"Oliver Twist": RONALD HARWOOD O PRACY NAD SCENARIUSZEM
Dickens miał niewiele ponad 20 lat, gdy pisał „Olivera Twista”, co jest wielkim osiągnięciem. Brakowało mu pieniędzy, więc pisał szybko, miał poza tym inne zajęcia. Jako dziennikarz i reporter sądowy interesował się losem ludzi w trudnej sytuacji, był wręcz piewcą wyrzutków, a ich przecież nie brakowało w ówczesnym Londynie. „Oliver Twist” ukazuje jego krytyczny stosunek do ustaw skierowanych przeciw biedocie. Sam pochodził z biednej rodziny i jako dziecko pracował w fabryce pasty do butów, żeby wspomóc finansowo rodziców. Jest w filmie scena, która obrazuje te przeżycia – chłopców zmusza się do rozplątywania kłębków szpagatu, czyli oddzielania włókna z zużytych sznurów, tak aby były one ponownie przydatne. To straszna, bolesna i wykańczająca praca. Oprócz dzieci wykonywali ją skazańcy w więzieniach. Charles doskonale orientował się w tej sytuacji, a pisząc o tym stał się jednym z pierwszych pozytywistów.
Opowiadamy historię z punktu widzenia Olivera. W kilku scenach pokazujemy co prawda jak Fagin i Bill Sykes planują swój niecny spisek, ale to Twist pozostaje siłą napędzającą akcję. Geniusz Dickensa bierze się z jego talentu narracyjnego. Ciągle zadajemy sobie pytanie: „Co teraz się wydarzy?”. Czytamy powieść z zapartym tchem. Jeśli ktoś kazałby mi ją streścić w jednym zdaniu, powiedziałbym: „To historia małego chłopca, który musi nauczyć się samodzielności, stawić czoło strasznym przeciwnościom i niebezpieczeństwom, przeżywa niesamowite przygody i wychodzi z nich zwycięsko”.
W „Oliverze Twiście” nie brakuje mrocznych elementów. Zgodziliśmy się z Romanem, że takie było zamierzenie Dickensa i że taką historię musimy opowiedzieć. Mam nadzieję, że pozostaliśmy mu wierni. To najważniejsze wyzwanie w każdej adaptacji, a adaptowałem wiele książek i sztuk na potrzeby kina. Należy pozostać wiernym wymowie oryginału. Mam nadzieję, że nam się to udało. Z początku może wydawać się, że tak jak u Dickensa zakończenie filmu jest bardzo mroczne, ale udało nam się tchnąć w nie trochę optymizmu.
W powieści Oliver sprawia wrażenie idealnie wychowanego Anglika, co wydało mi się mało prawdopodobne. Dorasta przecież w przytułku, pośród łobuzów i nie zdobywa żadnego wykształcenia - dlaczego miałby zatem zachowywać się tak kulturalnie? Postanowiliśmy dodać mu trochę szorstkości, wzmacniając jego głos i akcent, aby nie brzmiał jak potomek wyższej klasy średniej. Myślę, że przyniosło to dobry efekt.
W powieści nie ma zbyt wielu postaci kobiecych, a Nancy jest najbardziej intrygującą, także przez swój nieokreślony wiek. Chcieliśmy, żeby zagrała ją aktorka z prawdziwym sex appealem, nie epatująca wulgarnością. Leanne Rowe idealnie pokazała jej energię i świadomość swojego pochodzenia. Łatwo wpaść w pułapkę ukazania Nancy jako anioła albo swoistej Madonny, która nie zasłużyła na nieszczęście, jakie ją spotyka, a to kłóci się z opisem tej postaci przez Dickensa. W powieści Nancy jest dziwką, czego autor nie ukrywa.
Poczyniliśmy też kilka zmian w opisie pana Brownlowa. W moim scenariuszu interesuje się losem Olivera ze względu na charakter chłopca. Oliver jest uosobieniem dobra. To temat bliski Dickensowi. Lubił pisać o ludziach z gruntu dobrych, a Oliver jest bodajże pierwszym takim bohaterem w jego twórczości. Dickens uważał, że ludzie rodzą się niewinni i dopiero świat sprowadza ich na złą drogę.
Scenarzysta, który staje przed zadaniem adaptacji książki, musi ułatwić reżyserowi realizację danej historii. Nie wydaje mi się, żeby film zawierał jedną scenę, która definiowałaby całość. Oczywiście widzowie zapamiętują niektóre fragmenty lepiej, ale ta historia posiada wiele etapów. Moją ulubioną sceną jest końcowe spotkanie w celi Fagina. Jest pełna mroku, Oliver znajduje w niej spokój wewnętrzny i próbuje obdarzyć nim Fagina. To wielka chwila przebaczenia i pojednania.