Reklama

"Naqoyqatsi": OBRAZ JAK MUZYKA. MUZYKA JAK OBRAZ

Od początku pracy nad trylogią "Qatsi" Godfrey Reggio uważał, że obrazy w jego filmach powinny płynąć niemal jak muzyka, że podział ekspresji między obraz a dźwięk powinien przebiegać po połowie. Właśnie dlatego przystępując do realizacji "Koyaanisqatsi" zwrócił się do jednego z najbardziej znanych amerykańskich kompozytorów muzyki współczesnej - Philipa Glassa. Jego rytmiczne i hipnotyzujące utwory wydawały się właściwym uzupełnieniem wizualnego stylu Reggio.

Dziś Glassa słusznie utożsamia się z całą serią "Qatsi", ale, jak przyznaje muzyk, po pierwszym spotkaniu z Reggio, jeszcze w latach 70., nie chciał dla niego pracować. „Zupełnie nie myślałem wtedy o sobie w kategoriach kompozytora muzyki filmowej” – mówi. „Unikałem Reggia, nie dawałem odpowiedzi, jednak on uparł się i nie ustępował.”

Reklama

Glass nie mógł oczywiście przewidzieć, że muzyka, którą napisze do ich pierwszego wspólnego filmu, "Koyaanisqatsi", stanie się jedną z najbardziej popularnych ścieżek dźwiękowych jego autorstwa. Dla kompozytora była to pierwsza przygoda z muzyką pisaną do filmu, która przekonała go do dalszego angażowania się w projekty filmowe. Glass zgromadził w swoim dorobku kilkadziesiąt znanych i nagradzanych kompozycji. Pisząc muzykę do "Naqoyqatsi" stworzył coś zdecydowanie nowego, chyba nigdy przedtem w jego muzyce nie było tyle melodyjności i mocy brzmienia orkiestry.

Zaczęło się od długich rozmów Glassa i Reggio o pomyśle nakręcenia "Naqoyqatsi", które trwały co najmniej dziesięć lat. Artyści dyskutowali o tym, jaki rodzaj brzmień będzie najlepiej odpowiadał zgromadzonym przez Reggia obrazom. Gdy reżyser rozpoczął montaż, również Glass wziął się ostro do pracy. „Wszystko to od tak dawna zbierało się we mnie, że gdy w końcu zabrałem się do roboty, pisanie poszło bardzo szybko. Utwory kończyłem jeden za drugim.”

Glass od początku zakładał, że ta muzyka będzie zupełnie inna niż kompozycje do "Koyaanisqatsi" i "Powaqqatsi". „Język wizualny tego filmu stanowi radykalne odejście od tego, co widzieliśmy w poprzednich częściach trylogii” – mówi Glass. „Praca z obrazami generowanymi cyfrowo zmienia charakter całości, bo są to widoki nieistniejące w świecie rzeczywistym. Świat Naqoyqatsi jest sztuczny, powstały w wyobraźni, stworzony przy użyciu techniki, dopracowany”.

Glass ma nadzieję, że muzyka do filmu może stać się swego rodzaju przewodnikiem, naprowadzającym publiczność na to, z jakim nastawieniem powinien odbierać dziwne obrazy serwowane przez Reggio. Komentuje: „Godfrey i ja zgadzaliśmy się od początku, że najtrafniejszym muzycznym dopełnieniem obrazu będą utwory o dość tradycyjnym, orkiestrowym brzmieniu. Ponieważ warstwa wizualna jest tak oderwana od znajomej i oswojonej rzeczywistości, zdezorientowany widz musi mieć coś, czego mógłby się chwycić, co dawałoby mu poczucie pewności. Orkiestra zapewnia mu wejście w ten świat. Obawiałem się, że gdyby dźwięki były trudne i abstrakcyjne, ludzie mogliby nie nawiązać kontaktu z dziełem. Dlatego zdecydowałem się na akustyczne, symfoniczne kompozycje, które może wykonać prawdziwa orkiestrą”.

Glass i Reggio podjęli jeszcze jedną ważną decyzję: o uprzywilejowaniu jednego instrumentu, którego wyodrębniony, pełen uczucia głos ma przemawiać, przewijać się przez cały czas trwania filmu. Wybór padł na wiolonczelę.

Glass napisał muzykę jeszcze przed zaangażowaniem do projektu chińskiego wiolonczelisty Yo-Yo Ma. Kompozytor wspomina: „Kiedy przedstawiłem napisaną już ścieżkę, Yo-Yo powiedział: O, napisałeś to dla mnie! Dla niego było to oczywiste, a i mi spodobał się ten pomysł. W jednej chwili moja muzyka stała się jego muzyką. Byliśmy zgodni co do tego, że wiolonczela nie może dominować i spychać orkiestrę do na dalszy plan. Powinna być wpleciona w całość, jako stale obecny głos, jednoczący całość. Yo-Yo już się o to postarał.”

Poza klasycznymi instrumentami orkiestry symfonicznej Glass wykorzystał kilka egzotycznych instrumentów typowych dla muzyki folkloru różnych stron świata, wzbogacając brzmienie o niespotykane akcenty Pojawia się australijskie didgeridoo, dające tajemniczy, wietrzny poświst, a także żydowska harfa.

Glass zakończył kompozycję lirycznym fragmentem, który uspokaja napięcia. „Godfrey od początku podkreślał, że pomysł polega na tym, by to wszystko nie było w rzeczywistym odbiorze tak ponure, jak może się z pozoru wydawać. Co do muzycznego finału, to był mój problem, by napisać coś, co odbiega nastrojem od wszystkich wcześniejszych przeżyć, wpuszcza światło, otwiera drzwi, o których istnieniu nawet nie wiedzieliśmy.”

Trzeba pamiętać, że Reggio mimo wszystko wyznaje (zaskakujące w świetle jego wypowiedzi) optymizm i nadzieję co do przyszłości człowieka. Finałowy akt "Naqoyqatsi" został określony w jego scenariuszu jako „zaskakująca nadzieja”. Reżyser wyjaśnia: „Dla mnie wyrazem nadziei zawartej w Naqoyqatsi jest na przykład to, że mogliśmy skorzystać z naszej wolności i zrealizować to dzieło - komentarz do rzeczy, które w moim przekonaniu mówią o przejściu od naszej pierwotnej kondycji ludzkiej do tego, co nazywam niewiadomą. Znaleźliśmy się na etapie przyśpieszenia życia, które powoduje całkowite unicestwienie wielu form i przejawów ludzkości. A jednak moja egzystencja wypełniona jest nadzieją. Nie widzę w tym sprzeczności. Nie powinniśmy odrzucać rzeczy, które z pozoru wydają się sprzeczne. Nie wierzę w podział na czarne i białe, dobro i zło.”

Ostatecznie każdy, kto miał do czynienia z projektem "Naqoyqatsi" zgadza się, że jest to dzieło, którego należy doświadczyć, nie zaś opisywać. Joe Beirne podsumował to następująco: „Jako przeżycie kinowe jest to coś jedynego w swoim rodzaju, w kategoriach emocji wymaga od widza więcej, niż czysto wzrokowego doznania, wymusza aktywne zaangażowanie. Film nie prowadzi w żadnym określonym kierunku, stawia widza na rozstaju dróg - sam musi zdecydować, w którą stronę iść.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Naqoyqatsi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy