"Opowieść o Zbawicielu": ROZMOWA Z REŻYSEREM, PHILIPEM SAVILLE’EM
Dla doświadczonego reżysera Philipa Saville’a wyzwanie idące z dosłownym przeniesieniem na ekran ewangelii św. Jana, zadecydowało o jego przystąpieniu do tego projektu.
„Pociągało mnie to z bardzo prostego powodu. Jako reżyser dokonałem wiele, ale nigdy przedtem nie zrobiłem nic prawdziwie autentycznego na podstawie Biblii. Było więc to dla mnie bardzo osobiste, prawie egoistyczne, doświadczenie. Rzadko robi się taki film, to nie thriller, ani prosty film miłosny czy romantyczny. Ciekawe, że mamy do czynienia ze znaną historią, której przesłaniem jest to, że dobro jest silniejsze od zła. Naprawdę chciałbym, żeby ludzie wynieśli z tego filmu myśl, że należy na nowo uwierzyć w miłość do innych.”
Saville chciał, żeby OPOWIEŚĆ O ZBAWICIELU była „tak wierna oryginałowi jak to tylko możliwe. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać jakąś formę prawdy w doświadczeniu filmowym.”
Przeniesienie tekstu na ekran, słowo po słowie, odgrywało w filmie kluczową rolę. Saville postrzegał to jako szansę, a nie utrudnienie. „Zawsze jest coś dobrego w pracy nad czymś, czego nie można przesunąć – nie zawsze jest to przeszkodą – często staje się obiektem podziwu. Patrzy się na to inaczej. Mówisz sobie, nie można tego zmienić, ale zaskakujące jest to, na ile sposobów można interpretować to samo zdanie, wciąż na nowo.”
„Wielokrotnie spotykałem się z Johnem Goldsmithem (scenarzysta) i razem podziwialiśmy i przeklinaliśmy to, że nie mogliśmy zmienić ani słowa, nawet przyimka. Nie mogliśmy nic dodać, niczego ująć, to było trudne. Wiele razy opadały mi ręce i mówiłem, że mam tego dość. To denerwujące, kiedy świetnie grający aktor powie „i” zamiast „wtedy”, albo „ale” zamiast „więc”. Cały czas trzymaliśmy kciuki za aktorów, żeby przynajmniej powiedzieli właściwe słowa.”
„Miałem szczęście pracować ze wspaniałym ekipą, która nie tylko rozumiała wyzwania przed nami stojące, ale je akceptowała. Tak samo było w wypadku wszystkich aktorów. Udało nam się znaleźć rewelacyjnych odtwórców ról Jezusa i uczniów. Wszyscy z nich to wschodzące gwiazdy.”
Producent wykonawczy Sandy Pearl przyznaje: „Do tych ról startowało blisko tysiąc fantastycznych kanadyjskich i brytyjskich aktorów.”
O doborze aktora do roli Jezusa, Saville mówi tak: „Chciałem kogoś, kogo można wziąć za Żyda. Nie mam tu na myśli wyglądu fizycznego, ale zrozumienie, na czym polegało bycie Żydem w tamtych czasach. Myślę, że znaleźliśmy aktora, który miał zapał, charyzmę, nimb dramatyzmu, kto mógł zagrać kogoś boskiego, eleganckiego, chodzącego po świecie nie jak kolos, ale łagodny człowiek, olbrzym w drobnym ludzkim ciele. Znaleźliśmy zachwycającego młodego aktora, Henry’ego Iana Cusicka z Royal Shakespeare Company, którego nie zamieniłbym na żadną gwiazdę światowego formatu.”
Saville przyznaje, że wypracowanie wiernego obrazu czasów biblijnych nie udałoby się bez szeroko zakrojonych badań. Wspomina piętnastotygodniowy okres pre-produkcji. „Wróciliśmy z Hiszpanii do Toronto w niedzielę, a w czwartek kręciliśmy już dużą scenę uliczną w Jerozolimie.”
„Jedną z rzeczy, które chcieliśmy osiągnąć wraz ze scenografem Donem Taylorem, było nadanie patyny czasów kamieniom, ziemi, domom. Może nie wydaje się to trudne, ale takim jest. Jest wiele obiektów z epoki, które wyglądają na nowiutkie i błyszczące – musieliśmy ich mnóstwo zbudować. Natomiast będąc na pustyni zauważyliśmy, że stare domy stojące tam dziś, są identyczne jak domy, które stały tam dwa tysiące lat temu. Są to jednokondygnacyjne domostwa z małymi oknami.”