Reklama

"Niewidoczni": SCENOGRAFIA

Londyn, jakiego nie znamy.

Chociaż Stephen Frears odniósł takimi filmami, jak "Naciągacze" i "Przeboje i podboje", wielki sukces w Hollywood, często wraca do ojczyzny, gdzie w obrazach w rodzaju "Sammy And Rosie Get Laid" zajmuje się fascynującymi go aspektami kultury.

"Kiedy jadę kręcić do Ameryki" - wyjaśnia reżyser - "otwierają się przede mną różne możliwości, które z natury rzeczy są dla mnie czymś nowym. Ale gdy ktoś pyta: Jakie interesujące tematy skłaniają cię do robienia filmów w Wielkiej Brytanii?, odpowiedź zwykle dotyczy jakiegoś rodzaju zmagania ras, klas i płci. Gdyby ktoś przysłał mi powieść Forstera, nie zainteresowałaby mnie. Nie porwałaby mnie. Pociągają mnie problemy określonego rodzaju. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale na to wskazują filmy, które zrobiłem. Nie ulega wątpliwości, że wiele je łączy."

Reklama

Powrót do Londynu sam w sobie rodził wszakże pewien problem. "Niełatwo odkryć nowy świat we własnym kraju" - wyjaśnia Frears. "Najtrudniejszą rzeczą było znaleźć coś angielskiego, co byłoby dla mnie nowe i nie zawierało tego wszystkiego, czego pełno w angielskich filmach. Chociaż muszę zarazem dodać, że Niewidoczni to dość uniwersalna historia, a problemy, o których opowiada, dotyczą każdego kraju."

O pomoc w zbudowaniu właściwego obrazu Londynu Frears zwrócił się do scenografa Hugo Luczyca-Wyhowskiego, z którym pracuje od czasu "Mojej pięknej pralni" z 1985 roku.

"To bardzo, bardzo trudne zadanie" - mówi Luczyc-Wyhowski. "Cóż można zrobić? Wszyscy znamy Londyn i jaki sens miałoby robić kolejny film, w którym bohaterowie mijają Trafalgar Square, a oko kamery zatrzymuje się na kolumnie Nelsona? Cóż jednak pokazać?"

Nad rozwiązaniem tego problemu zastanawiali się nawet aktorzy. "Trzeba było spojrzeć na Londyn trochę innymi oczami" - mówi Ejiofor. "Poszukać tego, co kryje się "pod powierzchnią" codziennego życia. To film o półświatku i odkrywanie prawdy o nim było ekscytujące, ale niełatwe. Okazało się jednak, że można dotrzeć do ludzi będących na bakier z prawem i dowiedzieć się czegoś więcej o tym nieco mniej oczywistym obliczu Londynu."

Jak to jednak przełożyć na obrazy? Frears: "Odrzuciliśmy wszystko, co oczywiste w wizerunku Londynu: ładne widoczki, Buckingham Palace i wszelkie obrazki tego rodzaju. Uruchomiliśmy wyobraźnię, by znaleźć alternatywną rzeczywistość - ludzi bez kasy, bez paszportów, bez tożsamości... Bóg jeden wie, jak żyją."

Luczyc-Wyhowski: "Tak naprawdę nie chodzi o Londyn, ponieważ nie jest to portret Londynu. Owszem, to brytyjski film, dotyczący brytyjskiego problemu, ale moim zdaniem ta historia mogłaby się zdarzyć w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej. Dlatego przyjąłem raczej założenie, że pokazane miasto uczynię miejscem anonimowym. Również bohaterowie są anonimowi."

Frears dodaje: "To film o Wielkiej Brytanii, która staje się miejscem wielokulturowym. W Ameryce w jakimś sensie to już nastąpiło. W Nowym Jorku widzi się mnóstwo Koreańczyków, Portorykańczyków, ludzi różnej narodowości. Brytyjskie społeczeństwo dopiero teraz staje się wielokulturowe - nie bez krzyku

i kopniaków - co dla niektórych ludzi oznacza walkę."

Nie umknęło to uwadze Lopeza. "To mój pierwszy raz w Londynie, wcześniej wiedziałem o nim niewiele" - mówi. "Pierwszy raz jestem w Wielkiej Brytanii. Jestem pod wrażeniem. Paryż znam na wylot i widzi się tam ciemnoskórych, Chińczyków, Hiszpanów, przybyszy z Ameryki Południowej. Ale tu kontrast jest bardziej wyrazisty. Widzi się typowego Brytyjczyka w meloniku i z parasolem, a obok niego kobietę w burce."

Na swój sposób odzwierciedla to już sam hotel, główne miejsce akcji filmu. Jako mikrokosmos społeczeństwa obrazuje to, jak ludzie z różnych stron świata mogą żyć obok siebie, ale zarazem nie wiedzieć nic o swoich sąsiadach. Jak mówi Lopez: "Hotel to po prostu pokoje. Płacisz i zajmujesz jeden z nich. I nikt się nigdy nie dowie, co ci chodzi po głowie. Możesz kogoś zabić! To prawdziwie fascynująca przestrzeń filmowa. Wszystko jest tu możliwe."

Aby poznać klimat miejsc takich jak to, którego wystrój miał zaprojektować, Luczyc-Wyhowski odwiedził dalekie od przepychu rejony hotelowe w Paddington i przy Russell Square, gdzie obowiązuje dyskrecja aż do granic anonimowości. "Poznawszy trochę osób pracujących w takich hotelach" - mówi scenograf - "przekonałem się, że dzieje się tam wiele dziwnych rzeczy. Można tam znaleźć mnóstwo dziwnych, zaskakujących przedmiotów: pocisków, noży... Jeśli wyobrazisz sobie hotel w dosłownym znaczeniu tego słowa, to po prostu mnóstwo boksów, w których różni ludzie przeżywają różne dramaty - a wszyscy są ze sobą związani. Jeśli wybierzesz się na zaplecze, przekonasz się, co to za szalone miejsce. Widzi się tam kawałki stołów i sterty połamanych krzeseł, personel wypadający na papierosa, dostawców towarów. Bardzo interesujące wizualnie. To zupełnie inny świat, do którego prowadzą drzwi dla personelu. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy."

Prawdą jest, że dla wielu hoteli tytuł filmu był ostrzeżeniem przed zbyt pochopnym udostępnieniem ekipie swoich wnętrz. W rezultacie, wyjaśnia Luczyc-Wyhowski "musieliśmy stawić czoło problemowi, jak wykreować hotel, skoro nie ma się dostępu do hoteli. Ostatecznie zdecydowaliśmy stworzyć filmowy hotel z siedmiu odrębnych elementów. Był osobny plan do zdjęć na zewnątrz budynku, osobny do zdjęć w korytarzu, osobne dwa do zdjęć w pomieszczeniach na parterze. Zbudowaliśmy pomieszczenie dla ochrony, podobnie jak korytarze oraz pokój, w którym rozgrywa się większość akcji, Była to więc skomplikowana kombinacja różnych elementów, które, mam nadzieję złożą się na ekranie w całość."

Hotel, sugeruje Luczyc-Wyhowski, jest sercem tego dziwnego, oglądanego przez nielicznych świata. "Chcieliśmy wykreować obraz Londynu podmiejskiego, miejsc i ludzi, których na co dzień się nie ogląda. Wymyślony - bo innego wyjścia nie było - ale wiarygodny. W pewnym sensie metaforę tego, czego doświadczają bohaterowie. Dla równowagi wprowadziliśmy dziwne ekstrema. Te słowa odnoszą się do miejsc bardzo eleganckich, jak mieszkanie Senay czy osobliwe, przeszklone biuro rodem z kart powieści science fiction zaprojektowane z myślą o scenie w kostnicy."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Niewidoczni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy