"Nienasycenie": PRODUKCJA FILMU: AKTORZY I ICH ROLE
Wiktor Grodecki od początku planował „Nienasycenie” jako film polski, z dialogami mówionymi w języku polskim, a co za tym idzie, granym przez polskich aktorów. (Realizacja zdjęć w Wilnie skłoniła później reżysera do obsadzenia w epizodycznych rolach również aktorów litewskich).
W roli kwatermistrza Kocmołuchowicza, komendanta wojsk polskich, który mianując Zypcia swoim adiutantem, prowadzi armię na wojnę z nacierającymi Chińczykami, Grodecki zawsze widział Cezarego Pazurę. Początkowo sądziłem, że Czarek zagra tylko tę jedną postać – mówi reżyser. Ale obejrzawszy kilka filmów z jego udziałem, lepszych i gorszych, przekonałem się, że on zawsze jest na ekranie niezwykły. Dysponując tak utalentowanym aktorem, nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby widzowie oglądali go jedynie przez pół filmu. Zaproponowałem mu, aby zagrał również Tengiera. Natomiast on sam podsunął pomysł wcielenia się także w ojca Zypcia, co było logiczną konsekwencją tamtych dwóch decyzji obsadowych. Skoro miał być przed kamerą Tengierem i Kocmołuchowiczem – jakby duchami ojca Zypcia, przed którym Zypcio całe życie uciekał, ale zarazem go w nich poszukiwał – niech będzie i samym ojcem. Chcę podkreślić, że taką współpracę, jaka ułożyła się pomiędzy mną a Cezarym Pazurą reżyser może sobie tylko wymarzyć. Czarek jest autentycznie inspirującym partnerem, który stojąc przed kamerą potrafi wyobrazić sobie samego siebie również po drugiej stronie kamery i obdarzając reżysera zaufaniem, jednocześnie w sposób twórczy go kontroluje. Pracując z Czarkiem przy „Nienasyceniu” miałem jako reżyser równie duże poczucie bezpieczeństwa, jakie – mam nadzieję – Czarek miał pracując ze mną jako aktor.
Cezary Pazura, jeden z czołowych polskich aktorów, wielokrotny zwycięzca w rankingach popularności, znany z tak głośnych filmów jak „Psy” Władysława Pasikowskiego, „Kiler” Juliusza Machulskiego, „Trzy kolory: Biały” Krzysztofa Kieślowskiego czy „Wielki Tydzień” Andrzeja Wajdy, w pewnym sensie Witkacemu zawdzięcza wybór drogi życiowej. Gdy miał osiemnaście lat, przyjechał do Warszawy z wycieczką szkolną na dwutygodniowe ferie zimowe. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem sztukę teatralną wystawioną na zawodowej scenie, to byli „Szewcy” Witkacego. Wywarła na mnie duże wrażenie, potem już do końca ferii raz albo dwa razy dziennie chodziliśmy do teatru. Postanowiłem wówczas, że zostanę aktorem – wspomina.
Dziś Cezary Pazura mówi, że nie pamięta, aby kiedykolwiek przedtem w swojej karierze był od początku tak zapalony do projektu, jak po przeczytaniu scenariusza „Nienasycenia”. To nie przypadek, że zagrałem trzy role – mówi aktor. Początkowo miałem być tylko Kocmołuchowiczem, ale po rozmowach ze mną Wiktor Grodecki doszedł do wniosku, że powinienem zagrać również Tengiera. Zapytałem, dlaczego. Wyjaśnił, że „Nienasycenie” Witkacego zawiera przecież duży ładunek metafizyki, widoczny m.in. w odniesieniach do „Hamleta” Szekspira, które zachęcają do „otwierania” tej powieści kluczem psychoanalitycznym. Rzecz w tym, że gdy umiera ojciec Zypcia, inni mężczyźni, którzy mają wpływ na dalsze losy młodego chłopca – Tengier i Kocmołuchowicz – są, jak u Szekspira, „duchami” jego ojca. Umierający rodzic grozi Zypciowi, że po śmierci nim jeszcze „przetrząchnie”. Przeniósłszy się na tamten świat, wciela się kolejno w Tengiera i Kocmołuchowicza, którzy spełniają groźbę zmarłego. Stąd wziął się pomysł, żeby te trzy role zagrał jeden aktor. Pomysł dobrze służący uwierzytelnieniu na ekranie uniwersalnej, ponadczasowej, a więc również współczesnej warstwy powieści Witkacego. Wiadomo bowiem, że osobowość człowieka w dzieciństwie i wczesnej młodości kształtują rodzice. Później zazwyczaj się od nich dystansujemy, poszukujemy własnej drogi. Ale sam znam ludzi, którzy w dorosłym życiu wciąż nie potrafią wyzwolić się spod wpływu rodziców, np. wybierają sobie współmałżonków zbliżonych charakterem do ojca czy matki.
Wracając do „Nienasycenia” Cezary Pazura podkreśla, że rola ojca jest epizodyczna, zaś pozostałe dwie są dużymi rolami.. Tengier i Kocmołuchowicz to postaci zupełnie różne nie tylko pod względem fizycznym ( tu ukłony w stronę naszej charakteryzatorki, Liliany Gałązki), ale i psychicznym – wyjaśnia aktor. Kocmołuchowicz jest człowiekiem bezwzględnym i władczym, Tengier – subtelnym i wrażliwym. W naszym wileńskim Laboratorium oswajaliśmy się z kreowanymi postaciami już na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Potem przed kamerą jedyna trudność polegała na tym, by tak zagrać nasze role, aby widz, nawet jeśli obejrzy film tylko raz, zrozumiał emocje, przeżycia i niełatwe przecież wypowiedzi bohaterów, nad którymi my pracowaliśmy od miesiąca. Jeśli udało się nam tego dokonać, duża w tym zasługa Wiktora Grodeckiego, który wiedział dokładnie, jak każda postać powinna wyglądać, reagować, co i w jaki sposób ma mówić. Ta jego pewność pobudzała aktorów do dawania z siebie wszystkiego. Współpraca z Wiktorem była dla mnie fenomenalnym doświadczeniem. Nie miała nic wspólnego z rutynowym wejściem aktora na plan, powiedzeniem swojego tekstu i pójściem do domu albo do kasy po pieniądze. Wiktor wprowadził zespół aktorski w rozedrganie, rodzaj transu, żądał całkowitego utożsamienia się z odtwarzanymi postaciami. Ułatwił mi to harmonogram zdjęć, ułożony w sposób pozwalający mi grać moje trzy role kolejno, dzięki czemu w danym czasie mogłem skoncentrować się tylko na jednej. Takie rozwiązanie było podyktowane również względami charakteryzatorskimi: jako szalony artysta Tengier noszę długie włosy, a gdy jestem na ekranie wodzem Kocmołuchowiczem, mam ogoloną głowę.
Księżnę Irinę Wsiewołodowną, która wprowadza niewinnego Zypcia w świat erotycznych rozkoszy i perwersji, gra Katarzyna Gniewkowska. Krakowska aktorka odniosła wielki sukces w roli Jadwigi Chrząstkowskiej w zrealizowanej przez Zbigniewa Kuźmińskiego, cieszącej się wielkim powodzeniem ekranizacji powieści Marii Rodziewiczówny „Między ustami a brzegiem pucharu”.
Kasia była od początku najpoważniejszą kandydatką do roli Iriny Wsiewołodownej, o którą starało się kilka wybitnych aktorek – relacjonuje Weronika Marczuk-Pazura. Jej aktorskie emploi odpowiadało nam najbardziej, ponadto zdążyła się już oswoić z tą postacią, kreując ją na scenie w „Szewcach” Witkacego, w inscenizacji Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze w Krakowie, i jako jedyna spośród wszystkich kandydatek mogła w czasie prób i zdjęć do „Nienasycenia” poświęcić się wyłącznie pracy w tym filmie.
Wiktor Grodecki zobaczył Katarzynę Gniewkowską po raz pierwszy w roli Gruszy w „Braciach Karamazow”. Sam spektakl wzbudził we mnie mieszane uczucia, ale Gniewkowska grała rewelacyjnie, sceny z Gruszą był genialne: bardzo prawdziwe, głęboko ludzkie – wspomina reżyser. Po roku dowiedziałem się, że właśnie za tę kreację aktorka otrzymała nagrodę imienia Aleksandra Zelwerowicza. Postanowiłem nawiązać z nią kontakt i współpracę. Zagrała Panią Robinson w mojej inscenizacji „Absolwenta” w krakowskim Teatrze Bagatela. Obserwując jej grę w roli kobiety uwodzącej młodego tytułowego bohatera, zrozumiałem, że Gniewkowska to księżna Irina Wsiewołodowna z „Nienasycenia”, która przecież podobnie postępuje z Zypciem.
