"Niezwyciężony": WYWIAD Z WERNEREM HERZOGIEM
Siłacz z misją: Werner Herzog opowiada redakcji indieWIRE o „Niezwyciężonym" (rozmawiał Scott Foundas).
indieWIRE: Zacznijmy od typowego, ale bardzo istotnego dla nas pytania: jak trafiłeś na historię Zishe Breitbarta i dlaczego zdecydowałeś się zrobić z niej film?
Werner Herzog: Na historię trafiłem przez kontakt z Gary Bartem (producent Niezwyciężonego), potomkiem prawdziwego siłacza. Miał mnóstwo materiałów po swoim przodku, i dzięki Bogu, mocne nerwy, aby mnie do nich dopuścić. Odkryłem historyczną postać, więc chciałem zrobić o tym film. Wierzę, że jestem dobrym narratorem, i potrafię wyczuć, kiedy dzieje się coś naprawdę specjalnego. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty, i myślę, że kiedy [Gary] po raz pierwszy wraz ze swoją rodziną zobaczył film na dużym ekranie, był bardzo zadowolony.
iW: Jest w tej opowieści kilka faktów - obydwaj bohaterzy byli bardzo niepohamowani: Hanussen, który był Żydem i ten Duński mistyk; Breitbart, który przybył, aby głosić się Nowym Samsonem.
Herzog: Ale to nie był jego pomysł (Breitbarta) – nie nazwał bym tak tego. To było więcej niż misja, którą poczuł w sobie. Przemówił do niego sam Bóg. Stwórca złożył na jego barki ogromny ciężar i było to zbyt wiele; przytłoczyłoby to każdą ludzką istotę.
iW: W jakim stopniu przeznaczenie i boska interwencja, które widzimy w filmie, są wzięte z historycznych dokumentów?
Herzog: Są tam tylko ogólne aluzje do jego życiorysu, i jedną z takich wzmianek był afisz, który zobaczyłem, a na którym on po raz pierwszy ogłosił się Nowym Samsonem. Miałem wrażenie, że było w tym coś znaczącego – szczegół, ale bardzo doniosły. Jako narrator mogłem to wpleść w charakter postaci.
iW: Jedną z rzeczy, która uderza zarówno w Niezwyciężonym, jak i również w wielu innych Twoich filmach, jest olbrzymia uwaga poświęcona najmniejszym nawet detalom np. polski shtetl, który widzimy w jednej z pierwszych scen filmu. Również wtedy, kiedy przenosimy się do Berlina, wszystkie wątki przedstawione są w bardzo realistyczny sposób.
Herzog: Kiedy przygotowywaliśmy scenę na targu, (która otwiera film) wszystko było bardzo autentyczne; kładliśmy ogromny nacisk na szczegóły – każda osoba, która cokolwiek robiła, robiła to naprawdę doskonale. Zablokowaliśmy ulicę oraz ruch, i nagle starsza kobieta wyszła z jednego z domów z dużą żółtą plastikową torbą i chciała zrobić zakupy na naszym filmowym targu! Kamera nagrywała scenę, wpadłem na plan i krzyknąłem „ Proszę pani to jest plan filmowy!”. Nic sobie z tego nie robiła, nadal chciała kupować. Sądziła, że to prawdziwy targ, i nawet nie zauważyła, że cofnęliśmy się o 70 lat. Pomyślałem wtedy, że wykonujemy naprawdę dobrą pracę.
iW: To szczególne osiągnięcie, bo przecież statyści nie mieli świadomości, że są akurat nagrywani. Inaczej wyglądaliby tylko jak statyści i nie dałoby to takiego efektu.
Herzog: Nasi statyści byli niezwykle dokładnie wybierani. Na przykład, kiedy robisz film o Ameryce lat 50-tych – czasy Elvisa – muszą być tam twarze lat 50-tych, których teraz nie spotkasz. Wtedy naprawdę trzeba szukać – gdzie oni są? Pewien charakter, określony styl poruszania się i wysławiania. Musisz być bardzo ostrożny. Albo we wczesnych latach 30-tych - kawalerzyści są wręcz stereotypowi. Tutaj każda grająca pojedyncza twarz jest twarzą z lat 30-tych.
iW: Od zawsze współpracowałeś z niezawodowymi aktorami, wliczając w to grono występującego w Niezwyciężonym Jouko Ahola (dwukrotny zdobywca tytułu Najsilniejszego Człowieka, który gra Zishe Breitbarta) oraz Annę Gourari (oklaskiwany koncert pianistki - mistrzyni Hanussena).
Herzog: Muszę Cię rozczarować, ponieważ nie ma niezawodowych aktorów. Są tylko lepsi i gorsi.
iW: To przypomina mi coś, co napisał Bresson, do którego chyba jesteś podobny: „Żadnych aktorów. Żadnych ról. Żadnej reżyserii. Tylko twarze wzięte z życia”. Tak jak u Berssona, „aktorzy” w Twoim filmie często mają konkretną wartość „istnienia”, a nie tylko „pozoru” ról, w jakich występują.
Herzog: (...) Pokazywanie [na ekranie] najsilniejszego mężczyzny na świecie jest sporym wyzwaniem; widzieliśmy już wiele filmów o Herkulesach, Gladiatorach, itp., natychmiast więc myślimy - „O, ten chłopak wcale nie jest taki silny”. Tutaj mamy kogoś, kto stawia widzów w odmiennej sytuacji, i jak często powtarzam o swoich filmach – znów można wierzyć w to, co się widzi. Masz uczucie, że oglądasz coś bardzo autentycznego, tak jak lubię. Moi aktorzy są niezwykle profesjonalni.
iW: Często pisano, że Twoje prace można podzielić na dwie kategorie: dokument i fabułę. Mam wrażenie, że to w jakiś sposób ogranicza perspektywę przypisując Twoim filmom „dokumentalnym” wyreżyserowaną fabułę, w momencie, gdy Twoje filmy „fabularne” zawierają elementy dokumentu, świadczące o nie zupełnie fikcyjnym podejściu do tematu.
Herzog: Tak, kiedy siłacz w jednej ze scen podnosi 900 funtów, jest to naprawdę 900 funtów. Każde, nawet 6 letnie dziecko oglądając film widzi, że nie jest to żadna zabawa. To rzeczywistość.
iW: Czy istnieje więc kategoria, do której można by przypisać twój film?
Herzog: Jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o kategoryczne stwierdzenie: ten film to dokument lub, ten film to fabuła. Myślę, że nie powinniśmy zarywać nocy, usiłując dobrać odpowiednią kategorię. Spójrzmy na to z tej strony: czy ten film jest dobry czy też po prostu zły?
iW: Coś, w czym odniosłeś sukces, to stworzenie nowego języka kina; przeniesienie nas w - jak to ty nazywasz - „pełnię zachwytu”, pełną znaczeń i emocji, kojarzonych z poezją i muzyką.
Herzog: Zawsze miało to głęboki sens. Prawdziwa poezja jest pełna prawdy i głębszych znaczeń. Nie musisz tego artykułować ani analizować – wiesz, że to ma sens. Wiem też, że czasami się do tego zbliżałem i coś osiągałem, ale poszukiwania nie są jeszcze skończone. Pewne pytania pozostają otwarte: wciąż staram się być doskonałym wojakiem filmu.
iW: Już wcześniej wspominałeś - nieco szyderczo - o telefonach komórkowych. Zawsze byłeś dosyć sceptyczny, a przecież otaczający nas świat wkracza w erę technologii i nowoczesnego „komfortu”. Dawałeś nam przykłady charakterów, ale Zishe Breitbart jest daleki od modernizacji, taki czysty i cnotliwy.
Herzog: To w jakimś sensie odpowiada mojemu charakterowi; każdą rzecz, którą robiłem – robiłem wyłącznie własnymi siłami. Nie żartuję. Nie jeździłem autostopem z plecakiem. Podróżowałem pieszo, prawie bez bagażu i nie miało dla mnie znaczenia, jaki dystans mam do pokonania. Podróżowałem pieszo nawet wtedy, kiedy mój wielki mentor Lotte Eisner był umierający. Żeby oświadczyć się ukochanej, przeszedłem pieszo Alpy. Widzisz, mogłem to zrobić przez telefon i prawdopodobnie usłyszałbym TAK. Myślę jednak, że jeśli chcesz założyć rodzinę, mieć dzieci, to nie możesz oświadczać się przez telefon. Nie leć tam samolotem, nie bierz taksówki, tylko idź pieszo.
Pozwól mi dodać jeszcze jedno. Mówisz o telefonach, Internecie etc. Oczywiście, dużo widzieliśmy, będziemy również świadkami rozwoju globalnej komunikacji. Jednak w tym samym czasie, wzrastać będzie również nasze osamotnienie. Wiek, w którym przyszło nam żyć, będzie wiekiem głuszy. To nie izolacja, to coś zupełnie innego. To zwykła samotność.