"Niezniszczalni 3": O PROCESIE PRODUKCJI
W 2010 roku Sylvester Stallone, jeden z absolutnie najpopularniejszych aktorów współczesnego kina akcji, zaprosił grupę kultowych twardzieli na najbardziej niezwykłą przygodę ich życia. Dzięki połączeniu cech głównych bohaterów, humoru oraz scen akcji "Niezniszczalni" oraz "Niezniszczalni 2" odnieśli gigantyczny sukces, zarabiając na całym świecie ponad pół miliarda dolarów. Na potrzeby trzeciej części tej przebojowej serii Stallone podjął po raz kolejny współpracę ze swymi przyjaciółmi z Lionsgate oraz Millennium Films. "Sly jest żywą legendą. To prawdopodobnie jedyny gwiazdor w historii kina, który nie tylko stworzył, ale też zagrał główne role w trzech niezwykle popularnych i ponadczasowych seriach filmowych - Rambo, Rocky oraz Niezniszczalni", mówi prezes Millennium Films, Avi Lerner. "Jest scenarzystą, reżyserem, producentem oraz aktorem i sprawdza się doskonale w każdej z tych ról. Brakuje tylko, żeby zaczął się jeszcze zajmować cateringiem". Filmowcy obiecali na samym początku widzom, że każda kolejna część będzie zawierała jeszcze więcej atrakcji. W przypadku "trójki" oznaczało to zebranie obsady wypełnionej po brzegi legendami kina. "Chcąc przebić wcześniejsze części, zaprosiliśmy każdego gwiazdora, który przyszedł nam do głowy", wyjaśnia ze śmiechem producent Kevin King-Templeton. "Uważam, że żaden film nie posiadał jeszcze TAKIEJ obsady", dodaje Lerner. "Siedmiu aktorów grających w Niezniszczalnych 3 ma na koncie przynajmniej jedną legendarną serię filmową, a niektórzy, jak Harrison czy Sly, dwie lub trzy!".
Stallone myślał z początku o powrocie na stanowisko reżysera, ale zdecydował się jednak oddać stery komuś innemu. "Pierwszy film był eksperymentem, który się udał", mówi gwiazdor. "Jeszcze jednak nie wróciłem po nim do siebie. Pamiętam, że grałem i starałem się jednocześnie dyrygować czterema różnymi ekipami, co było wykańczające". Producenci postanowili powierzyć "Niezniszczalnych 3" Patrickowi Hughesowi, opierając się na stylu jego "Red Hill", który przypadł wszystkim do gustu, a Stallone'owi przypominał "Rambo: Pierwszą krew". Hughes nie zawiódł zaufania ekipy i wniósł do projektu niezwykłą energię, kreatywność oraz żywiołowość. "Rzuciliśmy go na głęboką wodę, ale od razu złapał odpowiedni rytm i zaczął płynąć w kierunku, który sobie wyznaczył. Chciał nakręcić film, który wyróżniałby się z całej serii, Niezniszczalni 3 odchodzą więc lekko od stylu znanego z wcześniejszych filmów". W realizacji uczestniczyło ponad tysiąc osób, lecz Hughes nie stracił ani przez chwilę kontroli nad tak ogromnym projektem. Nie wahał się także używać swego reżyserskiego autorytetu. "Otrzymałem możliwość nakręcenia kolejnej części popularnej serii i pracowania z takimi ludźmi jak Sylvester Stallone", mówi reżyser. "Na początku nie mieliśmy jeszcze gotowego scenariusza, mogłem więc rozwinąć koncepcję wyjściową tak, jak uważałem za stosowne - poprowadzić ją w kierunku, który uznawałem za słuszny".
Największym reżyserskim wyzwaniem okazało się utrzymanie odpowiedniej tonacji w całym filmie. Pierwsze dwie części skupiały się przede wszystkim na ostrych scenach akcji, Hughes starał się natomiast wpisać w "Niezniszczalnych 3" jak najwięcej humoru i czystej zabawy konwencją. "Chodziło o zachowanie odpowiedniej równowagi na ekranie", mówi reżyser. "Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że niektóre filmy przypominają kawałek życia, a niektóre kawałek ciasta. Nasz film to ogromny, smakowity kawałek ciasta ozdobiony pięknymi dodatkami. Kluczowym aspektem było wyważenie elementów komediowych, scen akcji oraz bardziej emocjonalnych chwil. W pewnym momencie Niezniszczalni muszą poradzić sobie z utratą jednego ze swoich przyjaciół. Dodaliśmy więc dla równowagi takich bohaterów jak Galgo Antonio Banderasa". Hughes przedstawi również publiczności ekipę młodych Niezniszczalnych, których poczynania doprowadzają do wielu starć ze "starymi wyjadaczami". "Uświadomiłem sobie, że do tej historii idealnie pasują wątki odkupienia oraz swoistej nauki pokoleniowej", mówi reżyser. "Starzy Niezniszczalni wiedzą, że ich dni są policzone. Młodzi przejmują stery, ale muszą przejść przez prawdziwe piekło, żeby nauczyć się tego, co weterani z poprzednich dwóch części."
Małżeństwo scenarzystów, Creighton Rothenberger i Katrin Benedikt, pomogło Stallonowi stworzyć film, który broni się jako samodzielne dzieło i jednocześnie jest hołdem dla poprzednich części. "Zawsze pragniemy opowiadać za pomocą naszych filmów mocne i ciekawe historie, a oni pomogli Sly'owi w nakreśleniu prostej, acz wymownej i wiarygodnej linii fabularnej. Zgrali się z nim zresztą tak dobrze, że pomagali przy castingu kolejnych postaci", wyjaśnia producent Avi Lerner. W trakcie okresu pre-produkcyji projekt rozrósł się do niewiarygodnych rozmiarów, scenarzyści musieli więc pracować szybko i sprawnie, by na bieżąco dopisywać kolejne kwestie dialogowe lub dostosowywać opowiadaną historię do zmieniających się lokacji. "Niezniszczalni 2" podchodzili z przymrużeniem oka do szaleńczych scen akcji oraz dynamicznych walk, które uczyniły część pierwszą marzeniem każdego fana kina akcji. Stallone chciał w "trójce" jeszcze bardziej podkręcić ten aspekt serii, wkładając swoim bohaterom-twardzielom w usta niekończący się potok zabawnych i niespodziewanych przytyków oraz ciętych ripost. "Sly to geniusz dialogowy, nie znam nikogo innego, kto potrafiłby pisać tak fantastyczne teksty", kontynuuje Lerner. "Co więcej, zawsze za priorytet stawia sobie nie popis aktorski, lecz spójność całego filmu".
Koordynacja grafików obsady "Niezniszczalnych 3", w której znaleźli się Stallone, Jet Li, Jason Statham, Arnold Schwarzenegger, Mel Gibson, Harrison Ford oraz Wesley Snipes, była gigantycznym wyzwaniem. "Czasami ciężko sobie poradzić z grafikiem jednej gwiazdy, a w naszym przypadku musieliśmy myśleć o tylu różnych aspektach, że często wydawało nam się, że skoordynowanie tego wszystkiego będzie niemożliwe", dodaje King-Templeton. "To prawdziwy cud, że udało nam się zebrać tych wszystkich ludzi w jednym miejscu - to sytuacja zupełnie bez precedensu", zachwyca się Stallone. Inna sprawa, że kiedy udało się już doprowadzić do spotkania tylu gwiazd, pojawiło się pytanie, czy wywiąże się między nimi odpowiednia chemia. "Denerwowaliśmy się, czy ryzyko, które podjęliśmy, się opłaci, ale okazało się, że wszyscy chcieli razem pracować i nie sprawiali absolutnie żadnych problemów!", kontynuuje King-Templeton. "Równie wielką niespodzianką byli młodzi członkowie ekipy. Spędziliśmy sporo czasu na poszukiwaniu odpowiednich aktorów, chcieliśmy, żeby dobrze się zgrali z Arnoldem, Harrisonem czy Sly'em". Stallone osobiście nadzorował casting, oceniając wedle kryteriów takich jak: zdolności fizyczne czy ekranowa charyzma. "Sly ma prawdziwego nosa do castingu", podkreśla King-Templeton. "To w końcu on wydobył, w części pierwszej, Dolpha Lundgrena z filmowego zapomnienia". A Stallone dodaje, że nie da się udawać gwiazdy kina akcji - trzeba się nią urodzić.