Reklama

"Moja łódź podwodna": WYWIAD ZE SCENARZYSTĄ I REŻYSEREM FILMU RICHARDEM AYOADE

Jak wyglądała podróż "Mojej łodzi podwodnej" z kart książki na taśmę filmową?

"Moja łódź podwodna" jest adaptacją powieści "Submarine" Joego Dunthorne'a. Ally Gipps, która pracuje w Warp Films, zna Joego od lat; Warp nabył prawa do adaptacji książki jeszcze zanim się ukazała. Nakręciłem dla tej wytwórni teledysk Arctic Monkeys, a oni dali mi do przeczytania powieść Dunthorne'a, która bardzo mi się spodobała. Następnie poprosili mnie o napisanie na jej podstawie scenariusza, który sam chciałbym wyreżyserować. Kilkakrotnie spotkałem się Joem i rozmawialiśmy o tym, jakie elementy powieści znajdą dobre przełożenie na język filmu.

Reklama

Humor powieści w dużej mierze opiera się na napięciu pomiędzy tym, co według nas zdarzyło się naprawdę, a sposobem, w jaki Oliver opisuje swoje przeżycia. Musieliśmy znaleźć metodę na skuteczne oddanie tego napięcia w filmie. Postanowiliśmy zachować brak wiarygodności Olivera jako narratora, ale zestawić jego opowieści z obiektywną rzeczywistością, a nie tylko tą opisywaną przez chłopaka. Mimo to, film pozostaje mocno subiektywny. Sądzę, że Eric Rohmer potrafił wspaniale osiągnąć ten efekt. Jego "Miłość po południu" była dla mnie ważnym punktem odniesienia. Myślę, że film w znacznym stopniu odbiega od książki, ale mam nadzieję, że postać Olivera Tate'a nie zatraciła charakteru, jaki nadał jej Joe.

Joe był dla nas wspaniałym oparciem - myślę, że gdyby ktoś chciał zekranizować powieść, którą dopiero co napisałem, byłoby to dla mnie koszmarem. Joe podchodził do projektu z ogromnym entuzjazmem i udzielał nam wielu cennych wskazówek. Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego materiału do adaptacji i bardziej życzliwego autora.

Co Pana zainteresowało w postaci Olivera Tate'a?

Zazwyczaj filmy opowiadające o nastolatku pokazują głównego bohatera w przychylnym świetle. Młody protagonista zwykle przedstawiany jest jako ten niewinny. Podoba mi się to, że Oliver jest dosyć wredny, nieprzystępny i egocentryczny. Bardzo mnie to zainteresowało, podobnie jak jego narracja - przezabawna i pompatyczna. Zawsze lubiłem książki, które opowiadają o ludziach w tym wieku, jak "Buszujący w zbożu", "Franny i Zooey", czy też filmy - "Absolwent", "Moja siostra", "Harold i Maude".

Co zadecydowało o wyborze Craiga Robertsa i Yasmin Paige do ról Olivera i Jordany?

Nierzadko podczas dobierania obsady wiem przede wszystkim, czego nie chcę, np. takiego czy innego sposobu grania, ale nie jestem pewien, czego szukam. Mam nadzieję, że pojawi się ktoś, kto nada konkretny kształt mojej wizji postaci. Craig miał w sobie coś nieoczywistego. Fryzura na Pete'a Townshenda z The Who z króciutką grzywką i wielkie worki pod oczami. Miał ujmujący styl. Przy każdym etapie przesłuchań liczyłem na to, że będzie tak dobry, na jakiego wygląda - a on zawsze wybijał się ponad oczekiwania... I naprawdę go polubiłem. Jest dowcipny i czarujący. Yasmin z kolei to wspaniała aktorka. Bardzo inteligentna i przykuwająca uwagę. Ponadto instynktownie zawsze wybierała właściwe rozwiązania.

Mam ogromne szczęście, bo nie wyobrażam sobie tego filmu bez Craiga i Yasmin. Zaczynając przygotowania miałem nadzieję, że znajdę aktorów tak dobrych, jak oni. A przy tym, że będą to ludzie, których zwyczajnie polubię i z którymi przyjemnie spędzę czas. Możliwe, że to jest najistotniejsze.

Jak podszedł Pan do pracy z tak młodymi odtwórcami pierwszoplanowych ról?

Z Craigiem i Yasmin po prostu dużo czasu spędzaliśmy razem, starałem się ich dobrze poznać. Ich sposób mówienia i tak dalej. Przez dwa dni kręciliśmy coś w rodzaju zdjęć próbnych, a potem rozpoczęliśmy próby. To niedrogi etap pracy, a bardzo przydatny. Oboje są urodzonymi aktorami. Grają od dzieciństwa, więc zachowują się profesjonalnie i tworzą niezwykle spójne kreacje. Nie traktowałem ich w specjalny sposób z powodu ich młodego wieku. Okazali się genialnymi aktorami, a ich talent jest wrodzony - zupełnie niezależny ode mnie! Mogłem tylko pomagać im zrozumieć postać, odpowiadać na ich pytania i starać się stworzyć środowisko, w którym dobrze im się będzie pracowało.

Jestem przyzwyczajony do komediowego, improwizacyjnego stylu pracy, gdzie nigdy nie powtarza się dialogu w ten sam sposób. Tutaj musiałem się zmierzyć z zupełnie nowym zadaniem, ale aktorzy mi to bardzo ułatwili. Miałem ogromne szczęście; nie mógłbym sobie wymarzyć lepszych współpracowników.

Pozostali członkowie obsady to aktorzy bardzo doświadczeni, cieszący się uznaniem. Jak i dlaczego obsadził Pan Noah, Sally i Paddy'ego?

Noah Taylor (Lloyd Tate)

Noah jest fantastyczny w każdej swojej roli. Oglądaliśmy z żoną "Randkę na przerwie" - film, w którym grał z Nicole Kidman i Thandie Newton, w pewnym sensie poruszający podobne tematy. Zobaczyliśmy go przed etapem doboru obsady i stwierdziliśmy "Oliver musi go przypominać". To świetnie, że Noah wcielił się w ojca Olivera, bo łatwo nam sobie wyobrazić, iż w młodości był do niego podobny. Noah jest wspaniały: bardzo dowcipny, a jednocześnie szalenie poruszający w każdej swojej kreacji. Myślę, że dobrze się dogadywali z Craigiem i chyba bardzo polubili. Filmową rodzinę połączyła bliska więź. Poznanie i współpraca z Noah były dla mnie wielkim zaszczytem.

Sally Hawkins (Jill Tate)

Sally poznałem wiele lat temu. W ramach przysługi wielokrotnie występowała w moich programach i teledyskach w drobnych epizodach. Jest cudowna. Większość aktorek nie grywa postaci starszych od nich samych, bo albo są próżne albo uważają, że to źle wpłynie na ich karierę. Sally nie ma w sobie cienia próżności. Przy tym jest szalenie dowcipna, ale w taki sposób, jakby sama nie uważała, że robi coś zabawnego... Nie czuć tego okropnego umysłowego wysiłku, który czasem przebija z bardziej jaskrawych kreacji komediowych. Sally jest fantastyczna i bardzo wszechstronna. A przy tym spędzanie z nią czasu to czysta frajda, jest wspaniałą przyjaciółką.

Paddy Considine (Graham T. Purvis)

Paddy'ego łączy z Warp wieloletnia współpraca, dlatego [producent] Mark Hebert miał okazję przebić się do niego ze scenariuszem. Nad jego postacią pracowaliśmy wspólnie. Paddy jest tak świetnym scenarzystą, że byłoby głupotą z mojej strony nie skorzystać z jego pomocy. Cieszę się, że mogliśmy razem opracować między innymi sposób mówienia jego bohatera: tę specyficzną intonację z naleciałościami zza Atlantyku, którą Graham ma w filmie. Paddy wgryza się w postać. Lubi dobrze ją zgłębić, a potem nigdy nie wypada z roli. Wspólnie stworzyliśmy biografię jego postaci, gruntownie ją przedyskutowaliśmy, a on potrafił potem z ogromną swobodą improwizować w zgodzie z charakterystyką bohatera.

Czy "Moja łódź podwodna" rozgrywa się w konkretnych czasach? Jeśli tak, w jaki sposób czas akcji wpłynął na styl filmu?

Postanowiliśmy nie osadzać fabuły w jasno określonych czasach. Po części dlatego, że nie wydawało nam się to ważne, ale także dlatego, że łatwo wtedy przeładować film informacjami, które nie mają dla historii żadnego znaczenia. Nadać mu zbyt dosłowny wymiar. Lubię filmy, w których czas akcji jest nieoczywisty, zwłaszcza, gdy opowiadają o słabo mi znanej kulturze - jak filmy Satyajita Raya. Nie wiem, czy trylogia Apu jest osadzona w czasach dzieciństwa reżysera, w okresie bardziej współczesnym, czy też w dawnej epoce. Spowija je nieco baśniowa atmosfera. Albo "400 batów" - czy film rozgrywa się w 1959 roku, czy może w czasach dorastania Truffauta? To po prostu mgliste wspomnienie przeszłości. Staraliśmy się unikać osadzenia filmu w konkretnym czasie, ale mam nadzieję, że jego klimat nie jest nazbyt retro.

Co zadecydowało o stylu wizualnym "Mojej łodzi podwodnej"?

Obaj z Erikiem [Wilsonem, autorem zdjęć] lubimy styl operatorski Néstora Almendrosa, który, jak sądzę, był naszą największą inspiracją - przede wszystkim jego oszczędność w doświetlaniu planu. Wykorzystywaliśmy naturalne światło, często kręcąc o świcie lub o zmierzchu, i staraliśmy się nie przekombinować. Filmować bez rozmachu, bez wielkich specjalistycznych lamp... Kręciliśmy w Walii, przy zimnej jesiennej pogodzie; mieliśmy bardzo specyficzne, rozmyte, rozcieńczone światło.

Gary [Williamson, scenograf] pracował przy filmie mojego przyjaciela Paula Kinga "Bunny and the Bull" (również produkcja Warp Films), w którym jest genialna scenografia. Wyczułem, że podobają nam się te same filmy i doskonale zrozumie, co chcemy osiągnąć. Większość moich rozmów z Garym dotyczyła podwójnych szyb w oknach. Popularność podwójnych szyb w Walii i ich wpływ na ogólną estetykę domów mieszkalnych doprowadzały Gary'ego do szewskiej pasji.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Moja łódź podwodna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy