Reklama

"Ogniem i mieczem": ZDJĘCIA

Grzegorz Kędzierski, autor zdjęć, mówi: Realizacja "Ogniem i mieczem" to realizacja trzeciego, ostatniego - chociaż chronologicznie pierwszego - odcinka "Trylogii". Adaptacje poprzednich części, realizowane każda przez innego znakomitego operatora ("Pan Wołodyjowski" - Jerzy Lipman, "Potop" - Jerzy Wójcik), są już tak oddalone w czasie, że realizację "Ogniem i mieczem" musiałem potraktować absolutnie suwerennie.

Współczesny widz nie będzie oglądać naszego filmu w kontekście poprzednich części. Od samego początku myślenia o tym filmie wiedziałem, że ma to być film wielki, epicki, a więc szeroki ekran. Nie jest to takie oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę, że poprzedni film panoramiczny powstał w Polsce chyba 10 lat temu. Budżet filmu, choć określany jako największy w historii polskiej kinematografii, oraz wydłużony okres zdjęciowy nie pozwoliły na skorzystanie ze sprzętu Panavision. W tej sytuacji jedyną szansą na szeroki ekran była realizacja w systemie Super 35. Jeszcze we wczesnych latach 70-tych, jako operator kamery, uczestniczyłem w superprodukcji "Noce i dnie", nominowanej do Oskara, która była w naszym kraju prekursorską realizacją w systemie Super 35. System ten polega na realizacji filmu panoramicznego w formacie 1:2,35 przy użyciu obiektywów sferycznych, a następnie przekopiowaniu optycznym na format CinemaScope (z anamorfozą). O ile w latach pięćdziesiątych Superscope (pierwotna wersja systemu Super 35) określano pogardliwym mianem "panoramy dla ubogich", to już w latach siedemdziesiątych, kiedy powstawały "Noce i dnie" rezultaty były zachęcające. Dziś obie technologie są równoprawne, bo trudno posądzić produkcje typu "Air Force One" o problemy finansowe, a znakomitych operatorów, jak Michael Balhaus czy Vilmos Zsigmond o kompromisy jakościowe. Realizacja "Ogniem i mieczem" zbiegła się z powrotem, a nawet światową modą na Super 35. Jednak decyzja o zastosowaniu właśnie tej technologii nie przyszła wcale łatwo. Od czasów "Nocy i dni" nie zrobiono żadnego filmu w tym formacie. Owszem, sprzęt zdjęciowy nie przedstawiał większego problemu. Od tamtej pory również w Polsce pojawiły się kamery, które faktycznie przystosowane były do adaptacji na format Super - 35. Przede wszystkim Arri 535B. W świeżo zakupionym przez wytwórnię warszawską komplecie znajdowała się ramka Super 35 1:2,35, symetrie oraz odpowiednia matówka. Drugą kamerą była BL IV. Tę wyposażono w kanał full frame, lecz fabryka w Monachium nie mogła nas zaopatrzyć w odpowiednią matówkę. Z pomocą przyszła firma amerykańska, która zamówienie zrealizowała w ciągu dwóch tygodni. Obie te kamery mają gniazdo obiektywów przestawiane w pozycję Super 35. Trzecią kamerą była kamera Arri III z Łodzi, która montowana była na Steadycamie oraz często służyła jako kamera rapidowa. Obie wytwórnie, warszawska i łódzka, mogły jeszcze przygotować po jednej kamerze do zdjęć masowych i batalistycznych. No i pełen wybór obiektywów od 16 do 600 mm.

Reklama

Nie ma w Polsce możliwości optycznego kopiowania z duppozytywu Super 35 na dupnegatyw CinemaScope. Prace laboratoryjne trzeba było podzielić między Polskę i Anglię. Negatyw z kamery obrabiany był w Warszawie, tu wykonywano kopię dzienną, następnie po montażu ścięto negatyw, wykonano korektę, a następnie kopię wzorcową oraz duppozytyw. Technicolor Lab w Londynie wykonało kopiowanie optyczne, które w efekcie dało dupnegatyw CinemaScope - materiał wyjściowy do produkcji kopii dystrybucyjnych.

Jerzy Hoffman: "Powstała w kinie teoria o rozległej duszy słowiańskiej, poetyce języka słowiańskiego, długich ujęciach. Z biedy tak było, ponieważ współczynnik taśm wynosił 1:4, to jak można było nie robić długich ujęć? Nie było pieniędzy na drugą kamerę, nie mówiąc o trzeciej i to płynęło, szło, a krytyka pisała - dusza słowiańska nieujarzmiona. Przy "Ogniem i mieczem" przepuściliśmy obraz przez trzy stałe kamery, nie mówiąc o stadycamie i nie mówiąc o czwartej kamerze w niektórych scenach batalistycznych. Nakręciliśmy około 130 km taśmy. Potem usiedli moi dwaj montażyści, pistolety absolutne, młodzi ludzie bez najmniejszych obciążeń i skrupułów. Pracowali paralelnie na dwóch komputerach. Inaczej ten film byłby montowany co najmniej przez rok".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Ogniem i mieczem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy