"Mistrz": ZDJĘCIA
Choć "Mistrz" to opowieść całkowicie fikcyjna, świat stworzony przez Paula Thomasa Andersona na potrzeby tego filmu jest dogłębnie i transcendentnie realistyczny. Aby w pełni oddać autentyczne szczegóły z epoki i wyimaginowane otoczenie Sprawy, reżyser zdecydował się na współpracę z oddaną ekipą, która pomagała mu już przy wielu filmach, tworząc coś w rodzaju rodziny, spotykającej się przy okazji jego kolejnych produkcji.
Jedna z pierwszych, całkowicie intuicyjnych decyzji nadała temu obrazowi zupełnie nowy wymiar: Anderson postanowił nakręcić "Mistrza" na niezmiernie dziś rzadkiej taśmie filmowej o szerokości 70 mm. Od samego początku zależało mu na uzyskaniu wrażenia autentycznego filmu z epoki, a po zbadaniu tętniących życiem barw i bogatych faktur w klasykach kina z lat 50., takich jak "Zawrót Głowy" czy "Północ-północny zachód", postanowił odtworzyć te niezwykłe nasycenie kolorów, łącząc je z charakterystyczną dla siebie surową poetyką. 70 milimetrowa taśma filmowa okazała się doskonałym narzędziem zarówno do pokazywania rozszalałego morza, jak i gry cieni na twarzach postaci.
W swoim czasie filmy kręcone na tego rodzaju taśmach stanowiły szczyt kinowych osiągnięć, dziś jednak prawie całkowicie o niej zapomniano, głównie ze względu na technologię IMAX i inne metody tworzenia filmów wielkoformatowych. W szczytowym okresie rozwoju wielkoekranowej, hollywoodzkiej epiki, firmy takie jak Todda-AO czy Panavison, korzystały z taśm 70mm, twierdząc, że zapewnia ona najostrzejszy i najwyraźniejszy obraz, niezależnie od tego, czy zapiszemy na niej widowiskowe panoramy czy najbardziej intymne zbliżenia, a dziesiątki klasycznych tytułów z lat 60., takich jak "Lawrence z Arabii", "West Side Story", "Bunt na Bounty", "Lord Jim", "My Fair Lady" czy "Odyseja Kosmiczna 2001" dobitnie pokazują niezwykłą żywotność obrazów zapisanych na takiej taśmie.
W latach siedemdziesiątych gwałtownie wzrastające koszty produkcji położyły kres używaniu tej technologii. Dekadę później nastąpiło chwilowe odrodzenie, widoczne chociażby w takich filmach jak "Burza mózgów", "TRON" i "Taran i magiczny kocioł", a ostatnie filmy jakie do tej pory zapisano na taśmie 70 mm, to pochodzący z 1996 roku "Hamlet" Kennetha Branagha oraz "Baraka" i "Samsara" Rona Fricke'a (Zarówno "Incepcja" jak i "Mroczny Rycerz" Christophera Nolana, a także "The New World" Terrence'a Mallicka zawierają zdjęcia i efekty kręcone na 70mm, ale wszystkie trzy powstawały głownie w technologii 35 mm).
Anderson twierdzi, że z początku traktował to jako eksperyment, z czasem jednak uznał, że taśma 70mm idealnie pasuje do opowieści o Mistrzu.
- Pomysł podsunął mi Dan Sasaki, technik optyczny z Panavision, gdy zacząłem go wypytywać o kamery Vista Visions, którymi chciałem się trochę pobawić, by sprawdzić w jaki sposób filmy z lat 50. uzyskały swój charakterystyczny wygląd - wyjaśnia reżyser. - Zaczęliśmy kręcić na 70mm kamerach studyjnych i od samego początku wszystko wyglądało tak, jak powinno. Zyskaliśmy w ten sposób doskonałe zdjęcia, ale o wiele ważniejsze od ich wyrazistości czy rozdzielczości okazało się ich dopasowanie do opowieści i jej bohaterów. Wszystko nabrało staroświeckiego klimatu bez zbędnej afektacji i konieczności odtwarzania określonego stylu. Trudno to opisać innymi słowami, niż że tak właśnie to powinno wyglądać.
JoAnne Sellar wyraża podobną opinię:
- To doskonała metoda na kręcenie filmu, w którym tak wiele dzieje się w warstwie wizualnej. Musieliśmy się jednak wiele nauczyć, ponieważ sztuka tworzenia filmów na taśmie 70mm praktycznie zaginęła. Trzeba było wprowadzić liczne zmiany. Udało nam się zdobyć jedynie trzy kamery Panavision, więc kiedy jedna z nich się zepsuła, mieliśmy sporo problemów, a dodatkowej pracy przysporzyła nam laboratoryjna obróbka filmów.
- Panavision zrobił wszystko, by zapewnić nam dostęp do kamer, które dziesiątki lat temu wyszły z użycia. Oddelegowali do nas nawet specjalnego pracownika, który zajmował się wszystkimi problemami związanymi z obsługą tych kamer.
W trakcie kręcenia filmu Anderson przeglądał codzienne partie materiału używając 70 milimetrowego projektora.
- Myślę, że konfrontowanie bieżących materiałów z wyobrażoną wizją filmu to dla niego bardzo ważny etap - wyjaśnia Lupi. - Jego proces twórczy jest bardzo organiczny.
Filmowcy z radością przyjęli informację, że przynajmniej część publiczności będzie miała okazję zobaczyć film wyświetlany na 70 milimetrowych projektorach.
- W idealnym świecie są jeszcze kina, które używają takich projektorów. Oby jak najdłużej - mówi reżyser.