"Mokra robota": O PRODUKCJI
Kiedy producenci Carol Baum i Mike Marcus przynieśli scenariusz do Code Entertainment, spodobał się od razu. Mówi producent Bart Rosenblatt: "Wiedzieliśmy, że obsadzenie Bena i Téi w głównych rolach, to strzał w dziesiątkę. Oni są świetnymi aktorami. Dodatkowo Téa ma taką niesamowitą chemię, że widzowie chcą ją oglądać z facetem u boku. Nawet pomimo tego, że Ben Kingsley gra kogoś, który nie jest miłym misiem, widzowie chcą ich oglądać razem. Fakt, że postać grana przez Bena nie jest miłym gościem stanowiła wyzwanie. Widzowie wolą oglądać postaci pozytywne. Nasz bohater jednak stara się poskładać swoje życie do kupy, więc trzeba mieć nadzieję, że widzom przypadnie do gustu i będą chcieli oglądać tę miłą dziewczynę z gościem, który jest zabójcą w mafii. Myślę, że chemia między nimi zagrała świetnie".
"Jestem fanem Johna Dahla od dawna. Uwielbiam Red Rock West, Hazardzistów, Fatalny romans i bardzo byłem podekscytowany tą współpracą. W naszym filmie niezwykle ważny jest ton opowiadania. To nie jest komedia, ale i nie dramat o mafii, to coś pomiędzy. Kiedy jesteś pomiędzy musisz bardzo uważać i John świetnie potrafi kroczyć po tej cienkiej linii".
Mówi John Dahl: "Producenci dali mi scenariusz i powiedzieli, że główną rolę zagra Ben Kingsley. Scenariusz okazał się interesującym połączeniem czarnej komedii z elementami najprawdziwszych emocji. Wzruszający bohater, który próbuje odzyskać siebie - tradycyjny typ historii, ale opowiedziany w niezwykle interesujący i wyjątkowy sposób. Chris i Steve naprawdę wykonali kawał świetnej roboty".
Mieszanka komedii i dramatu, kombinacja lekkiej, żartobliwej komedii romantycznej i ciemnego świata alkoholizmu i gangsterów. John Dahl był zafascynowany tym zestawieniem.
"Lubię historie kryminalne, ale uważam, że są jeszcze lepsze, kiedy są w nich elementy humoru. Mój Fatalny romans miał elementy czarnej komedii, też Red Rock West było momentami zabawne. To rodzaj filmów, które naprawdę lubię. Ciężko nad nimi pracować, bo są ryzykowne. Producenci przeważnie nie są pewni, czy wchodzić w takie projekty. Trzeba dużej odwagi i wiary w scenariusz, żeby się na coś takiego odważyć".
Ben Kingsley komentuje zdolność Dahla do odtwarzania tej kombinacji ze świetnym rezultatem.
"Cokolwiek masz do zaoferowania kamerze, John Dahl to widzi, ocenia i jak artysta układa w odpowiednie miejsce w swojej mozaice. Jeśli coś nie pasuje, ociosuje i próbuje znowu. Jest otoczony aktorami chętnymi do opowiadania historii. Nasz film to romantyczny komedio-thriller, który penetruje te trzy gatunki. John świetnie czuje się w tych wszystkich tematach i miksowanie ich także wychodzi mu doskonale. Nasza rola polega na tym, żeby to było ciekawe. Nienawidzę, kiedy filmowcy wykładają kawę na ławę i traktują widzów jak niedorozwiniętych umysłowo. Podkreślają coś muzyką, w następnej scenie każą tłumaczyć aktorom coś, co działo się chwilę wcześniej, jakby mieli widzów za kretynów. John tego nie robi i chwała mu za to. Dlatego film jest prawdziwy, bez chęci przypodobania się komuś na siłę, bez zbędnego tłumaczenia".
Reżysera chwali też Téa Leoni. "Są aktorzy lubiący reżyserów, którzy każą im krzyczeć na planie, rozdzierać szaty i grać z emocjami na wierzchu. Ja nie czuję się z tym dobrze. Na szczęście John jest najłagodniejszym facetem, jakiego spotkałam. Przed zdjęciami przechodziliśmy badania lekarskie i kiedy lekarz go zbadał wykrzyknął, że jak pracuje 25 lat z filmowcami, to nigdy nie zdarzyło się, żeby reżyser miał tak niskie ciśnienie krwi. Chodzący spokój. Dzięki niemu czułam się, że jestem w naprawdę bezpiecznym miejscu i mogę swobodnie pracować przy najcięższych nawet scenach".
Téa Leoni tak mówi o współpracy z Benem Kingsley'em: "Kiedy wiedziałam już, że zagram z Benem uważałam, że to będzie dla mnie zaszczyt. Natomiast kiedy już znalazłam się na planie, przestraszyłam się. Mówiłam kiedyś, że granie jest jak mecz tenisowy. Kiedy grasz z kimś lepszym, to ciągnie cię do góry. I tutaj przestraszyłam się, że stanęłam do meczu z mistrzem świata. Czasem czytam scenariusz i wydaje mi się, że widzę rezultat danej sceny. Wiem, gdzie kończą się jakieś emocje, gdzie zaczynają następne, gdzie trzeba widza zakotwiczyć z jakimś uczuciem. W tym scenariuszu jest tak wiele możliwości zinterpretowania go, że nie byłam pewna jak sobie z tym poradzić. I pojawił się Ben, który zabrał mnie na tę niesamowitą przejażdżkę. Akcentowaliśmy grę w takich miejscach, o których bym nawet nie pomyślała. Zaskoczyło mnie po prostu, że on jest tak cholernie dobry. Czuje, że po tym filmie nie będę już w stanie zagrać czegokolwiek lepiej. To naprawdę niezwykłe doświadczenie".
John Dahl mówi o postaci Franka granej przez Bena Kingsley'a: "To zabójca alkoholik, który zostaje wysłany do San Francisco, żeby wytrzeźwieć. Dużo tu humoru sytuacyjnego, bo w końcu Frank wyjeżdża z bardzo konserwatywnego świata i rzucony zostaje w wir wielkiego miasta. Tam jego sponsorem zostaje gej i Frank jako pracownik zakładu pogrzebowego spotyka postać graną przez Téę Leoni. Ta mówi mu, żeby złamał jej zmarłemu ojczymowi palce u nóg, bo ma za małe buty i on to robi. W tych wszystkich scenach Frank jest typem prostego, bezpośredniego faceta. To świetnie zagrało, ale kiedy myślisz o Benie Kingsley'u nie myślisz o nim jak o kimś, kto grozi grupie Irlandczyków. Mieliśmy świetną grupę starszych Irlandczyków, którzy upijają się w domu pogrzebowym. I widok tańczącego Bena, który dołącza do nich i zaczyna rozróbę, rozśmieszył mnie do łez. Nie spodziewałem się, że Ben może robić coś takiego".
Reżyser kontynuuje opowieść o swojej ulubionej scenie.
"Zawsze chciałem nakręcić scenę, w której grupa 70, 80 czy nawet 90-latków jara szlugi i zaczyna rozróbę na pogrzebie. Wyszło świetnie i dużo zabawniej niż oczekiwałem. Nigdy na planie nie bawiłem się tak jak przy tej scenie".
Ulubiona scena producenta Barta Rosenblatta koncentruje się wokół wprowadzenia postaci Franka - człowieka, który jest niewolnikiem alkoholu.
"Moją ulubioną sceną w filmie jest scena otwierająca, która tak naprawdę mówi wszystko o tej postaci. Frank zatacza się trzymając przed sobą butelkę wódki, wygląda jakby trzymał przed sobą marchewkę i szedł za nią. Butelka idzie przed nim i nagle znika w śniegu. Frank kopie w śniegu aż ją znajduje. Potem rzuca ją przed siebie i znów po nią idzie. I tak dalej".
Jako kontrapunkt do postaci Franka pojawia się Laurel grana przez Téę Leoni. Mówi o niej Ben Kingsley.
"Téa jest mocnym graczem i silną kobietą. Szybko nawiązaliśmy kontakt. Powiedziałem jej `Téa, ty poprowadzisz aspekt mojej postaci, który cię rozkochał i ten aspekt twojej postaci, który pokochał odpowiednik we mnie. Ja będę reagował na potrzeby twojej postaci'. Jaka kobieta rozpaliłaby w sobie namiętność do walczącego z uzależnieniem? To czysty, bardzo ujmujący i piękny zestaw cech, które jednakże pchają tę kobietę w kierunku katastrofy. Nasz występ może być tylko tak dobry jak nasza wiedza. Aktorzy są tylko tak dobrzy, jak wcześniej widzieli, słyszeli czy doświadczyli. Dlatego Téa wnosi swoją szlachetność, mądrość i piękno do tej roli i w pełni je wykorzystuje. Jest fantastyczną kobietą, taką współczesną Katharine Hepburn".
John Dahl mówi o Téi Leoni. "Tea była jedyną aktorką, która czytała scenariusz pod kątem roli Laurel. Zachwyciła się nim. I dzięki Bogu, bo bardzo nam na niej zależało.
Chemia między głównymi bohaterami zadziałała nieprawdopodobnie. Myślę, że Benowi bardzo się spodobał pomysł, że wystąpi z Teą. Ona jest typem aktorki, z którą chce się grać. Kiedy się z nią spotkałem, powiedziała `Mam bardzo krótką listę ludzi, z którymi chciałabym pracować. Ben Kingsley jest na niej".
Téa Leoni mówi o postaci Laurel "Było tak wiele niedopowiedzeń w mojej postaci, że w pewnym sensie czułam ulgę. Mogło być tak, że byłby to scenariusz dla aktorki gdzieś między 40 a 80-tką, która siedzi na kanapie i mówi o strasznych rzeczach, jakie zdarzyły się między nią, a jej ojczymem, kiedy miała 12 lat. Z ulgą przeczytałam scenariusz, zawierający tak mocne zwierzenia, które nie były one wypowiedziane wprost. Czytając scenariusz rozumiałam w mig, co przeszła moja bohaterka, choć słowem o tym nie wspomniała".