Katarzyna Gniewkowska, choć grała Irinę Wsiewołodownę w teatrze, po przeczytaniu w 2001 roku scenariusza filmu „Nienasycenie” nie sądziła, że może znaleźć w sobie choć odrobinę pokrewieństwa z tą szczególnie interesującą postacią. Do tej pory obsadzano mnie w rolach delikatnych ciepłych kobiet – mówi aktorka. Jeśli chodzi o Wsiewołodowną, w teatralnej inscenizacji „Szewców” profesor Jarocki położył nacisk na interesująco przetransponowaną historię tytułowych bohaterów, więc rola księżnej została zminimalizowana. Trudno było ją w pełni rozwinąć i nadać jej kształt zasugerowany przez Witkacego. Ale kino ma nieporównywalnie większe możliwości niż teatr, toteż te dwa etapy budowania przeze mnie tej samej postaci – teatralny i filmowy – spowodowały, że w końcu stała mi się bliska. Rozczytywałam się we wspomnieniach i biografii Ireny Solskiej, która była pierwowzorem księżnej. Chciałam poznać tajniki kobiecości wielkiej damy polskiego teatru będącej natchnieniem dla znakomitych artystów, przede wszystkim dla Witkacego, który w swoich narkotyczno-alkoholowych, oszalałych wizjach zmienił ją w rudego potwora. Mam nadzieję, że „wariat z Krupówek” byłby zadowolony z rezultatu, jaki osiągnęłam.
Katarzyna Gniewkowska poznała Wiktora Grodeckiego w 2000 roku podczas pracy nad „Absolwentem”. Zobaczyłam w nim znakomitego artystę z wielką charyzmą, wspaniałego człowieka oddanego sztuce i wielkiego miłośnika aktorów – wspomina. Ten rzadki u reżyserów splot zalet sprawił, że później również „Nienasyceniu” poświęciłam się z całkowitym oddaniem, zaufaniem i radością. Szczególną satysfakcję sprawiła mi praca nad tekstem, który w miarę czytania i analizy odkrywał przed nami coraz bardziej fascynujące przemyślenia Witkacego sprzed siedemdziesięciu lat, prowokujące swoją aktualnością do wypowiedzenia ich dzisiaj głośno przed kamerą. Szczególnie mocno utkwiła mi w pamięci jedna z kwestii Tengiera: „Być garbatym Polakiem to wielki pech, ale być artystą w Polsce to już pech najwyższy”.
Podczas realizacji „Nienasycenia” po raz pierwszy miałam okazję współpracować na planie filmowym z Czarkiem Pazurą. Zaimponował mi ogromną pracowitością, wnikliwością analizy, sprawnością zawodową i dużą wrażliwością. Jako osoba zaangażowana w produkcję filmu zorganizował wspólnie ze swoją żoną Weroniką fantastyczny zespół ludzi tworzących ten olbrzymi film. Litewscy artyści, począwszy od operatora Victorasa Radzeviciusa, scenografa Galiusa Kliciusa i kostiumologa Daivy Petrulyte, a skończywszy na technikach, poświęcili się „Nienasyceniu” prawie bez ograniczeń czasowych. Chociaż świat Witkacego był niejednokrotnie dla nich niezrozumiały, wręcz szokujący, wspólnie z nami rzucali się na największe inscenizacyjne szaleństwa. Dzięki Wiktorowi Grodeckiemu przeżyłam wielką ucztę dla duszy, nie mówiąc o ciele (cha cha!), słowem wspaniałą zawodową przygodę, o jakiej każdy aktor mógłby marzyć.
Drugą ważną postacią kobiecą w powieści i filmie „Nienasycenie” jest Persy – aktorka, kochanka Kocmołuchowicza i Zypcia. Do wykreowania na ekranie tej złożonej, zarazem delikatnej i silnej postaci, która – podobnie jak księżna – oddaje się erotycznym ekscesom, ale w przeciwieństwie do niej pozostaje osobą wewnętrznie czystą, udało się Wiktorowi Grodeckiemu nakłonić Weronikę Marczuk-Pazurę. Pochodząca z Kijowa, od dziesięciu lat mieszkająca w Polsce producentka „Nienasycenia” ma do twórczości Witkacego stosunek szczególny. Co tu kryć – mówi – na Ukrainie twórczość Witkacego nie jest lekturą obowiązkową. Po przyjeździe do Polski poprosiłam znajomych o wypisanie nazwisk autorów, których dzieła powinnam przeczytać, żeby móc mówić o znajomości polskiej literatury i kraju, w którym powstała. Pewien profesor i zarazem mój przyjaciel, z którego zdaniem bardzo się liczę, powiedział mi, że Polska ma trzech geniuszy i szczyci się nimi na cały świat: Mickiewicza, Gombrowicza i Witkacego. Ucząc się języka polskiego, starałam się przebrnąć przez utwory również ostatniego z autorów, których wymienił profesor. Sprawiało mi to dużą trudność, ale zaowocowało jak sądzę ciekawym odkryciem. Otóż przedtem Polska – ta, którą znałam z dzieł Mickiewicza, Słowackiego czy Sienkiewicza – wydawała mi się krajem ugrzecznionym i względnie łagodnym. Polska literatura też nie wzbudzała we mnie skojarzeń z szaleństwem, sądziłam, że bliżej do niego jest pisarstwu Dostojewskiego. Lektura sztuk i powieści Witkacego diametralnie zmieniła mój pogląd.
Weronika Marczuk-Pazura kładzie silny nacisk na uniwersalną wymowę powieści „Nienasycenie”. Weźmy choćby to planowanie Zypciowi przyszłości przez matkę, którą gra Ewa Decówna. To matka, gdy Zypcio zdał maturę i zmarł jego ojciec, posyła syna do księżnej Wsiewołodownej, pilnuje, by podtrzymywał więź z tą kobietą, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób przywodzi chłopca do szaleństwa. Iluż rodziców i dzisiaj nie chce zrozumieć, że ich dzieci są już dorosłymi ludźmi i mają prawo dokonywania własnych życiowych wyborów.
W „Nienasyceniu” Wiykacy pokazał ponadto – kontynuuje Weronika Marczuk-Pazura – z jaką łatwością narody ulegają obcym wpływom politycznym, religijnym i obyczajowym. Pisarz posłużył się metaforą rewolucji komunistycznej ukrytej pod postacią inwazji Chińczyków. A dziś istnieje realna obawa, że Chińczycy kiedyś podbiją świat. Tymczasem zaś bezkrytycznie przyjmujemy wzory amerykańskie.
Uderzająca jest również aktualność warstwy politycznej powieści Witkacego. W pewnym momencie jedna z postaci mówi: „Państwo stało się nowotworem, przestało służyć społeczeństwu i zaczęło je zjadać ku uciesze ludzi żyjących majakami i odpryskami dawnej władzy”. Gdyby ktoś sformułował podobną myśl we współczesnej książce napisanej w obecnych czasach, nie byłoby w tym nic rewelacyjnego. Ale Witkacy umieścił akcję „Nienasycenia” w 1997 roku, pisząc tę powieść siedemdziesiąt lat wcześniej!
Weronika Marczuk-Pazura przechodzi do charakterystyki swojej bohaterki.
Persy, artystka ze Wschodu, jest wykształconą, uduchowioną osobą, dużo wie o świecie i życiu. Była mi bliska, bo sama też pochodzę ze Wschodu. Rozumiem tę kobietę. Księżna Wsiewołodowna, która rzekomo darzy Zypcia uczuciem, zamyka go w łazience i upokarza, kochając się z jego kuzynem i przyjacielem Toldziem. Persy też bawi się Zypciem, ale nie robi tego dla własnej przyjemności. Uczy go, że w miłości potrzebna jest iskra szaleństwa, która tli się w jej związku z Kocmołuchowiczem. Zypciowi nie daje szansy, więc go nie oszukuje, postępuje z nim bardziej uczciwie niż księżna. W finale, gdy już tylko nieliczni nie poddali się chińskiej okupacji, Persy towarzyszy Kocmołuchowiczowi w drodze na śmierć, przypieczętowując łączące ją z nim uczucie. Tak więc mimo iż jest kobietą lekkich obyczajów, bo zadaje się z wieloma mężczyznami, pod względem etycznym nie można jej nic zarzucić. W tym kryje się przewrotność pisarstwa Witkacego i powracamy do uniwersalnego sensu „Nienasycenia” – analizuje Weronika Marczuk-Pazura. Witkacy chce nam powiedzieć: nie sądźcie po pozorach, gdyż czasem „normalna”, zalotna miłość, jaka rodzi się między Persy a Zypciem, szybko umiera, a miłość szalona, „amoralna”, podtrzymuje do końca związek dwóch dusz, w tym wypadku Persy i Kocmołuchowicza.
Największym problemem podczas kompletowania obsady „Nienasycenia” okazało się znalezienie odtwórcy głównej roli – Zypcia. Trwało pół roku. Już myśleliśmy, że go nigdy nie znajdziemy – śmieje się dziś Wiktor Grodecki. Reżyser mówił nam: wytężcie pamięć, odszukajcie w niej młodego, zdolnego aktora, któremu chce się pracować – wspomina Weronika Marczuk-Pazura. I wtedy przypomniałam sobie, że kilka lat temu poznałam na imprezie u przyjaciół młodego człowieka. Pamiętałam tylko, że na imię miał Michał i bardzo mi zaimponował szczerą pasją, z jaką mówił, że nie wie, dlaczego musi zostać aktorem, ale wie że musi, po prostu tak czuje. To mnie do niego przekonało. Pomyślałam sobie, że byłby idealnym Zypciem. Ba! Ale jak go znaleźć. Zajęło mi to kilka dni, ale w końcu udało mi się zaprosić Michała Lewandowskiego, bo tak nazywał się „poszukiwany”, na casting do Łodzi. Okazało się, że nie studiuje w żadnej szkole aktorskiej, gra w teatrze amatorskim i aktorstwo nadal jest jego wielką pasją. Na castingu o rolę Zypcia ubiegało się wraz z Michałem kilkudziesięciu kandydatów. Wszyscy mówili ten sam tekst. Gdy wypowiedział go przed kamerą Michał, konkurenci i ekipa nagrodzili go brawami, a uszczęśliwiony reżyser powiedział „Mamy Zypcia!”.
Michał Lewandowski też dobrze wspomina tamte i późniejsze chwile. Gościłem akurat w Łodzi z teatrem Stajnia Pegaza, w którym na co dzień występuję. Był początek zimy i nic nie zapowiadało, że będzie to najpiękniejsza zima w moim życiu. A stało się tak dlatego, że poszedłem na casting, po którym zostałem obsadzony w roli Zypcia. Po kilku dniach znalazłem się za granicą, w innym świecie, wśród ludzi, których znałem jedynie z ekranu. Trudno było pokonać olbrzymi stres, ale próby pomogły mi zżyć się z rolą i wspaniałymi partnerami. W próbach ze mną uczestniczyli głównie Wiktor Grodecki i Cezary Pazura, chylę przed nimi czoło, bo bez nich nie byłoby mojego Zypcia. Zaufali mi, stali się moimi
nauczycielami, zawsze mogłem na nich liczyć. To samo mogę powiedzieć o Katarzynie Gniewkowskiej, Leonie Niemczyku, Wojciechu Maljkacie, Arkadiuszu Jakubiku oraz o wszystkich pozostałych aktorach i realizatorach uczestniczących w tym wielkim przedsięwzięciu. Nie mogę pominąć Weroniki Marczuk-Pazury, która nie tylko wyprodukowała „Nienasycenie”, ale w dodatku zagrała bardzo ważną w życiu Zypcia postać Persy.
Zypcio, co widać na ekranie, miał ciężki żywot, zatem i rola nie była dla mnie łatwa, zwłaszcza sceny, w których grałem w stroju Adama. Ale nie tylko te – były też trudne do zagrania relacje emocjonalne, np. między Zypciem a Tengierem. Nie chcę ich tu analizować, wnikać w nie zbyt głęboko – film, dzięki wspaniałej grze moich wybitnych partnerów i klimatowi, który „namalował” kamerą Wiktor Grodecki, zrobi to za mnie lepiej.
Nigdy nie zapomnę współpracy z Wiktorem. Dzięki niemu poznałem magię kina. Jeszcze jednej osobie, bez której ten film by nie powstał, należą się gorące podziękowania. Jest nią Witkacy. Czuję się zaszczycony, że mogłem grać w ekranizacji jego wspaniałej powieści „Nienasyceni”.