"Nazwij to snem": PRASA O FILMIE
Prasa brytyjska i międzynarodowa przyjęła debiut Lynne Ramsay bardzo dobrze, można nawet powiedzieć, że entuzjastycznie. Zgodnie uznano, iż jest to jeden z najlepszych debiutów brytyjskich ostatnich lat. Niektórzy krytycy od razu obwieścili pojawienie się wraz z filmem Nazwij to snem prawdopodobnie nowej, ożywczej fali w kinie brytyjskim, a w każdym razie nowego powodu do dumy z kina brytyjskiego („The Guardian”). Może to za daleko idące wnioski, gdyż należałoby poczekać na następne filmy tej reżyserki, choć w pewnym sensie usprawiedliwiają optymizm sukcesy poprzednich filmów krótkich młodej Szkotki, uhono-rowane dwukrotnie najwyższymi w swojej kategorii nagrodami na festiwalach w Cannes w 1996 i 1998 r. (a to nie wyczerpuje listy nagród przyznanych krótkometrażówkom Ramsay).
Krytyk „The Daily Telegraph”, Andrew O’Hagan uznał „Nazwij to snem” za film roku („This is my film of the year”, 12 XI 1999), podobnie Trevor Johnston z Time Out (3/10 XI 1999), zaś Wendy Ide z „Daze & Confused” (XII 1999) – za jeden z najlepszych debiutów fabularnych dekady. Podobnego zdania byli jurorzy Brytyjskiej Akademii Sztuki Filmowej i Telewizyjnej przyznając Lynne Ramsay nagrodę dla najlepszego debiutu brytyjskiego roku (BAFTA 2000) oraz British Independent Film Award 2000 (nagroda im. Douglasa Hickoxa dla najlepszego reżysera debiutanta). To najważniejsze brytyjskie nagrody filmowe.
„’Nazwij to snem’ jest niewesołym obrazem dzieciństwa – przepełnionego poczuciem sa-motności (...) To także (po prostu) piękny film. (...) 30-letnia Ramsay opowiedziała cudowną, bardzo osobistą historię, mocno zakorzenioną w konkretnym czasie i miejscu, ale i nie pozbawioną poezji i wymowy uniwersalnej”.
(„The Independent”, 12 XI 1999).
„To olśniewający poemat dotykający spraw ostatecznych, hiperrealistyczny w oddaniu walorów światła, cienia i kształtów świata przedstawionego, nie pozbawiony słodyczy i humoru, odsłaniający wymiar szlachetnego człowieczeństwa”.
(Peter Bradhaw, „The Guardian”, 12 XI 1999).
„Nazwij to snem jest przepełnione wizualnym liryzmem i ciepłem”.
(„Dazed & Confused”, XII 1999).
„My, młode pokolenie szkockich reżyserów i pisarzy pragniemy odnaleźć swój właściwy styl, który pozwoli nam pozostać jednocześnie twórcami narodowymi i międzynarodowymi (...). Powieści, które piszemy i filmy, jakie kręcimy stanowią część tego niesentymentalnego procesu samouświadomienia (....). Lynne Ramsay i ja jesteśmy rówieśnikami, pochodzimy też z tego samego miasta. I może dlatego odnajduję elementy w jej debiutanckim Nazwij to snem, które mają dla mnie moc telepatyczną. (...) Kocham ten film bardziej, niż chciałbym się do tego przyznać” – pisał Andrew O’Hagan w „The Daily Telegraph” (12 XI 1999), podkreślając, być może niełatwy do zauważenia w pierwszej chwili fakt, że mamy do czynienia z wybitnym przykładem filmu szkockiego – fragmentem nieznanej kultury, która od lat stara się wywalczyć swoją niezależność wobec terroru kultury angielskiej, stanowiącej dla wielu synonim kultury brytyjskiej w ogóle. O’Hagan przypomina, że nie bez kozery film Ramsay wyświetlany jest z napisami angielskimi.
Sama autorka obawia się jednak, że może zostać zamknięta w zbyt ciasnej klatce klasyfikacji. W wywiadzie dla prestiżowego angielskiego „Sight and Sound” (nr 10, 1999) mówiła: „Nie chcę stać się osobą postrzeganą jako ta, która robi filmy o obskurnym Glasgow, nie chcę być nazywana następnym szkockim reżyserem, ani następną kobietą reżyserem”.
I jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę przy okazji „Nazwij to snem”, aspekt finansowy. Prasa brytyjska zwróciła uwagę, że znaczna część budżetu filmu debiutantki Lynne Ramsay, zamykającego się w całości w kwocie 2 milionów funtów, pochodziła z funduszy Loterii Narodowej, która stanowi ważne ogniwo w państwowym systemie wspierania produkcji filmowej. Loteria, za pośrednictwem Arts Council przekazała angielsko-francuskiej firmie Pathé aż 615 tysięcy funtów na produkcję. Dziennikarz „Evening Standard” (11 XI 1999) pytał więc w związku z tym, czy warto było przeznaczyć aż tyle publicznych pieniędzy na film artystyczny, w dodatku tylko jeden, bez uwzględnienia czynnika przyszłej jego oglądalności oraz nastawiając się głównie na sukcesy festiwalowe i nagrody. Na to zwracali uwagę także inni recenzenci, dopisując na zakończenie swoich pozytywnych zwykle recenzji – każdy, kto prawdziwie kocha kino, powinien zobaczyć ten film, jeśli tylko uda mu się natrafić na niego w jakimś kinie...
Wydaje się, że jest to problem nie tylko brytyjski, lecz generalny problem kina artystycznego na całym świecie. I od lat jest on, szczęśliwie, rozstrzygany przez niezależnych producentów, dystrybutorów i państwowe instytucje na korzyść ambitnych filmów i filmowców. Czynnik komercyjny czy też czynnik popularności mierzonej ilością sprzedanych biletów nie powinien być jedynym czynnikiem oceny czy też dopuszczenia do realizacji projektu filmowego. Nigel Andrews z „The Financial Times” (11 XI 1999) dość radykalnie rozstrzygnął kwestię za-sadności dotacji: „Mam świetny pomysł na wydawanie pieniędzy Narodowej Loterii. Odbierzcie je wszystkim innym i przekażcie Lynne Ramsay!”.