Reklama

"Nasza Ameryka": KRYZYS MAŁŻEŃSKI

"Wraz z nadejściem lata pojawił się upał i nowe dla nas słowo: wilgotność"

Sercem i duszą "Naszej Ameryki" są bohaterowie - świeżo przybyła czteroosobowa irlandzka rodzina oraz jej tajemniczy sąsiad, Mateo. Jim Sheridan od początku poszukiwał aktorów, którzy zagrają swe role z naturalną łatwością. Chciał, by postaci Johnny’ego, Sarah, Christy i Ariel zostały pokazane w taki sposób, jakby łączyły ich autentyczne więzy krwi. Szukał więc ludzi, którzy na planie filmowym zachowają się jak prawdziwa rodzina, która w obliczu głębokiego kryzysu wykazuje się humorem i ogromną siłową woli, choć cała sytuacja momentami ją przeraża. Sheridan chciał, by w miarę jak z nadejściem lata wzrasta temperatura w dusznych mieszkaniach czynszowej kamienicy, rosło napięcie emocjonalne.

Reklama

Doświadczenia teatralne sprawiły, że Sheridan z ogromną uwagą dobiera swoich aktorów.

"Jim jest znany ze swej bezcennej umiejętności wydobywania z aktorów tego, co w nich najlepsze", twierdzi producent Arthur Lappin i dodaje: "Być może tajemnica sukcesu kryje się w tym, że jako reżyser stwarza im odpowiednie możliwości, by mogli pokazać się od najlepszej strony. Nasza Ameryka ze świetnymi kreacjami Samanthy Morton i Paddy’ego Considine’a oraz dwóch niezwykłych dziewczynek tylko to potwierdza".

W roli Johnny’ego, młodego ojca, który pogrążony w żałobie po śmierci syna snuje się jak duch po Manhattanie, próbując odnaleźć w sobie człowieka, jakim dawniej był, Sheridan obsadził młodego brytyjskiego aktora Paddy’ego Considine’a. Mimo iż tworzył tę rolę z myślą o aktorze irlandzkim, postanowił powierzyć ją Anglikowi, gdyż zachwycił się kreacją Considine’a w filmie "A Room for Romeo Brass" (Pokój dla Romeo Brassa). Mało znany w Ameryce aktor szybko został obwołany "tajną bronią" brytyjskiej kinematografii i otrzymał następne ciekawe propozycje. Ostatnio wystąpił w dobrze przyjętym przez krytykę filmie "24 Hour Party People".

"Rola Johnny’ego nie należy do łatwych", przyznaje Sheridan. "Johnny nie jest bowiem typowym współczesnym bohaterem. W końcu to facet, który odsunął się od świata, stracił wrażliwość, chęć do zabawy i korzystania ze swej wyobraźni. Z drugiej strony to człowiek, który wie, że nie może sprawić zawodu swojej rodzinie, którą zwabił do Nowego Jorku obietnicami lepszego życia. Mimo wszystko wciąż tli się w nim pragnienie, by to lepsze życie odnaleźć. Paddy’emu udało się ciekawie pokazać ten dylemat na przestrzeni całego filmu i przekonać nas, że jedynym ratunkiem dla Johnny’ ego paradoksalnie nie jest działanie, lecz poszukiwanie głębszych wartości. Paddy Considine dowiódł, że jako aktor posiada olbrzymi potencjał emocjonalny oraz wspaniałe poczucie humoru".

Paddy Considine ucieszył się z możliwości współpracy z Jimem Sheridanem. "Jego filmy to przejmujące opowieści o ludzkich losach, co dla aktora jest sytuacją wymarzoną, daje mu bowiem możliwość sięgnięcia po wszystkie środki wyrazu", mówi. "Interesują mnie tylko te filmy, które nie pozwalają przejść obojętnie obok bohaterów, które skłaniają, by przejąć się ich losem. W Naszej Ameryce pokazano kawałek życia prawdziwych ludzi".

Considine szybko utożsamił się z wykreowaną przez Sheridana postacią Johnny’ego. "Już podczas lektury scenariusza czułem, że doskonale rozumiem tę postać", wspomina. "Co prawda nigdy nie straciłem dziecka, jednak doskonale rozumiem, co czuje człowiek tracący wiarę. Znam to. Zabawne, ale otrzymałem propozycję zagrania Johnny’ego w chwili, gdy jako aktor straciłem wiarę w sens tego, co robię. Wydawało mi się, że moje zawodowe działania są po prostu beznadziejne i to właśnie zbliżyło mnie do mojego bohatera. Praca nad rolą pomogła mi odbudować nadwątloną wiarę w siebie. O tym właśnie opowiada film Sheridana. Pokazuje, jak podnieść się z kolan, wrócić do pionu i odzyskać wiarę".

"To nie jest jeszcze jedna historia o tym, jak przetrwać w ciężkich warunkach", dodaje Considine, "lecz opowieść o ludziach, którzy dochodzą ze sobą do ładu, porządkują wzajemne relacje, by jako rodzina odnaleźć wreszcie swoją siłę. Wiadomo, jak jest w życiu: kiedy wydaje nam się, że gorzej już być nie może, los pokazuje nam, iż jesteśmy w błędzie, bo nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być tragicznie. Takie sytuacje zbliżają ludzi i ujawniają, często w zabawny sposób, ich prawdziwe oblicze".

Paddy Considine musiał popracować nad irlandzkim akcentem Jima Sheridana, jednak nigdy nie myślał o bliskich związkach swego bohatera z reżyserem filmu. "Już na początku Jim zapowiedział, żebym budując rolę nie sugerował się jego osobą. Johnny to nie ja - zaznaczył", wspomina aktor. "Zresztą i tak miałem już w głowie własną koncepcję tej postaci. Obydwaj Jimem tak dobrze rozpracowaliśmy Johnny’ego, że w czasie zdjęć zdarzało mi się zapominać o tym, że gram. Jim po mistrzowsku odrzuca wszystko, co drugorzędne i bezbłędnie dociera do tego, co stanowi duszę danej sceny".

W roli Sarah, dzielnej małżonki Johnny’ego, wystąpiła nominowana do Oskara Samantha Morton. Sheridanowi bardzo spodobał się emanująca spokojem kreacją, którą stworzyła u boku Seana Penna w "Sweet and Lowdown" Woody’ego Allena, i za którą otrzymała nominację do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej. "Samantha posiada niezwykły talent do przekazywania emocji", mówi reżyser, "potrafi dotrzeć do nieosiągalnej dla innych głębi, lub, jeśli trzeba, twardo stąpać po ziemi. Powierzyłem jej rolę Sarah, gdyż uważam ją za najlepszą aktorkę jej pokolenia".

Aktorka bardzo pozytywnie odebrała scenariusz, widząc w nim ważny głos w dyskusji o najważniejszych problemach człowieka. "Spodobało mi się, że film porusza tak ważne tematy, jak śmierć, wiara, przetrwanie i miłość", mówi Morton. "I choć są to zagadnienie największego kalibru, pokazuje je bez niepotrzebnego patosu. W filmie jest wiele zabawnych sytuacji, dzięki czemu oglądając go, widz znajduje zarówno powody do śmiechu, jak i do łez. Kiedy czytałam scenariusz, bardzo poruszyły mnie losy wszystkich bohaterów. Dlatego zdecydowałam się przyjąć tę rolę".

Sama będąc matką, łatwo wczuła się w sytuację swojej bohaterki; doskonale rozumiała jej rozterki oraz radość, z jaką obserwowała swoje dzieci, gdy te poznawały Amerykę. "Dla mnie Sarah jest kobietą, która rozumie, że za wszelką cenę musi utrzymać jedność rodziny i podchodzi do tego zadania z wielką powagą", mówi aktorka. "Doszłam do wniosku, że Sarah, która sprawia pozory osoby spokojnej i wewnętrznie poukładanej, w głębi serca nadal przeżywa żałobę po stracie syna i próbuje uporać ze swoim żalem. Jednocześnie musi na nowo porozumieć się ze swoim mężem Johnnym".

Morton przyznaje, iż duże znaczenie miał dla niej fakt, że scenariusz pokazuje związek dwojga ludzi w całej jego złożoności i kruchości. "Film bardzo realistycznie ukazuje relacje pomiędzy mężem i żoną, rodzicami i dziećmi. Nie ma w nim ani odrobiny fałszywej słodyczy. Nikt nie ma wątpliwości, że Sarah i Johnny jako para wiele w życiu przeszli. Kiedyś się kochali, a potem doszli do wniosku, że ich uczucie wygasło. W końcu jednak odkrywają, że ich miłość nadal żyje - Paddy i ja stanęliśmy przed trudnym zadaniem ukazania tych wszystkich emocjonalnych niuansów".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Nasza Ameryka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy