Reklama

"Na własną rękę": ARNOLD - STRAŻAK

Po dwóch miesiącach ciężkiej pracy w Meksyku znużeni aktorzy i reszta ekipy powrócili do Miasta Aniołów. Pozostały jeszcze do nakręcenia niektóre sceny kluczowe, między innymi otwierająca film sekwencja pożaru kamienicy, kiedy po raz pierwszy Gordy pojawia się na ekranie, scena eksplozji w kolumbijskim konsulacie i kilka ujęć z udziałem kaskaderów. Na własną rękę zaczyna się spektakularną sceną pożaru zawierającą pieczołowicie zrealizowane ujęcia walki z ogniem i zawalania się budynku. Dla bezpieczeństwa aktorów i zachowania autentyzmu sytuacji, twórcy filmu zwrócili się do kapitana Stephena Rudy ze Straży Pożarnej Los Angeles, który został technicznym ekspertem. Jednym z pierwszych jego zadań było nauczenie Schwarzeneggera i pozostałych aktorów podstaw strategii i taktyki stosowanych przy zwalczaniu pożarów, a także prawidłowego obchodzenia się ze sprzętem.

Reklama

Zaprezentował im rożne techniki, jakich używają strażacy przy wkraczaniu do palących się budynków. Do jego obowiązków należało również dopilnowanie, żeby uniformy i sprzęt, których używali aktorzy były w największym stopniu realistyczne.

Ruda współpracował również z autorami scenariusza tłumacząc zasady komunikowania i zachowywania się strażaków w sytuacjach kryzysowych. Niektóre szczegóły, które są dla zawodowych strażaków oczywiste, musiały być dokładnie wyjaśnione, jak choćby fakt, że strażacy w miejscu pożaru, z powodu wysokiej temperatury, nigdy nie poruszają się wyprostowani, a raczej w pozycji pochylonej, blisko ziemi. Przede wszystkim Ruda podkreślał, że strażacy zwykle nie zważają na własne bezpieczeństwo stawiając sobie za cel bezpieczeństwo innych. Schwarzenegger był pod wrażeniem zarówno umysłowych jak i fizycznych wymagań, które stawiała przed nim ta rola. – Mając na sobie uniform i prawie 50 kg sprzętu – pasy, pojemnik z tlenem, maskę i całą resztę, łatwo zauważyć, że strażacy muszą być w doskonałej formie fizycznej, choćby tylko po to, by móc się normalnie poruszać, a także biegać w górę i na dół po schodach. W filmie zdarzało mi się przechodzić przez ogień, co było w miarę bezpieczne, ponieważ temperatura powietrza była pod kontrolą. Musiałem jednak pamiętać, jak silny trzeba mieć charakter i wytrzymałość fizyczną, żeby dokonywać takich rzeczy w rzeczywistości, w sytuacjach wymykających się spod kontroli. W zamian kapitan Ruda chwalił aktora za jego zaangażowanie w autentyzm roli. - Arnold był bardzo otwarty, uważnie słuchał i uczył się wszystkiego, co było niezbędne do stworzenia wiarygodnej postaci – mówi – Myślę, że strażacy będą dumni z jego kreacji.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Na własną rękę
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy