Reklama

"Mój tydzień z Marilyn": LEKCJA DOJRZAŁOŚCI COLINA

Do roli Colina Curtis pozyskał Eddiego Redmayne'a ("Kochanice króla", serial "Filary ziemi"). - Tak jak Clark, Eddie to wychowanek Eton i ma podobne przymioty: emocjonalną dojrzałość i zarazem niewinność - twierdził reżyser. - Clark miał w sobie coś z cygana-artysty, co nie było zwykłe w jego klasie społecznej - tłumaczył Redmayne.

- Zamiast na polowaniach i łowieniu ryb, wolał spędzać czas w teatrze i w kinie. Takie "nietypowe" zainteresowania były charakterystyczne dla jego rodziny. Gościli u nich na obiadach Olivier czy Margaret Fonteyn, co nie było częste wśród ówczesnej arystokratycznej elity, wolącej wspomniane wyżej tradycyjne rozrywki. Colin miał w sobie szlachetność i pewną, wynikającą z delikatnego dystansu, nieśmiałość. Nagle eksploduje wokół niego mieszanka talentu, egotycznych obsesji, twórczej energii i seksapilu. Myślę, że nie był tak dojrzały, jak sam o sobie myślał. Rozmawiałem z kobietą, która była rzeczniczką prasową filmu. Mówiła, że Colin był czarujący i jednocześnie dość uparty. Miał w sobie arogancję właściwą dla młodości. Praca nad filmem i spotkanie z Marilyn stały się dla niego istotną lekcją, przyspieszyły dojrzewanie. Redmayne uważa, że więź pomiędzy odtwarzanym przez niego bohaterem a Monroe była możliwa: - On był niezwykle bystrym obserwatorem, dowodzą tego jego późniejsze dokumenty dla BBC. Doskonale wyczuwał kruchość Marilyn. Poza tym nie obawiał się słynnych ludzi - widywał ich często w domu i nie czuł aż tak wielkiego onieśmielenia. W wielkiej mierze wyczuwał ich mentalność. Jego związek z Marilyn był niezwykły, bo było w nim coś matczynego i ojcowskiego. Można powiedzieć, że obydwoje opiekowali się sobą nawzajem.

Reklama
materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Mój tydzień z Marilyn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy