Reklama

"Mustang z Dzikiej Doliny": ŚWIAT OCZAMI MUSTANGA

Pierwszym poważnym zadaniem w trakcie kręcenia filmu była kwestia tytułu - "Mustang z Dzikiej Doliny", gdzie mustang oznacza, naturalnie, z racji swojej definicji konia.

"Konie są jednymi z najbardziej podziwianych, kochanych i pięknych stworzeń na naszej planecie", twierdzi Katzenberg. "Myślę, że stąd też bierze się swoista łączność między przedstawicielami tego gatunku a człowiekiem, którą datuje się na tysiące lat przed naszą erą. Z tych właśnie powodów uznałem, że pomysł nakręcenia opowieści animowanej o koniach jest sprawą fascynującą, chociaż z drugiej strony dochodzą do tego wszystkie trudności związane z przełożeniem elemetów zwierzęcych na animację. Nie ma przecież zwierzęcia, które byłoby równie trudne do uchwycenia w tej formie twórczości."

Reklama

Wyróżnia się kilka elementów, które 'trzymają' konie z dala od deski rysunkowej twórców filmów animowanych. Po pierwsze jest to długi i mało elastyczny grzbiet, po drugie bardzo wyraźnie określona muskulatura, widoczna w każdym, najmniejszym nawet ruchu, jak również różne rodzaje chodu konia. Ich głowy to jeszcze jedno z wyzwań - podłużny pysk, oczy osadzone wysoko i szeroko rozstawione, pysk osadzony w stosunku do reszty nisko. Katzenberg zdawał sobie sprawę, że kiedy wypowiedział tylko przed ekipą animatorów jedno słowo - konie, miało to wymowę rzucenia przed nimi rękawicy. Wytrawny producent wiedział jednak, kto pierwszy zechce ją podnieść.

"Gdybyśmy mieli wymienić największych animatorów naszych czasów, to niewątpliwie na liście tej znalazłoby się nazwisko Jamesa Baxtera", stwierdza z przekonaniem Katzenberg. "Zwróciłem się do niego z tymi słowy: 'James, mam dla ciebie ambitne zadanie'. I to już wystarczyło. Od samego początku James bardzo entuzjastycznie odniósł się do naszego przedsięwzięcia. To on w pewnym sensie stał się orędownikiem sprawy "Spirita" wśród innych animatorów. Razem, i pod przywództwem Baxtera, grupa ta stała się idealnym zespołem, na którym mogliby wzorować się inni, podejmując się takich ambitnych zadań."

Starszym animatorem sprawującym nadzór nad postacią Spirita został właśnie Baxter. Przyznaje on, że jego początkowy entuzjazm został nieco przytłumiony, do czego przyczyniły się wspomniane wcześniej realia kręcenia filmu animowanego, w którym poprzeczka trudności podniesiona została bardzo wysoko. "To było naprawdę najtrudniejsze zadanie, jakiego podjąłem się w swojej profesjonalnej karierze filmowej. Nie przesadzam, kiedy mówię, że pierwszych kilka tygodni spędziłem od rana do nocy za zamkniętymi drzwiami mojego studia powtarzając za każdym razem, gdy ktoś próbował mi przerwać: 'Proszę nie przeszkadzać! Muszę się skoncentrować'. Było to dość deprymujące, ponieważ gdy zabrałem się do wykonywania pierwszych szkiców zdałem sobie nagle sprawę jak mało wiem na ten temat."

Kiedy okazywało się, że ktoś z grupy animatorów czegoś nie wie, trzeba było się tego po prostu uczyć od początku. Cały zespół przeszedł przyspieszony, super intensywny kurs z anatomii koni, hippiki, sposobu poruszania się zwierzęcia, jego lokomocji i szerokiego spektrum zachowań. Na szczęście Centrum Jeździeckie w Los Angeles ma dogodną lokalizację około 1,5 kilometra od kampusu animacyjnego DreamWorks. Tam właśnie animatorzy spędzali długie godziny podpatrując zwierzęta, prowadząc studia nad nimi i wykonując pierwsze szkice. Wiele czasu poświęcono obserwacji, czy też można powiedzieć podziwianiu imponującego ogiera o pięknej maści, który stał się pierwowzorem Spirita.

Animatorzy ogromnie skorzystali również z porad i wiedzy fachowej dwóch uznanych na całym świecie autorytetów w dziedzinie jeździectwa i hodowli koni - Dr. Deb Bennett i Dr. Stuarta Sumida. Obie te osoby zatrudnione zostały przy filmie jako konsultanci ds. koni. Konsultanci przygotowali dla animatorów wielozadaniowy program szkoleniowy, mówiąc im niemalże o każdym bez wyjątku aspekcie życia koni. Wykłady sprawiały czasem, że 'studenci' zaczynali się zastanawiać, czy to co określali mianem zadania ambitnego nie graniczy raczej z cudem. Poza faktem, iż konie mają długi i dość nieruchomy grzbiet, inne części ich anatomii prawie zawsze znajdują się w ruchu - długa szyja pochyla się i kołysze, ogon faluje i śwista, uszy nastraszają się żeby uchwycić dźwięki.

Wprowadzenie wszystkich tych elementów w ruch pozwala rozróżnić różne chody konia - od powolnego stępu, przez kłus, aż po krótki i pełen galop. Oprócz istotnego z punktu widzenia animatorów sposobów i tempa poruszania się, należało rozpoznać poszczególne komponenty każdego chodu, nie mówiąc już o towarzyszących im emocjach. Dla przykładu galop 'baraszkującego', bawiącego się konia jest zupełnie innych niż galop, którego podłożem jest strach zwierzęcia. Aby należycie i starannie oddać ruch, animatorzy często posługują się techniką określaną mianem "zgniatani i rozciągania". Jak tłumaczy Baxter: "W kategoriach filmu kreskówkowego mamy do czynienia z takim zjawiskiem kiedy musimy zdeformować pewien obiekt przygniatając go najpierw, a następnie rozciągając, w zależności od tego jak się porusza. Im bardziej kreskówkowy jest projekt tym więcej w nim elementów doprowadzonych do ekstremum 'elastyczności'. Należy jednak pamiętać, że im bardziej realistycznie ma być oddana rzeczywistość, tym subtelniejsze muszą być wszystkie ruchy. W przypadku koni również skorzystaliśmy z techniki 'zgniatania i rozciągania', jest ona jednak rozsądnie dawkowana i tylko przy ściśle określonych partiach ciała zwierząt - łopatkach i stawach pęcinowych...to właśnie tam mogliśmy się tym posłużyć, są to jednak działania bardzo subtelne i właściwie zamaskowane."

Z punktu widzenia doktor Bennett i doktora Sumida istotne wydawało się przekazanie ekipie animatorów uczucia należnego szacunku dla inteligencji i złożonych emocji koni. "Konie są tak naprawdę bardzo inteligentne i bardzo ciekawe. Mają w swoim repertuarze szeroki wachlarz emocji i uczuć, które jak często zakładamy są przymiotem zwierząt inteligentnych", mówi Sumida.

Bennett dodaje: "Konie są również bardzo uczciwe. Chodzi mi o to, że wykształciły w sobie sposoby przekazywania tego, co dzieje się w ich wnętrzu i jaka towarzyszy temu odczuwaniu reakcja zewnętrzna. Zależało nam zatem, aby animatorzy nauczyli się 'odczytywać' konie i mieć tym sposobem podstawy do przenoszenia tej informacji na ekran." Ta umiejętność wydawała się kwestią zasadniczą z punktu widzenia Jamesa Baxtera, jak również zespołu pracującego nad postacią Spirita, który pojawia się w prawie każdej scenie filmu, i którego szeroki wachlarz emocji obejmuje i radość cieszenia się wolnością i desperację pojmania, jak również bunt przeciwko próbie podporządkowania. Baxter stwierdza, że jego pierwszą inspiracją było już samo imię głównego bohatera - Spirit (w angielskim oznaczające duszę i jednocześnie odwagę). Za punkt wyjścia przyjęliśmy próbę stworzenia postaci konia niezwykle dumnego i bardzo odważnego, dla którego pragnienie wolności jest uczuciem dominującym. W głębi duszy jest to postać o wielkości ducha, który nie może być złamany."

Chociaż pozostałym członkom 'końskiej' obsady filmu poświęca się na ekranie dużo mniej czasu niż samemu Spiritowi, to jednak przełożenie na język animacji ich myśli i emocji było równie trudnym zadaniem dla pozostałych osób sprawujących nadzór nad takimi postaciami jak Rain, klacz będąca obiektem zainteresowań głównego bohatera (nadzór Williama Salazara), czy też matka Spirita - Esperanza (nadzór Sylvaina DeBoissy). Każdy odcień emocji Rain, Esperanzy i innych członków stada musiał być odpowiednio skomunikowany za pomocą mowy ciała i wyrażenia pyska.

Kristof Serrand, sprawujący nadzór artystyczny nad wszystkimi postaciami animacji mówi: "Kiedy mamy już głos aktora, który ma być podłożony, jest to jakiś punkt zaczepienia dla naszej postaci. Ale kiedy postać na ekranie właściwie nic nie mówi, wszystko trzeba wykonywać jakby w pantomimie, co niewątpliwie jest sporym utrudnieniem i wyzwaniem. Do tego dochodzi fakt, iż nie możemy użyć również wyrazistych w swojej ekspresji rąk. Konie nie mają rąk, mają kopyta, tak więc nawet gestykulacja była w tym przypadku poważnie ograniczona."

W przypadku każdej postaci, szczególnie jednak tej, która nie mówi, animator musi polegać w dużej mierze na takich narzędziach wyrażania emocji jak oczy i brwi. I tutaj jednak konie nie posiadają klasycznych w naszym rozumieniu brwi, a ich oczy są umieszczone po bokach łba, zatem niemożliwe jest raczej patrzenie zwierzęciu prosto w oczy. Na potrzeby filmu trzeba było nieco 'poprawić' spojrzenie konia - przesuwając oczy nieco do przodu, podkreślając źrenice szerszą, białą obwódką i dodając bardziej zdecydowane brwi.

Subtelne próby ze strony animatorów nadania bardziej ekranowego wyrazu zwierzętom spotkały się z aprobatą specjalistów jeździeckich, którzy pomimo ingerencji w anatomię koni i lekkich przeróbek z zadowoleniem stwierdzili, że 'Tak właśnie powinno to wyglądać'.

Z równą atencją i starannością, co szczegóły anatomii zwierząt potraktowane zostały w filmie elementy, które słychać, a których jednak nie widać. Odgłosy koni, które słyszymy w filmie "Mustang z Dzikiej Doliny" są autentyczne. Nadzorujący pracę montażowe Nick Fletcher i reżyser dźwięku Tim Chau odbyli serię wizyt w stadninach w celu zarejestrowania wszelkiego rodzaju rżenia i innych odgłosów zwierzęcych, które pozwoliłyby nadać czołowym bohaterom głosy ich właśnie wyróżniające. Kolejnym etapem pracy było przedstawienie zarejestrowanego materiału dźwiękowego reżyser Lornie Cook, z pomocą której poszczególne dźwięki i tonacje zostały przyporządkowane poszczególnym postaciom w najbardziej dopasowanych ujęciach.

"Lorna Cook ma wieloletnie doświadczenie w obcowaniu z tymi pięknymi zwierzętami, czasami wydawało się nam, że ma ona jakieś wewnętrzne rozumienie tego,co konie mówią", stwierdza Fletcher i dodaje: "To właśnie Lorna z największą precyzją wskazywała nam, w którym miejscu i jakim dźwiękiem powinniśmy się posłużyć, my z kolei przekazywaliśmy te informacje animatorom, aby mogli przełożyć to na język animacji." Sama Cook stwierdza: "Decydując się na kręcenie filmu bez dialogów, musieliśmy poszukać jakiegoś narzędzia, które zastąpiłoby tradycyjną mowę. Musieliśmy stworzyć język zwierząt i znaleźć odpowiednią tonację do artykulacji tego, co konie 'mówią', nie wypowiadając tego jednak."

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mustang z Dzikiej Doliny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy