Reklama

"Opętani": PRODUKCJA

W 1973 roku mistrz horroru, autor "Nocy żywych trupów", George A. Romero, zaprezentował swój czwarty film: "Szaleńcy" ("The Crazies"). Opowiadał w nim historię małego miasteczka, w którym śmiercionośny wirus wywołuje panikę wśród mieszkańców. Breck Eisner, reżyser nowej wersji tej opowieści, idzie jeszcze dalej niż Romero. W "Opętanych" Anno Domini 2010 eksperymentalna broń biologiczna działa na ofiary nie tylko fizycznie, ale i psychologicznie: ofiary zaczynają realizować swoje najmroczniejsze, najokrutniejsze fantazje.

W 1973 roku mistrz horroru, autor "Nocy żywych trupów", George A. Romero, zaprezentował swój czwarty film: "Szaleńcy" ("The Crazies"). Opowiadał w nim historię małego miasteczka, w którym śmiercionośny wirus wywołuje panikę wśród mieszkańców. Breck Eisner, reżyser nowej wersji tej opowieści, idzie jeszcze dalej niż Romero. W "Opętanych" Anno Domini 2010 eksperymentalna broń biologiczna działa na ofiary nie tylko fizycznie, ale i psychologicznie: ofiary zaczynają realizować swoje najmroczniejsze, najokrutniejsze fantazje.

Eisner tak komentuje oś narracyjną filmu: "Nagięliśmy oczywiście w niektórych miejscach rzeczywistość, ale główna myśl, sedno tego, co się dzieje, niewątpliwie oparte jest na tym, co może wydarzyć się w przyszłości."

Producent filmu, Rob Cowan, stwierdził, że początkowo planował realizację "Opętanych" jako opowieści kameralnej, rozgrywanej w zamkniętej przestrzeni. "Ale kiedy przeczytałem scenariusz, zdałem sobie sprawę, że nasza historia pozwala na bardziej epicki oddech niż tego typu produkcje w kinie grozy, a przy tym nadal oferuje wielbicielom horroru to, co lubią najbardziej: suspense, szok i mnóstwo grozy."

Reklama

Eisner dodaje: "Początkowe wersje scenariusza były bardzo podobne do pierwotnego filmu Romero. Opowieść oglądaliśmy z punktu widzenia mieszkańców miasteczka, ale i z punktu widzenia wojska. Pomyślałem, że znacznie więcej napięcia i grozy da nam ograniczenie opowieści do przeżyć cywili. Wojsko wprawdzie pozostawiliśmy w filmie, ale nie patrzymy na rozwój sytuacji z punktu widzenia żołnierzy. Obserwujemy wszystko oczami Davida i Judy."

Zdaniem producenta dwa elementy są tu jednocześnie oryginalne i wyrastają bezpośrednio z tradycji horroru. Po pierwsze, oglądamy sielankowe miasteczko, w którym życie toczy się cudownie, po czym nagle okolica zamienia się w piekło. "Zagrożeniem są nasi dobrzy znajomi. Film poświęca sporo uwagi odpowiedniemu wprowadzeniu postaci, które później zmienią się w krwiożerczych opętanych. Są wśród nich ludzie, z którymi nasi bohaterowi mieli bardzo bliskie relacje."

"Drugi interesujący element to obecność armii. To wojskowi okazują się w końcu największym zagrożeniem, zatem nasi bohaterowie muszą poradzić sobie nie tylko z samymi opętanymi, ale i z drugą grupą napastników. Znikąd nie mogą liczyć na pomoc. Muszą poradzić sobie sami."

Nowa wersja filmu różni się oczywiście od filmu Romero budżetem, ale nie to świadczy o jakości produkcji. Jak stwierdził współproducent filmu, Brian E. Frankish: "Ta historia jest nadzwyczajna dzięki talentowi George'a Romero. Znakomity jest pomysł i rozwój sytuacji. Tak jak Romero, nie opowiadamy banalnej historii o atakowanych nastolatkach, czy o potworze zagrażającym grupce ludzi. Tu chodzi o coś większego, o grozę w znacznie większej skali i w głębszym sensie."

Radha Mitchell, występująca w roli lekarki i żony szeryfa, dr Judy Dutton, potwierdza: "Generalnie w tego typu opowieściach zagrożenie przychodzi z zewnątrz. W naszym filmie jest inaczej - historia toczy się w małym miasteczku, w którym każdy się z każdym zna i nagle okazuje się, że właśnie tacy ludzie są dla nas śmiertelnym zagrożeniem. To zawsze ciekawa strategia: wziąć coś, co świetnie znamy i pokazać to z nieznanej strony."

Reżyser Breck Eisner dodaje: "Jest coś jeszcze, co uwielbiam w tym filmie - to miejsce akcji. Nasza historia toczy się w sercu Ameryki, na wielkich, otwartych przestrzeniach, gdzie pola zbóż i kukurydzy ciągną się całymi kilometrami. Wszędzie dookoła są ogromne równiny, absolutnie nieskończona, epicka nicość, aż po horyzont, bez drzew, bez domów, bez budynków. Można wyjść na spacer, po jakimś czasie spojrzeć wokół siebie i zorientować się, że w promieniu 40 kilometrów wszystko widać, ale nie ma tam żadnego śladu życia. Żadnej alternatywy. Nie ma gdzie się chować. Nasi bohaterowie muszą w tym krajobrazie unikać wojska, opętanych i samego wirusa. Na naszych oczach piękna okolica staje się przerażająca."

Jednym z szokujących elementów filmu jest tempo, z jakim działa wirus. W ciągu zaledwie trzech dni prowadzi do kompletnego upadku miasta. "Jednego dnia nakręciliśmy scenę, w której główny bohater idzie piękną, spokojną ulicą. Kilka dni później ta sama ulica zmieniła się w pobojowisko płonących samochodów, rozbitych telewizorów i mebli. Miasto opanowali opętani i wojsko nie jest w stanie nic poradzić. Mamy krajobraz jak po zamieszkach w Los Angeles, albo jakby nad miastem przeszedł huragan Katrina. Kompletny chaos." dodaje Frankish.

Timothy Olyphant, grający w filmie główną rolę, wskazuje na podobieństwa w klimacie społecznym czasów, w jakich powstawał oryginalny scenariusz, i czasów obecnych. "Charakterystyczną cechą wszystkich filmów Romero jest to, że chodzi w nich zawsze o coś więcej, niż tylko o wystraszenie widza. W 1973 roku film dotykał kwestii ważnych dla Ameryki, na przykład wojny w Wietnamie. Dziś mamy przecież podobną sytuację i jesteśmy podobnie podzieleni w swoich opiniach o prowadzonej przez nas wojnie."

Oczywiście ważny przekaz nie przysłania rozrywkowych aspektów filmu. Cowan dodaje: "Nie mieliśmy zamiaru kręcić filmu, którego sednem jest przekaz polityczny, czy społeczny. W opowiadanej historii mamy po prostu pewne elementy odnoszące się do czasów, w których żyjemy, do naszego poczucia bezpieczeństwa itp. Ale to elementy fabuły, które pasują do niej w naturalny sposób i nie wymagają szczególnego podkreślania. Scenariusz podobał mi się właśnie dlatego, że komentarz do sytuacji społecznej nie jest podawany na talerzu, tylko gdzieś w podtekście. Podstawowym założeniem naszego filmu jest jednak to, żeby oglądający go widzowie świetnie bawili się podczas seansu. Jeśli ktoś ma ochotę, wyjdzie z kina z głębszymi przemyśleniami. Ale sednem jest dla nas dostarczenie widzowi dwóch godzin zaskakującej opowieści, przy której zapomną o codziennych problemach. Ludzie wnoszą ze sobą na salę kinową różne obawy i wewnętrzne strachy. W naszym filmie odnosimy się do części z nich, ale w taki sposób, by po seansie widz mógł powiedzieć, że po tym strachu poczuł ulgę. Ja także zareagowałem na scenariusz przede wszystkim na poziomie emocjonalnym. Widz zidentyfikuje się z postacią szeryfa i jego ciężarnej żony od pierwszych chwil i aż do końca będzie trzymać kciuki za powodzenie ich ucieczki."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Opętani
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy