"Nienasycenie": PRODUKCJA FILMU: LABORATORIUM
Realizacja filmu „Nienasycenia” przypominała działania Jerzego Grotowskiego w jego słynnym Teatrze Laboratorium. Nie rozpoczęła się wraz z pierwszym klapsem, ale miesiąc wcześniej. Ten czas był potrzebny na przeprowadzenie prób z aktorami. Podczas tych prób zerkanie na kartki z dialogami było nie do pomyślenia – mówi Weronika Marczuk-Pazura, odtwórczyni roli Persy. Każdy aktor znał na pamięć nie tylko własne kwestie dialogowe, ale i partnerów. Przed rozpoczęciem zdjęć mieliśmy cały film zagrany od początku do końca, dzięki czemu późniejsza praca na planie, przed kamerą, była już tylko przyjemnością. Z uwagi na próby i fakt, że film realizowany był poza granicami kraju, poszukiwaliśmy takich aktorów i współpracowników, którzy gotowi byli zrezygnować z wszystkich innych zajęć zawodowych i poświęcić się wyłącznie „Nienasyceniu” – dodaje Marczuk-Pazura, tym razem znów jako producentka całego przedsięwzięcia. Ponownie okazało się, że czuwa nad nami Witkacy, którego fotograficzny autoportret powiększyliśmy do dużych rozmiarów, powieliliśmy w wielu egzemplarzach i powiesiliśmy na korytarzach studia oraz w garderobach – mówi Wiktor Grodecki. Nie było bowiem łatwo znaleźć aktorów gotowych pracować na naszych warunkach: ktoś nie mógł, ktoś inny nie chciał itd. Ale w końcu wyszło na to, że obsada, którą udało nam się skompletować, jest najlepszą obsadą filmu będącego ekranizacją utworu Witkacego, jaką można sobie wyobrazić.
Dyspozycyjność aktorów i realizatorów pomagała im także zżyć się z filmem, z jego bohaterami, wchłonąć ducha ekranizowanej powieści, by duch ten mógł potem emanować z ekranu. Temu celowi służyło właśnie Laboratorium, którego nikt nie opuszczał nawet wtedy, gdy miał dwu-trzydniową przerwę w zdjęciach. Chodziło o to, by nie wypaść z „transu”.
W Wilnie Weronika Marczuk-Pazura, obserwując z obu stron kamery pracę Wiktora Grodeckiego, doceniła jego kunszt. Wiktor jest bardzo wymagający – spostrzega producentka i aktorka w jednej osobie – przy czym wymaga nie tylko od innych, ale również od siebie, a najważniejsze, że wie, czego ma wymagać, bowiem jak przystało na ucznia Wojciecha Jerzego Hasa, któremu dedykujemy „Nienasycenie”, na długo przed rozpoczęciem zdjęć ma dokładne wyobrażenie swojego filmu i konsekwentnie je urzeczywistnia. Zwraca uwagę na najdrobniejsze detale, ale nie obarcza pracowników zadaniami, które może i lubi wykonywać osobiście. Toteż nawet ci, którzy początkowo są do niego ustosunkowani sceptycznie, bo nie pojmują, dlaczego wyciska z nich siódme poty, szybko zmieniają zdanie, widząc, że mają do czynienia z twórcą, który dokładnie wie, do jakiego celu zmierza. Wiktor to profesjonalista w każdym calu, mogę tylko życzyć innym producentom styczności z takimi reżyserami jak on. Moja opinia dotyczy realizacji nie tylko „Nienasycenia”, które jest ukochanym „dzieckiem” Wiktora Grodeckiego, ale również powstającego obecnie dla Polsatu serialu „Czego się boją faceci, czyli seks w mniejszym mieście”. Tu również Wiktor, choć nie jest już tak bardzo emocjonalnie związany z projektem, angażuje się całym sercem w to, co robi i sprawdza się jako reżyser znakomicie.