Reklama

"Morskie stwory 3D. Prehistoryczna przygoda": POMYSŁ PROJEKTU

Rozmowa z producentem Lisą Truitt i reżyserem Seanem Phillips

Jak zrodził się pomysł projektu?

Lisa Truitt: Pomysł na film wielkoekranowy zrodził się dzięki historii "Sea Monsters" ("Morskie Stwory"), którą opublikowano w grudniowym wydaniu czasopisma National Geographic (2005). Od razu pomyśleliśmy, że temat ten jest idealny do pokazania na wielkim formacie. Ponieważ Sean Phillips specjalizuje się w wielkoekranowych filmach 3D i brał udział w projekcie National Geographic "Roar: Lions of the Kalahari" ("Ryk: Lwy Kalahari"), bez wahania podjęliśmy decyzję by poprosić go o wzięcie udziału w projekcie.

Reklama

Co wyróżnia ten film wśród innych produkcji o dinozaurach?

Lisa Truitt: Czuliśmy, że ten temat jest mało znany - pierwszy film wielkoekranowy o stworzeniach, które zamieszkiwały oceany podczas ery dinozaurów. Zorientowaliśmy się, że w społeczeństwie istnieje zdumiewający brak świadomości o życiu w pradawnym oceanie i o tym, że stan Kansas, gdzie filmowaliśmy większość ujęć poszukiwania skamieniałości, leżał niegdyś na dnie szerokiego morza.

Sean Phillips: Nie tylko Kansas czy środkowy zachód Ameryki - pod wodą znajdowała się wtedy prawie cala Australia oraz większość obszaru Azji i Europy. Tak więc, mimo szumu jaki robi się wokół lądowych dinozaurów, to te zdumiewające morskie gady dominowały nad większością powierzchni planety. Widzowie odkryją stworzenia, które są tak samo ogromne i budzące podziw jak T-Rex.

Co było największym wyzwaniem podczas produkcji filmu?

Sean Phillips: Wielki format ekranu 3D całkowicie usuwa problem typowego ograniczenia przestrzeni obrazu, pozwala obrazom na wędrówkę od czubka twojego nosa do nieskończoności. Ale stworzenie tak spektakularnych efektów wizualnych może być technologicznie zniechęcające i w świecie kina o formacie najwyższej rozdzielczości pozostawia niewiele miejsca na błędy. Aby widz mógł jak najbardziej wczuć się w życie występujących w filmie stworzeń, musieliśmy zadbać o to, by film wyglądał tak, jakbyśmy się cofnęli z kamerą w czasie i nakręcili życie tych gadów w ich naturalnym środowisku.

Nie wystarczyło więc tylko dokładnie zobrazować wygląd tych morskich gadów, ale trzeba było również stworzyć wirtualną wodę, w której żyły - złożony wzór świateł, ryb oraz każdej najmniejszej cząstki oraz ich wzajemne oddziaływania na siebie.

Lisa Truitt: Oprócz pokonania licznych technicznych wyzwań typowych dla tego formatu, naszym zadaniem było odtworzenie z dokładnością fotograficzną świata, który już nie istnieje, bez świadków tych wydarzeń, którzy mogliby nam w tym pomóc. W filmie podążamy śladami rodziny Dolichohynchops, potocznie nazywanych "Dollies". Historia ta przedstawia życie w pradawnym oceanie tak, jak wyobrazili je sobie naukowcy oraz czerpie wiedzę ze współczesnych wykopalisk skamieniałości, które informują nas o tym niezwykłym świecie. Podobnie jak w każdym współczesnym filmie dotyczącym historii naturalnej, musieliśmy zadbać o to, aby nie antropomorfizować "Dollies" lub innych występujących w filmie stworzeń.

Ten film przenosi widza miliony lat wstecz - skąd wiemy jak te stworzenia naprawdę wyglądały? W jaki sposób zostały one ożywione na ekranie?

Lisa Truitt: Paleontolodzy są jak detektywi z wydziału dochodzeniowego, a ich praca zaczyna się od znalezienia ciała, lub w tym przypadku skamieniałości. Zwróciliśmy się do takich ekspertów, którzy przez całe życie badali skamieniałe pozostałości morskich gadów. Każdy naukowiec specjalizuje się w pewnej grupie zwierząt, a oni spędzili lata - a czasem i dekady - zbierając wskazówki oraz wyobrażając sobie, jak te stworzenia wyglądały w rzeczywistości. Skamieniałości dostarczają informacji o budowie szkieletów tych zwierząt, co w połączeniu z współczesną anatomią zwierząt oraz fizjologią, pozwala naukowcom określić, np. jak wiosłowate przydatki Styxosaurusa poruszałyby się podczas pływania.

Sean Phillips: Sama technologia obrazu jest jak powolne nakładanie warstw - oprawa, ruch, kolor i tekstura. Po zbudowaniu kostno-mięśniowego modelu zwierzęcia, kolejnym etapem jest tzw. "skinning" (oprawa w skórę). Jeśli chodzi o kolory i wzory, tutaj dozwolona jest odrobina artystycznej wyobraźni, mimo, że tekstura skóry zachowała się w formie skamieniałości, co daje naukowcom jasny obraz rozmiaru i kształtu łusek. Tak więc, te morskie potwory są ożywiane dzięki talentom animatorów wykorzystujących technologie komputerowe umożliwiające zobrazowanie złożonych ruchów stawów. Następnym etapem po wykonaniu wstępnych obrazów, jest wprowadzenie matematycznych wzorów, które umożliwiają symulację masy ciała stworzeń oraz zmiany kształtów ich ciał spowodowane ruchem w wodzie.

W jaki sposób wybrano stworzenia, które miały zagrać w filmie?

Lisa Truitt: Skupiliśmy się na kredzie, gdyż był to okres, kiedy żyły najbardziej niesamowite i zróżnicowane gady morskie. Mimo, że każdy z morskich gadów żyjących w tamtym czasie jest fascynujący sam w sobie, jednak, jak każde inne stworzenie, najbardziej interesujący jest w kontekście własnego środowiska, a nie w izolacji. Jednak odnaleziono niewiele skamieniałości, które dowodzą istnienia interakcji między tymi stworzeniami. Szukaliśmy dowodu, który byłby wiarygodny i oparty na wiedzy naukowej - np. skamieniałe kości jednego zwierzęcia w jamie żołądka innego. Wybór zwierząt występujących w filmie oraz fabuła oparte są na tych rzadkich skamieniałościach, które ujawniają takie interakcje.

Czy film "Sea Monsters. A Prehistoric Adventure" jest czymś więcej niż tylko filmem o potworach?

Lisa Truitt: Morskie potwory w tym filmie mają monstrualne rozmiary, monstrualny apetyt i oczywiście nie chciałabym pływać z większością z nich. Ale można również odnaleźć piękno w tym jak znakomicie wyewoluowały, by pełnić swoją rolę w środowisku. To niezwykłe, że takie stworzenia naprawdę istniały, pływały i polowały w morzach, które pokrywały obszary będące obecnie środkowo-zachodnimi polami kukurydzy. Ekscytujące jest, że teraz widz będzie mógł popływać razem z nimi, nawet się nie mocząc!

Sean Phillips: Naukowa rzeczywistość pokazana w tym filmie jest ekscytująca, gdyż umożliwia nam zrozumienie oraz poznanie świata, który już nie istnieje i który jest bardziej fantastyczny niż jakikolwiek inny film o potworach oparty na fikcji. Ta rzeczywistość połączona z tak oddziałującym medium [jak kino wielkoformatowe], gdzie lewiatany wypływają z ekranu tuż nad naszymi głowami, wystarczy by przeżyć prawdziwe filmowe doświadczenie.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy