przytrafia. Są jak klocki, które musisz poukładać.
Z całą pewnością to humor tworzy ten film. To, co nazywam inteligentnym nowozelandzkim humorem. Jest bardziej subtelny niż oczywisty, ale ludzie z całego świata, którzy się z nim spotykają, od razu wiedzą, o co chodzi. Mogą śmiać się w nieco innych momentach, ale to potwierdza moją tezę, że nasze opowieści bawią ludzi wszędzie.
Chcę robić filmy, z których Nowa Zelandia może być dumna. Nie ograniczam się tylko do Nowej Zelandii, ale chcę czuć, że mój kraj ma film, który jest o nim, z którym może się utożsamiać. Jeśli sami będziemy dumni ze swojej pracy, z pewnością będzie ona cenna również dla innych.
Taika Waititi