Reklama

"O mały głos": "MAŁY GŁOS" NA DUŻY EKRAN

Sztuka Jima Cartwrighta "The Rise and Fall of Little Voice" ("Wzlot i upadek ‘Małego Głosu’) - opowieść przypominająca bajkę o Kopciuszku, choć bardzo realistyczna - podbiła londyńską publiczność teatralną mieszaniną musicalu, ciętego humoru i dawki silnych wzruszeń. Sztuka miała swoją premierę w National Theatre w czerwcu 1992 r., skąd przeniesiona została do jednego z teatrów West Endu. Na obu scenach wywołała sensację, a brawurowa kreacja Jane Horrocks w napisanej specjalnie dla niej roli tytułowej wzbudzała zachwyt widzów i krytyki. Niemal natychmiast po premierze rozpoczęły się przymiarki do przeniesienia sztuki na ekran.

Reklama

Mówi Elizabeth Karlsen, producentka filmu Marka Hermana "O Mały Głos" (a także głośnej "Gry pozorów" Neila Jordana): "Pamiętam, jak wybrałam się na tę sztukę z producentem wykonawczym (filmu "O Mały Głos", red.), Stephenem Woolleyem. Po spektaklu spacerowałam po Waterloo Bridge i miałam uczucie, jakbym unosiła się w powietrzu. To sztuka wytworzyła tę fantastyczną atmosferę. Najbardziej uderzył mnie sposób, w jaki opowieść o dziewczynie, która dochodzi do własnego głosu, staje się jednocześnie bajką w stylu "Czarnoksiężnika z krainy Oz" i poruszającym dramatem, a wszystko razem umieszczone jest w dowcipnym, współczesnym kontekście, ze wspaniałą muzyką. To było bardzo mądre, oryginalne dzieło, które kryło w sobie możliwości zrobienia zeń cudownego filmu".


Wkrótce po premierze sztukę obejrzał również Mark Herman. Oto jego refleksje: "Przedstawienie rzuciło mnie na kolana. Zazwyczaj nie cierpię teatru, ale ten spektakl należał do nielicznych, których oglądanie sprawiło mi radość. Był magiczny. Jednakże w owym czasie nie potrafiłem wyobrazić sobie dokładnie jego ekranizacji. Nie mieścił się w żadnej kategorii gatunkowej".

Tymczasem Karlsen nie rozstawała się z myślą o sfilmowaniu sztuki Cartwrighta. "Pierwszy impuls, by tego dokonać, był tak silny", mówiła, "że nie przejmowałam się trudnościami, jakie mogą z tego wyniknąć". Producentka nawiązała współpracę z wytwórnią Miramax Films, która nabyła prawa do ekranizacji sztuki, a gdy "Orkiestra" Marka Hermana odniosła sukces, powierzyła mu napisanie scenariusza i reżyserię filmu "O Mały Głos". Karlsen skomentowała tę decyzję w następujących słowach: "Współpraca z reżyserem i scenarzystą w jednej osobie, który naprawdę potrafił ukształtować fabułę, była dla nas wszystkich bardzo ekscytująca".

Herman musiał później przyznać, że kiedy rozpoczynał pracę nad filmem "O Mały Głos", bynajmniej nie opuściły go wątpliwości: "Z założenia miał to być film pod kilkoma względami podobny do >Orkiestry<, podobnie jak ona stanowiący miksturę humoru, tragedii i muzyki. Ale w filmie >O Mały Głos< dochodziła cała magiczna warstwa baśniowa, która stawiała przede mną zupełnie inne wyzwania. Najkrócej mówiąc, pisanie tego scenariusza było najtrudniejszą pracą literacką, jaką kiedykolwiek wykonałem. A to dlatego, że sztuka opowiada w zasadzie o dziewczynie, która nigdy nie opuszcza swego pokoju, co przecież nie jest zbyt filmowe. Toteż zamiast zajmować się scenerią, skoncentrowałem się na wierności wobec treści pierwowzoru".

Zdaniem Hermana, jej najistotniejszą część tworzy historia dwojga niepozornych, a w rzeczywistości nadzwyczajnych ludzi - "Małego Głosu" i Billy'ego, którzy zostali odrzuceni przez świat, a jednak znajdują w nim swoje miejsce. "/.../Nikt nie zwraca na nich uwagi", wyjaśnia scenarzysta i reżyser, "nikt nie zauważa, że oni mogą mieć coś światu do zaoferowania, ale kiedy łączą się w parę, magicznie wstępuje w nich chęć życia".

Aby zachować przed kamerą tę magię, która tak bardzo podobała się teatralnym widzom sztuki Cartwrighta, a jednocześnie nadać ekranizacji filmowy charakter, Herman wprowadził nowe wątki i miejsca akcji, a także pogłębił postaci.

Najpoważniejsza zmiana dotyczyła Billy'ego. W sztuce chłopak ma "bzika" na punkcie oświetlenia scenicznego, podczas gdy w filmie jest gołębiarzem. Zmianę objaśnia Mark Herman: "Gołębie pojawiły się dlatego, że stanowiły taką dobrą metaforę życia bohaterki, podobnie jak ona zamkniętej w klatce. Dzięki nim, między Billy'm a >Małym Głosem< tworzy się rodzaj porozumienia duchowego. Kiedy ona opowiada o swoich płytach, a on o swojej hodowli, oboje rozumieją się nawzajem".

Herman stonował ponadto poetycki język, w jakim Jim Cartwright napisał sztukę "The Rise and Fall of Little Voice". Język ten znakomicie sprawdzał się na scenie, ale na ekranie raziłby zbytnią literackością. "Moje zadanie", tłumaczył reżyser, "polegało częściowo na tym, aby uczynić fabułę w całości przyswajalną dla widowni kinowej, a jednocześnie uchwycić magiczną stronę transformacji, którą przechodzi bohaterka".

Od początku prac nad adaptacją sztuki Cartwrighta Herman nie miał wątpliwości jedynie co do tego, że partie śpiewane przez "Mały Głos", zwłaszcza w kluczowej scenie recitalu, muszą wywierać na ekranie równie silne wrażenie jak w teatrze. Cel ten można było osiągnąć tylko w jeden sposób: powierzając rolę tytułową Jane Horrocks, która przez kilka sezonów święciła w niej triumfy na teatralnych deskach Londynu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: O mały głos
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy