Reklama

"Nienasycenie": PRODUKCJA FILMU: TRUDNE POCZĄTKI

Historia ekranizacji „Nienasycenia” zaczyna się od pewnej obietnicy, jaką przyszły scenarzysta i reżyser filmu, Wiktor Grodecki, złożył dawno temu w Los Angeles, oczywiście w przenośni... Witkacemu.

My, którzy urodziliśmy się w Polsce – wyjaśnia Grodecki – wychowaliśmy się na Mickiewiczu i Sienkiewiczu, a Witkacego czytaliśmy po kryjomu. Spędziłem długie lata w Los Angeles, niestety na wygnaniu. Jak większość ostatniej polskiej „Wielkiej Emigracji”, tej z czasów stanu wojennego, wyjechałem szukać lepszego życia, a znalazłem tylko gorsze. Wszyscy marzyliśmy o powrocie. Żeby nie zwariować, czytałem Witkacego. Na tle literatury światowej i dyskusji, jakie wtedy toczyły się w polskich środowiskach emigracyjnych w Nowym Jorku, Los Angeles czy Paryżu, Witkacy wydał mi się jedynym normalnym człowiekiem, tylko jego głos brzmiał dla mnie zrozumiale i po ludzku. To dzięki Witkacemu uświadomiłem sobie za granicą wagę i znaczenie rodzimego pisarstwa dla nas, Polaków. To on pomógł mi zrozumieć, kim jestem. Obiecałem mu więc, że gdy przyjadę do kraju, sfilmuję kilka jego dzieł, ponieważ doszedłem do wniosku, że tak naprawdę jest w Polsce nieznany, a jeśli znany – to od niewłaściwej strony. W czasach PRL twórczość Witkacego prezentowana była wybiórczo i często opacznie interpretowana. Wokół osoby pisarza narosło wiele stereotypów w rodzaju „wariat”, „narkoman” itp., jak i bzdurnych legend. Jedna z nich silnie związała go z Zakopanem, którego w rzeczywistości nie cierpiał, a przebywał tam tylko ze względu na swoją matkę. Gdyby nie to, być może mieszkałby w Nowym Jorku. Co do powieści Witkacego, wszystkie trzy, które napisał: „Pożegnanie jesieni”, „Nienasycenie” i niedokończone „Jedyne wyjście” stoją na półkach w wielu domach, pięknie wydane i oprawione, ale w ogóle nie czytane. Tymczasem, gdy zacznie się czytać te utwory, okazuje się, że one pomagają żyć. Również i z tego względu zdecydowałem się zekranizować „Nienasycenie”.

Reklama

Od podjęcia tej decyzji do wcielenia jej w życie upłynęło dużo czasu. Niełatwo było bowiem znaleźć producenta gotowego poszukać funduszy na sfinansowanie projektu. To nie projekt był temu winien. Znów odezwały się stereotypy niechętne samemu Witkacemu. Obawy wzbudzał również scenariusz, który będąc wiernym powieści „Nienasycenie”, konfrontując czytelnika z całym jej fabularnym, ideowym i artystycznym bogactwem, nie mógł być prostą linearną historią, jakiej oczekuje od scenarzystów większość producentów.

Oprócz Wiktora Grodeckiego, tylko dwie osoby od początku wierzyły w sens i powodzenie planowanego przedsięwzięcia: Cezary Pazura – już podczas pisania scenariusza brany pod uwagę jako jedyny kandydat do roli na razie tylko Kocmołuchowicza – i jego żona, Weronika Marczuk-Pazura, w której Grodecki ujrzał filmową Persy.

Czarek zachwycił się scenariuszem Wiktora i bezzwłocznie przyjął jego propozycję, wówczas jeszcze nie zastanawiając się, kto wyprodukuje film – wspomina Weronika Marczuk-Pazura. Ja natomiast wystraszyłam się na wieść,, że mam grać Persy. Opierałam się, gdyż aktorstwo nigdy nie było ani moim zawodem, ani powołaniem, ale Wiktor nalegał, przekonywał. Wstępnie wyraziłam zgodę, zastrzegając, że ostateczną decyzję podejmę po przeprowadzeniu solidnych prób aktorskich. Podjęłam ją już na planie zdjęciowym w Wilnie, była pozytywna.

Na razie jednak droga do planu zdjęciowego wciąż wydawała się odległa. Producenci, z którymi Wiktor Grodecki – wcześniej sam, a teraz w asyście Weroniki i Cezarego – prowadził rozmowy o przeniesieniu na ekran „Nienasycenia”, odkładali terminy ewentualnej produkcji filmu. Nadal więc nie było wiadomo, czy w ogóle do niej dojdzie, a czas naglił: zdjęcia powinny rozpocząć się zimą, która właśnie nadchodziła, scenariusz przewidywał bowiem plenery zimowe.

I wtedy narodził się pomysł, by produkcją „Nienasycenia” zajęła się firma Cezarego Pazury i Olafa Lubaszenko Sting Production sp. z o.o. Weronika Marczuk-Pazura, która jest prezesem firmy, podjęła się funkcji producenta filmu.

Początkowo nie wiedziałam, czy będę w stanie podołać temu zadaniu. Nabrałam wiary w siebie, gdy do projektu zapalił się mój mąż, któremu bezgranicznie ufam, i gdy Wiktor przekonał mnie, że ma świadomość ogromu materiału, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć, ale mimo to zrobi klarowny film. Wnet przekonałam się, że produkowanie „Nienasycenia” jest dla rzeczywiście wielkim wyzwaniem, ale i największą przyjemnością, jaka może spotkać producenta. Oczywiście łatwiej byłoby nakręcić film na współczesnych ulicach, z aktorami ubranymi w dzisiejsze kostiumy, przekazujący nam zawsze aktualne refleksje Witkacego. My zaś chcieliśmy zrobić nowoczesny film, odnoszący się do obecnej sytuacji, ale osadzony, jeśli chodzi o scenerię i oprawę plastyczną, w świecie bliższym tego, w którym żył Witkacy – mówi Weronika Marczuk-Pazura.

Gdy tylko Weronika Marczuk-Pazura i Cezary Pazura zainteresowali się scenariuszem „Nienasycenia” nie tylko od strony aktorskiej, ale również jako potencjalni producenci przyszłego filmu, impas dotyczący sfinansowania projektu został zażegnany, nastąpił przełom. Weronika swoją skutecznością i darem przekonywania sprawiła, że znaleźli się inwestorzy – wspomina Grodecki.

Udało nam się szybko z tym uporać, ponieważ koproducentów, nie licząc naszej firmy, było tylko dwóch: Telewizja Polsat oraz prywatna firma MIZT sp. z o.o. Adama i Iwony Kozłowskich. Za czwartego, honorowego koproducenta uznajemy czeską wytwórnię MIROFILM Miro Vostiara, która bardzo pomogła w realizacji zamierzenia. Koproducenci nam zaufali, naszym wsparciem był autorytet Cezarego – cieszy się Weronika Marczuk-Pazura. Ostatecznie więc do powstania „Nienasycenia” doszło w bardzo prosty sposób. Przyjechał z Los Angeles polski reżyser, przywiózł ze sobą projekt, w którym oboje z Czarkiem zakochaliśmy się i postanowiliśmy go zrealizować – podsumowuje wstępny etap producentka filmu.

Pozostało do rozwiązania nabycie praw autorskich do sfilmowania „Nienasycenia”. Nie było z tym większego problemu, gdyż Witkacy nie ma oficjalnych spadkobierców, a rozsiani po świecie potomkowie jego rodziny, którzy w większości odziedziczyli po nim uzdolnienia artystyczne, nie tylko wyrazili zgodę na ekranizację powieści „Nienasycenie”, ale oświadczuli również, że nigdy nie będą oczekiwać z tej racji jakiegokolwiek zadośćuczynienia finansowego. Zależy im bowiem na tym, by twórczość ich wielkiego przodka dotarła do jak najszerszego grona odbiorców.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Nienasycenie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy